Grupa ponad stu pseudokibiców zaatakowała policjantów pilnujących wejścia do szpitala w Knurowie. Do zamieszek doszło po śmierci kibica, który w czasie burd z policją na stadionie został ranny w szyję.
W sobotę około godziny 23 w Knurowie doszło do zamieszek. Grupa ponad stu pseudokibiców obrzuciła racami, butelkami i kostką brukową policjantów, którzy pilnowali wejścia do szpitala.
Jak poinformował w niedzielę rano rzecznik śląskiej policji Andrzej Gąska, rannych zostało czternastu funkcjonariuszy. Obrażenia nie zagrażają ich życiu. - Są to głównie stłuczenia, rany od uderzeń. Kilku policjantów jest również poparzonych - powiedział rzecznik.
Dodał, że w nocy zatrzymano sześciu "najbardziej agresywnych napastników". - Policjanci identyfikują kolejne osoby, które naruszyły prawo. Będą one sukcesywnie zatrzymywane - podkreślił.
Starcia na stadionie
Zamieszki są pokłosiem wydarzenia, do którego doszło na stadionie podczas 4-ligowego meczu pomiędzy Concordią Knurów a Ruchem Radzionków. Jak relacjonował na antenie TVN24 rzecznik katowickiej policji Andrzej Gąska, pomiędzy kibicami doszło do awantury. Ok. godz. 17.30 kibice z Knurowa zaczęli rzucać na murawę niebezpiecznymi przedmiotami. Wielokrotne upomnienia organizatorów nie przyniosły skutku, więc sędzia przerwał mecz.
- W tym momencie grupa ok. 50 chuliganów wtargnęła na murawę, dążąc do konfrontacji z kibicami drużyny przyjezdnej - relacjonował Gąska. Jak stwierdził, interweniowali policjanci z katowickiej prewencji, którzy "próbowali nie dopuścić do starcia" grup.
- W stronę mundurowych również poleciały niebezpieczne przedmioty, policjanci użyli wówczas środków przymusu, w tym gumowych pocisków - powiedział Gąska.
Strzały z broni gładkolufowej
Chuligani nie uspokoili się mimo salwy ostrzegawczej, więc pociski - jak relacjonował policjant - wystrzelono w stronę zadymiarzy, co ich częściowo uspokoiło.
W czasie starcia na stadionie ranny został 27-latek z Knurowa.
- Z nieoficjalnych informacji wynika, że mężczyzna został postrzelony w szyję i wykrwawił się po przewiezieniu do szpitala - powiedział na antenie TVN24 reporter Jerzy Korczyński.
Rzecznik policji przekazał, że po jakimś czasie policja otrzymała informację, że mężczyzna zmarł.
Policjant stwierdził, że "jest wysoce prawdopodobne", że kibic mógł zostać ranny od policyjnej kuli wystrzelonej z broni gładkolufowej. - Nie wykluczamy takiej sytuacji, że ta rana powstała po trafieniu gumowym pociskiem - stwierdził Gąska.
Okoliczności tej interwencji - jak zaznaczył - są szczegółowo wyjaśniane na polecenie śląskiego komendanta wojewódzkiego policji. Na miejsce pojechał zespół z wydziału kontroli, który będzie wyjaśniał szczegóły tej interwencji a policjanci będą identyfikowali uczestników zajść.
"Chłopcy nic takiego nie robili"
Matka jednego z kibiców przekonywała w rozmowie z dziennikarzami, że tak zdecydowana interwencja policjantów nie była potrzebna.
- Chłopcy nic takiego na boisku nie robili, oglądałam filmik. Nie rzucali żadnymi kamieniami, owszem, wybiegli na murawę, ale nic takiego się nie działo. Kiedy syn chciał ratować (rannego kibica - red.), to nie pozwolili im dojść, dostał gazem - mówiła.
Policja mogła zrobić więcej?
Do zarzutu, że policjanci nie udzielili kibicowi pomocy odniósł się w niedzielę rano Andrzej Gąska ze śląskiej policji: - To są bzdurne zarzuty. Pierwsze, co zaczęli robić policjanci, to udzielać pomocy. Bardzo szybko okazało się, że jest w pobliżu osoba, która ma uprawnienia ratownika i to ona przejęła reanimację. Policjanci stworzyli natomiast coś w rodzaju kordonu, oddzielając miejsce udzielania pomocy od reszty agresywnej grupy - wyjaśnił.
Autor: pk,js,kg\mtom,tr / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24