Śledczy przeprowadzili eksperyment procesowy w miejscowości Pniewite (woj. kujawsko-pomorskie), gdzie na początku czerwca doszło do wypadku na przejeździe kolejowym. Zarzut usłyszała kierująca samochodem kobieta, która w wypadku straciła dwójkę małych dzieci. Wcześniej miesiącami walczyła ona o sygnalizację świetlną w tym miejscu. Jej mąż ma wątpliwości co do sensu eksperymentu, bo na przejeździe od momentu wypadku wiele się zmieniło.
Do tragedii doszło na początku czerwca, kiedy czteroosobowa rodzina wyjeżdżała na długi weekend.
Rodzice z dwójką dzieci odjechali zaledwie kilkaset metrów od domu. Na pobliskim przejeździe kolejowym w ich auto uderzył szynobus.
3-letnia Zosia i 7-letni Mateusz zginęli na miejscu. Rodzice trafili do szpitala.
W połowie lipca matka dzieci, pani Kamila, usłyszała zarzut spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Jej mąż, pan Filip, od początku nie krył oburzenia z powodu takiej decyzji. Tym bardziej, że kobieta przed wypadkiem miesiącami walczyła o sygnalizację świetlną na przejeździe.
Pani Kamila nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Prokuratura Rejonowa w Chełmnie zapowiadała wtedy, że po otrzymaniu dokumentacji z kontroli przeprowadzonej przez Państwową Komisję Badania Wypadków Kolejowych powołani zostaną biegli. Nie wykluczała również przeprowadzenia eksperymentu procesowego.
Został on przeprowadzony dzisiaj. Odtworzenie zdarzenia trwało półtorej godziny.
"Tu się pozmieniało tyle rzeczy"
W miejscowości Pniewite wiele się jednak zmieniło od czasu wypadku, a warunki na przejeździe się poprawiły.
- Najpierw, tuż po tragedii, skoszono trawę na nasypie, który ograniczał widoczność. Kilka dni temu zniknął natomiast sam nasyp, który powodował, że nie było nic widać - relacjonował reporter TVN24. Mówił jednak że, w ramach przygotowań do eksperymentu pracownicy kolei starali się odtworzyć warunki, które panowały wcześniej.
Wątpliwości co do sensu przeprowadzonego eksperymentu ma pan Filip, mąż oskarżonej. - Ten eksperyment, moim zdaniem, wiele nie wniesie. Tu się pozmieniało tyle rzeczy, że to jest praktycznie nie do odtworzenia. Jest to obecnie, w mojej opinii, nierealne - przekonywał w rozmowie z TVN24.
Prokurator: eksperyment nigdy nie jest w idealnych warunkach
- Celem eksperymentu jest sprawdzenie wersji śledczej, którą przyjęliśmy - tłumaczył Witold Preis z Prokuratury Rejonowej w Chełmnie. - To kwestia widzialności, słyszalności sygnałów dźwiękowych. To rekonstrukcja zdarzenia na miejscu zdarzenia - dodał.
Jak wyjaśnił, "eksperyment nigdy nie jest przeprowadzany w idealnych warunkach, bo to jest po prostu niemożliwe".
- Mamy oględziny miejsca zdarzenia, pełną dokumentację. Biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych posiada program CRASH uznany w wymiarze sprawiedliwości, na podstawie którego można pewne rzeczy odtworzyć - tłumaczył.
Eksperyment ma pomóc śledczym ustalić, czy do tragedii doprowadziły zaniedbania urzędników, czy też winna jest kierująca samochodem matka.
Jak przekazał reporter TVN24, jego wstępne wyniki poznamy w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
Autor: kg,js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24