Obaj nie żyją, obaj żyją, zginął jeden - informacje na temat losu załogi rosyjskiego bombowca Su-24 zestrzelonego przez Turków są sprzeczne. Rosyjskie wojsko twierdzi, że zginął jeden pilot, oraz jeden z żołnierzy piechoty morskiej śpieszących na ratunek załodze zestrzelonej maszyny. Według anonimowego informatora agencji Reutera w tureckich władzach, członkowie załogi Su-24 przeżyli. Coś zupełnie innego oznajmili działajacy w Syrii rebelianci, którzy twierdzą, że obu Rosjan zabili.
O zabiciu obu pilotów opadających na spadochronach powiedział Alpaslan Celik, zastępca dowódcy Brygad Turkmeńskich. Rozmawiał z reporterem agencji Reutera we wsi Yamadi obok granicy z Turcją.
- Nasi towarzysze otworzyli ogień w powietrze i obaj piloci zostali zabici - oznajmił Turkmen, trzymając w ręce uchwyty z fotela katapultowego, które pilot musi pociągnąć aby uruchomić mechanizm ewakuacji.
Piloci nie żyją?
Rebelianci umieścili w sieci nagrania, na którym prawdopodobnie widać jednego z zabitych Rosjan. "Rosyjski pilot" - mówi mężczyzna trzymający kamerę. Wokół niego zbiera się grupa mężczyzn. "Allah Akbar" - dodaje filmujący mężczyzna. Według agencji Reutera nagranie pochodzi z terenów północno-zachodniej Syrii przy granicy z Turcją, gdzie walkę z wojskami Baszara el-Asada prowadzi kilka ugrupowań rebelianckich w tym Wolna Armia Syryjska. Potwierdza to wersję przedstawianą przez Celika.
Według niepełnych informacji o incydencie, obaj rosyjscy lotnicy katapultowali się ze swojego bombowca po trafieniu przez rakietę odpaloną z tureckiego myśliwca F-16. Do sieci trafiło nagranie dwóch czasz spadochronów, powoli opadających ku ziemi z dużej wysokości.
Według rosyjskiego wojska tylko jeden z pilotów został zabity. Nie powiedziano nic o losie jego partnera. Drugą ofiarą ma być żołnierz piechoty morskiej, którego zwłok rebelianci nie pokazali. Rosjanie nie poinformowali o okolicznościach jego śmierci, ale najprawdopodobniej był członkiem zespołu lecącego na ratunek pilotom.
Ratownicy w tarapatach
Do akcji poszukiwawczo-ratowniczej ruszyły rosyjskie śmigłowce wojskowe, które przeczesywały obszar w pobliżu syryjsko-tureckiej granicy.
Syryjscy rebelianci twierdzą, że udało im się trafić jeden z nich przy pomocy kierowanego pocisku przeciwpancernego. Jeśli maszyna leciała nisko i powoli, teoretycznie mogli to zrobić.
Według innych źródeł rosyjski śmigłowiec został ostrzelany z broni maszynowej i ciężko uszkodzony, ale zdołał wrócić do bazy. W sieci pojawiło się jednak nagranie, na którym widać rebeliantów niszczących śmigłowiec Mi-8 stojący na wzgórzu.
Prawdopodobnie jedna z maszyn wysłanych na ratunek została uszkodzona i musiała awaryjnie lądować. To na jej pokładzie mógł zginąć żołnierz piechoty morskiej. Załogę i pasażerów maszyny najpewniej ewakuowały inne śmigłowce, a rebelianci zniszczyli pozostawionego Mi-8.
Zestrzelona maszyna
Władze w Ankarze tłumaczą zestrzelenie Su-24 tym, że rosyjski samolot naruszył we wtorek ich przestrzeń powietrzną i po 10 ostrzeżeniach ze strony pilotów myśliwców F-16, został zestrzelony.
Rosyjskie ministerstwo obrony potwierdziła, że zestrzelona maszyna to bombowiec Su-24, który należał do rosyjskiej grupy lotniczej działającej na terytorium Syrii. Jednocześnie Moskwa zapewniła, że strącona maszyna nie naruszyła tureckiej przestrzeni powietrznej.
Prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że zestrzelenie rosyjskiego bombowca Su-24 w Syrii wykracza poza ramy walki z terroryzmem. Według niego to "cios zadany Rosji w plecy przez popleczników terroryzmu".
Po rozpoczęciu pod koniec września przez siły powietrzne Rosji nalotów w Syrii rosyjskie samoloty kilkakrotnie naruszały turecką przestrzeń powietrzną przy granicy z Syrią. Do tureckiego MSZ dwukrotnie wzywano w tej sprawie rosyjskiego ambasadora.
Autor: adso\mtom,ja / Źródło: reuters, pap