- Strażak krzyczał, żebyśmy uciekali. Wziąłem córeczkę na ręce i zaczęliśmy się ratować - mówi reporterowi TVN24 mieszkaniec kamienicy w centrum Łodzi, w której rano doszło do pożaru. Sześć osób, w tym dwoje dzieci podtruło się dymem. Płomienie pojawiły się na poddaszu. - Tam zawsze były libacje, pewnie to przez dzikich lokatorów mamy teraz zalane domy - mówią mieszkańcy.
Płomienie pojawiły się po godz. 7 na poddaszu gmachu przy ul. Gdańskiej 31.
Z budynku ewakuowano ponad 30 osób. Sześć osób, w tym dwoje dzieci wymagało pomocy medycznej. Jak mówi Górczyński, wszyscy podtruli się dymem. Troje trafiło na obserwację do szpitala.
W akcji uczestniczyło aż 19 zastępów straży pożarnej. Jak mówi st. sekcyjny Łukasz Górczyński z komendy miejskiej straży pożarnej w Łodzi, trudno było walczyć z pożarem.
- Płomieniach stanęło poddasze kamienicy w bardzo zwartej, śródmiejskiej zabudowie - tłumaczy strażak przed kamerą TVN24.
"Uciekajcie!"
Strażacy ugasili płomienie po godzinnej akcji. St. sekc. Górczyński podkreśla, że na razie jest zbyt wcześnie, żeby mówić o przyczynach pożaru.
Swoją wersję mają mieszkańcy łódzkiej kamienicy.
- Na poddasze co chwilę ktoś wchodził i organizował libację.
Nie zdziwię się, jak się okaże, że ktoś pijany zaprószył ogień - mówi pan Włodzimierz, który z płonącego budynku uciekł z małym dzieckiem.
Jak mówi, ogień nie zniszczył jego domu, ale wszystkie pomieszczenia są zalane.
- Rano ktoś zaczął walić nam do drzwi, okazało się, że to strażak. Krzyczał, żebyśmy uciekali. Wziąłem córkę i wybiegłem, nawet pieluszek dla niej nie wziąłem - opowiada.
Na czas trwania akcji gaśniczej ruch samochodów i tramwajów w pobliżu miejsca pożaru został wstrzymany. Wszystko wróciło do normy ok. godz. 9. Wciąż jednak w centrum Łodzi tworzą się duże korki.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24