Na Białorusi zakończyły się demonstracje opozycji w związku z Dniem Wolności. Milicja rozpędzała manifestacje przy użyciu armatek wodnych i pałek. Niezależne białoruskie media informują, że w stolicy Białorusi zostało zatrzymanych kilkaset osób. Według nich wieczorem niektórzy zatrzymani uczestnicy protestu zostali wypuszczeni bez sporządzania protokołów, innym są stawiane zarzuty.
W Mińsku odbyła się w sobotę nieuzgodniona z władzami akcja z okazji obchodzonego 25 marca Dnia Wolności połączona z protestem przeciwko dekretowi o pasożytnictwie
Dziennikarz rosyjskiego dziennika "Kommiersant" Ilia Barabanow relacjonował z Mińska, że milicjanci zatrzymywali nie tylko uczestników protestu, ale także zwykłych przechodniów. Prospekt Niepodległości w centrum stolicy, gdzie opozycja zaplanowała protest, został otoczony szczelnym kordonem funkcjonariuszy. W pobliżu były zaparkowane autobusy z milicyjnymi oddziałami OMON. Dokładna liczba chcących uczestniczyć w demonstracji jest trudna do oszacowania, ponieważ milicja zatrzymywała ludzi, zanim dotarli na miejsce zaplanowanej akcji protestacyjnej.
Niezależne białoruskie media, w tym portal Biełoruskije Nowosti i telewizja Biełsat szacują, że milicja zatrzymała w Mińsku kilkaset osób, w tym dziennikarzy.
- Kilkadziesiąt wypełnionych ludźmi więźniarek widziałem na własne oczy. Myślę, że można mówić bez przesady o zatrzymaniu co najmniej kilkuset osób – powiedział Waler Kalinouski, dziennikarz Radia Swaboda, jeden z reporterów tej stacji, którzy prowadzili relację z sobotniej akcji protestu.
Tarczy i pałki
Jako "nadzwyczaj dużą" Kalinouski ocenił również liczbę wysłanych na ulice milicjantów, w tym funkcjonariuszy oddziałów specjalnych OMON, którzy byli wyposażeni w tarcze i pałki, a według niektórych doniesień także uzbrojeni. - To samo można powiedzieć o ilości sprzętu. W swojej ponad 20-letniej pracy reportera taką liczbę więźniarek, polewaczek i innych wozów milicyjnych widziałem może kilka razy – ocenił Kalinouski.
O zatrzymaniu swoich reporterów poinformowały m.in. Biełsat (sześć osób), portal TUT.by, agencja informacyjna BiełaPAN. Początkowo dziennikarzy nie zatrzymywano i jako jedynych wpuszczano na miejsce zbiórki uczestników nieuzgodnionego z władzami protestu. W późniejszej fazie, gdy doszło do spontanicznych protestów na różnych odcinkach Prospektu Niezależności w Mińsku, reporterów zatrzymywano razem z demonstrantami.
Ekipę Biełsatu zatrzymano również podczas nieuzgodnionej z władzami akcji protestu w Witebsku, a dziennikarkę tej telewizji - w Homlu. Niektórych dziennikarzy wypuszczono po kilku godzinach.
Pojawiają się także kolejne informacje o zatrzymanych działaczach opozycji, w tym Dzianisie Sadouskim z Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji i Jurym Mieliszkiewiczu z Ruchu o Wolność.
W nocy z piątku na sobotę w Brześciu zatrzymano wracającego z Polski opozycjonistę Uładzimira Nieklajeua. Nie jest znane miejsce pobytu innego działacza opozycji Mikałaja Statkiewicza, który wzywał Białorusinów do udziału w mińskim proteście pomimo braku zgody władz.
Milicja w biurze "Wiasny"
W sobotę rano przedstawiciel niezależnego Centrum Obrońców Praw Człowieka "Wiasna" Walancin Stefanowicz powiedział, że biuro organizacji zostało otoczone przez kordon milicyjny.
Milicja weszła do biura Wiasny około godziny 13 (godz. 11 w Polsce). Wbrew wcześniejszym informacjom, funkcjonariusze nie wyłamali drzwi, lecz po prostu wtargnęli do środka, gdy otwarła je jedna z działaczek. Zatrzymano 57 osób. Przedstawicielka tej organizacji Iryna Smiejan-Siemianiuk poinformowała wieczorem, że wszyscy zostali wypuszczeni. - Zostaliśmy odwiezieni na posterunek, gdzie spisano nasze dane osobowe, ale nie sporządzano żadnych protokołów, nie postawiono nam żadnych zarzutów – oświadczyła Smiejan-Siemianiuk.
Ze słów działaczki wynika, że nie przeprowadzono przeszukania, i że obecny w biurze lider Wiasny Aleś Bialacki nie został zatrzymany. - Prawdopodobnie chodziło o to, by uniemożliwić nam monitorowanie protestów – powiedziała. Po opuszczeniu posterunku działacze Wiasny przystąpili do ustalania liczby osób zatrzymanych podczas sobotniego protestu. Z ich ustaleń wynika, że zatrzymano co najmniej 631 osób. Niezależna gazeta internetowa "Nasza Niwa" szacuje natomiast liczbę zatrzymanych w stolicy na ok. 900 osób. Według informacji "Naszej Niwy" po kilku godzinach od zakończenia protestu większość jego uczestników zaczęto wypuszczać z posterunków bez spisywania protokołów. Z kolei portal TUT.by informuje, że z posterunków wypuszczono w pierwszej kolejności emerytów, niepełnoletnich i dziennikarzy, a wielu innym osobom zarzucono złamanie przepisów dotyczących imprez masowych. Są już także pierwsze kary aresztów dla co najmniej trzech osób.
Zarzuty Łukaszenki
We wtorek prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka poinformował o udaremnieniu przez struktury siłowe planowanej prowokacji zbrojnej, zorganizowanej przez radykałów z opozycji i finansowanej z zagranicy.
W mediach ukazał się w kolejnych dniach szereg materiałów o obozach szkoleniowych i aresztowaniach rzekomych bojówkarzy. W związku z trwającymi od połowy lutego protestami przeciwko dekretowi prezydenta Alaksandra Łukaszenki o pasożytnictwie i masowymi zatrzymaniami ich organizatorów i uczestników "Wiasna" prowadzi specjalną listę, na której umieszcza wszystkie poszkodowane osoby.
Jest na niej już niemal 300 osób, spośród których większość ukarano karami aresztu lub grzywny. Protesty przeciwko dekretowi, który zobowiązuje osoby niepracujące do płacenia specjalnego podatku, trwają od połowy lutego. Od marca dochodzi też do zatrzymań ich organizatorów i uczestników.
Dzień Wolności
W Dniu Wolności na ulice wyszli także ludzie, którzy protestowali przeciwko dekretowi o pasożytnictwie. Władze nie wydały na marsze protestacyjne zgody.
Wszystkie akcje rozpoczęły się około południa czasu białoruskiego (ok. 10 godz. czasu polskiego). W brzeskim proteście wzięła udział liderka opozycyjnego ruchu Mów Prawdę – Tacjana Karatkiewicz, która była kandydatką w wyborach prezydenckich w 2010 roku.
W Grodnie zebrało się około 150 osób na akcji, którą zainicjował ruch Mów Prawdę. W czasie wystąpień uczestnicy mówili o historii – w tym o utworzonej w 1918 roku niezależnej Białoruskiej Republice Ludowej, a także o trudnej sytuacji gospodarczej w kraju i dekrecie o pasożytnictwie.
W Witebsku, jak informuje Radio Swaboda, do zebranych wyszli przedstawiciele władzy i zaproponowali rozmowy w poniedziałek. Milicja uprzedzała uczestników, że akcja jest nielegalna. Na nieuzgodnionej z władzami miasta akcji w Homlu zebrało się ponad 100 osób.
Protest w Mińsku
Mimo braku zgody władz i ograniczenia przez milicję dostępu do planowanego miejsca akcji na Prospekcie Niepodległości w Mińsku, w różnych miejscach, gromadzili się uczestnicy protestu.
W okolicy Placu Jakuba Kołasa udało się na krótko utworzyć kilkusetosobową kolumnę. Jej uczestnicy nieśli biało-czerwono-białe flagi. Wkrótce kolumna została zablokowana przez ustawione w kilku szeregach policyjne oddziały prewencji. Według Radia Swaboda na Placu Jakuba Kołasa także doszło do aresztowań.
W związku z wcześniejszymi zatrzymaniami działaczy opozycji, protest miał charakter spontaniczny.
Dostęp na planowane miejsce zbiórki pod Narodową Akademią Nauk został wcześniej zablokowany. W okolicy zgromadzono milicyjne pojazdy i oddziały. Funkcjonariusze przepuszczali tylko dziennikarzy, a inne osoby nie były wpuszczane. Tych, którym udało się ominąć kordon, zatrzymywano. Mer stolicy uprzedził wcześniej, że wszelkie masowe akcje w tym dniu będą uznane za nielegalne.
Autor: tas,kg\mtom,rzw / Źródło: PAP, Echo Moskwy