Za amerykańskim prezydentem zawsze podąża jak cień oficer trzymający ciężką walizkę. Nie oddala się od niego na więcej niż kilkadziesiąt metrów, nawet na wakacjach. Wypakowana walizka jest bowiem najważniejszą na świecie albo przynajmniej jedną z dwóch najważniejszych. To tak zwana "atomowa futbolówka" - klucz do arsenału jądrowego USA.
Choć oficer z walizką jest zawsze z prezydentem, to rzadko się go filmuje i fotografuje. Po prostu wszyscy dziennikarze koncentrują się na polityku, a nie - wydawałoby się - niepozornym, kolejnym członku jego obstawy. Oficer z walizką został jednak dobrze nagrany podczas niedawnej wizyty prezydenta Donalda Trumpa na wykańczanym lotniskowcu USS Gerald R. Ford. Operator US Navy, stojący na wysokiej nadbudówce okrętu, miał do tego odpowiednią perspektywę.
Zawsze pod ręką
Na nagraniu widać, jak oficer z walizką wysiada ze śmigłowca Marine One (zwyczajowa nazwa, taka sama jak Air Force One) chwilę po prezydencie. Robi to jednak drugim wyjściem. To dlatego bardzo rzadko widać go na oficjalnych zdjęciach. Fotoreporterzy koncentrują się na prezydencie wychodzącym przodem. Jak widać na nagraniu, oficer z walizką szybko znika z pola widzenia kamery skoncentrowanej na Trumpie. Najpewniej w tamtym momencie poszedł do podnośnika lotniczego umieszczonego obok nadbudówki, którym później zjeżdżał do hangaru, gdzie miał przemawiać prezydent. Po wystąpieniu Trump wrócił tą samą drogą do swojego śmigłowca. Tym razem oficer z walizką też był w pobliżu. Czekał na prezydenta żegnającego się z oficjelami, odprowadził go do śmigłowca i wsiadł do niego po Trumpie.
"Menu" z opcjami do wyboru
Dokładne procedury rządzące zachowaniem się oficera z walizką nie są znane. Władze USA ujawniają jedynie ogólne informacje na jej temat. Nie ma na przykład zdjęć jej wnętrza. Jest jednak pewne, że nie przypomina tego, czego można by się spodziewać po makietach przygotowywanych na potrzeby Hollywood. W środku nie ma elektronicznych gadżetów, światełek, licznika odliczającego do zera i wielkiego czerwonego przycisku z napisem "Odpalenie". Jest za to dużo papieru i odporny na zakłócenia system łączności. Walizka jest potocznie nazywana "atomową futbolówką", choć nie jest jasne, skąd wzięła się na ta nazwa. Do skorzystania z niej prezydent musi mieć przy sobie kartę z kodami. Noszący walizkę oficer musi zweryfikować, że są one poprawne, a prezydent jest rzeczywiście prezydentem. Następnie musi on wybrać z listy opcji to, jak ma wyglądać użycie arsenału jądrowego. Jeden z oficerów noszących walizki powiedział po latach, że przypomina ona "menu z knajpy szybkiej obsługi". Jest tam kilka opcji pozwalających wybrać to, jak ma wyglądać uderzenie jądrowe USA. Szczegóły nie są znane, ale prawdopodobnie chodzi o to, na kogo i w jakiej ilości mają spaść głowice termojądrowe.
Kilka poziomów weryfikacji
Po tym, jak prezydent wybierze jedną z opcji a oficer zweryfikuje, że ma odpowiednie uprawnienia do wydania rozkazu, wybór jest przekazywany do Pentagonu. Tam jeszcze raz weryfikuje się poprawność kodów i rozkaz odpalenia rakiet jest przekazywany do jednostek. Nie ma jednak mowy o podważeniu rozkazu prezydenta.
Ostatnią weryfikację przeprowadzają już żołnierze ostatecznie naciskający guzik odpalenia, siedzący pod ziemią w pobliżu silosów rakietowych, na atomowych okrętach podwodnych czy w kokpitach bombowców. Oni też weryfikują poprawność kodów. Zawsze muszą to zrobić dwie osoby. Później muszą przekręcić odpowiedni kluczyk i nacisnąć guzik, po czym nie ma już odwrotu. Dodatkowo w walizce prezydent ma broszurę z informacjami na temat bezpiecznych miejsc ukrycia na wypadek wojny jądrowej oraz instrukcję obsługi awaryjnego systemu, który pozwala nadać ostrzeżenia i komunikaty na wszystkich falach radia oraz telewizji.
Rosjanie też taką mają
Noszona przez oficerów walizka waży około 20 kilogramów. Z zewnątrz wygląda, jakby była zrobiona ze skóry, ale to tylko opakowanie. W środku kryje się wzmocniona metalowa walizka. Noszą ją zmieniający się co jakiś czas wyselekcjonowani młodzi oficerowie ze wszystkich rodzajów sił zbrojnych USA. Wszyscy muszą mieć najwyższy stopień dostępu do informacji tajnych. Zazwyczaj ich praca nie należy do emocjonujących, choć jest bardzo odpowiedzialna. Czasem dochodzi jednak do wyjątkowych sytuacji. W 1981 roku w wyniku zamachu na Ronalda Reagana prezydent został rozdzielony z walizką na kilkadziesiąt minut, ponieważ samochód z ciężko rannym politykiem, nie oglądając się na nic innego, szybko pojechał do szpitala, podczas gdy oficer z nią został w tyle. Na dodatek ratownicy zajmujący się prezydentem rozebrali go i karta z kodami atomowymi została znaleziona później w butach na podłodze sali operacyjnej. Podobnych incydentów był cały szereg, choć nie aż tak dramatycznych. Walizka pojawiła się w czasach prezydentury Dwighta Eisenhowera w latach 50., kiedy realna stała się konieczność szybkiego wydania rozkazu ataku jądrowego w wypadku zaskakującego uderzenia ZSRR. Koncepcja miała zostać dopracowana za Johna F. Kennedy'ego i od tego czasu jest jedynie modyfikowana.
Podobną walizkę ma też Rosja. Nazywa się "Czeget". Ma być podłączona do specjalnej sieci komunikacyjnej najwyższego dowództwa wojskowego Rosji i mieć podobne zastosowanie jak amerykańska "futbolówka".
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy