Przegląd prasy. Waszczykowski: Pan Bóg miał siedem dni, by stworzyć świat, a ja miałem trzy

12.03.2017 | Polityka zagraniczna według Waszczykowskiego? Opozycja: tak można prowadzić na San Escobar
12.03.2017 | Polityka zagraniczna według Waszczykowskiego? Opozycja: tak można prowadzić na San Escobar
Źródło: Arleta Zalewska | Fakty TVN

- To nie było żadne 27:1 - przekonywał w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, mówiąc o niedawnym szczycie Unii Europejskiej, na której szefem Rady Europejskiej został wybrany Donald Tusk, a nie Jacek Saryusz-Wolski, którego kandydaturę forsował polski rząd.

Szef polskiej dyplomacji odniósł się do faktu, że nie udało mu się znaleźć poparcia dla kandydata polskiego rządu Jacka Saryusz-Wolskiego na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Przyznał, że miał za mało czasu.

- Pan Bóg miał siedem dni, by stworzyć świat, a ja miałem trzy, by wypromować kandydaturę Jacka Saryusz-Wolskiego. To mało, żeby zorganizować poparcie dla tego typu decyzji. Poza tym takie sprawy nie leżą w gestii ministrów, tylko premierów. Dlatego staraliśmy się o przełożenie głosowania, aby zyskać potrzebny czas - powiedział szef MSZ w wywiadzie dla "Dziennika Zachodniego".

Waszczykowski powiedział, że Saryusz-Wolski zdecydował się definitywnie na kandydowanie dopiero w sobotę przed szczytem. Na pytanie, czy dlatego głosowanie w Brukseli skończyło się "porażką 27:1", Waszczykowski odparł: - To nie było żadne 27:1. Proszę zobaczyć, jak wyglądało rzekome głosowanie. Zadano jedynie pytanie, kto jest przeciw.

Zdaniem ministra wobec dwóch będących w grze zastosowano różne reguły. - Kandydata zgłoszonego przez panią premier w ogóle nie dopuszczono do głosu - powiedział.

Zwrócił uwagę także na kwestię głosowania nad kandydaturą Donalda Tuska. - Podczas szczytu padło jedynie pytanie: kto jest przeciw. A gdy okazało się, że tylko Beata Szydło, to głosowanie zakończono. A gdzie pytanie: kto za, kto się wstrzymał - pytał Waszczykowski.

Dodał, że "teraz nawet nie wiemy, jakie stanowiska miało w tej sprawie 27 krajów". - Poza tym zmieniano zasady gry, choćby dotyczące sposobu ogłaszania konkluzji Rady. To jakby sędzia piłkarski w czasie meczu zadecydował, że przez 10 minut nie będzie odgwizdywał spalonego - stwierdził szef MSZ.

"Nasz głos się przebił"

Pytany, "dlaczego przed szczytem Rady nie pojechał na Nowogrodzką i tam nie powiedział, że Beata Szydło nie ma żadnych szans na sukces?", odpowiedział: - Wszyscy w rządzie, jak i w kierownictwie partii, zdawali sobie sprawę, że to zadanie jest trudne do wykonania w ciągu trzech dni.

Waszczykowski zaznaczył, że w sprawie Saryusz-Wolskiego chodziło "przede wszystkim o zasady". - Chodziło o zadeklarowanie pewnych norm, standardów i deklaracji dotyczących reform UE. To zostało przedstawione. Rozpoczęliśmy proces dopominania się o reformy Unii. I to się udało, nasz głos się przebił - powiedział.

W ocenie szefa polskiej dyplomacji "z Tuska już wcześniej nie mieliśmy pożytku". - Jego funkcjonowanie było jałowe dla polskiej dyplomacji - powiedział.

"Recepta na katastrofę UE"

Waszczykowski mówił także o ewentualnej "Unii dwóch prędkości". Pytany, czy uda się temu zapobiec, powiedział: - Na pewno będziemy tłumaczyć, że jest to recepta na katastrofę Unii Europejskiej.

- Jeśli część państw - tak się składa, że Europy Zachodniej - opacznie czyta dziś traktaty i dostrzega w nich ducha Europy wielu prędkości, to my tego wspierać nie będziemy. Oczywiście, jeśli niektóre kraje chcą przyspieszyć integrację w sektorowych politykach, nie mamy nic przeciwko. Ale istnieje obawa, że pojawią się pomysły stworzenia rozwiązań hegemonistycznych, które poszłyby w kierunku zarządzania całą Unią - i pozostawienia krajów, które do tego układu nie pasują, poza procesem decyzyjnym - dodał.

Waszczykowski powiedział, że "w krajach strefy euro narasta pomysł stworzenia centralnego ciała, które będzie zarządzać unią walutową". W jego ocenie, "konsorcjum francusko-niemieckich banków wyłoni zarządcę", który będzie "kierował strefą euro, a strefa euro będzie zarządzać resztą Unii".

Pytany, czy jego zdaniem remedium na problemy strefy euro nie jest pogłębianie przez nią integracji tylko jej częściowy rozpad, powiedział: - To za mocne ujęcie. Ratunkiem dla najbardziej zadłużonych państw strefy euro byłby swoisty urlop od niej, zawieszenie członkostwa. Powrót na pewien okres do lokalnej waluty, uporządkowanie finansów, a następnie odwieszenie członkostwa w strefie euro.

Autor: agr,js\mtom / Źródło: Dziennik Zachodni

Czytaj także: