Podczas nocnej zabawy w brazylijskim klubie nocnym wybuchł pożar. Uciekający w panice ludzie tratowali się i umierali od trującego dymu. Miejscowa policja poinformowała, że wszystkie ciała zostały wydobyte z klubu. Zginęły 232 osoby, a kolejne 131 jest rannych i przebywa w szpitalach.
Pożar wybuchł w nocnym klubie Kiss w mieście uniwersyteckim Santa Maria na południu Brazylii. Według policji w środku miało być wtedy około pięciuset ludzi. Według przedstawiciela klubu był on niemal pełny i bawiło się w nim wówczas od 1000 do 2000 ludzi.
BBC, powołując się na swoich informatorów, twierdzi, że w środku było około 500 osób.
Pożar wybuchł, kiedy członek zespołu dającego koncert w klubie odpalił racę, od której zajęła się izolacja akustyczna na suficie, a potem na ścianach, która wydzielała znaczne ilości trującego dymu. - Ludzie wpadli w panikę i tratowali się nawzajem - powiedział szef miejscowej straży Guido de Melo.
Przybyli na miejsce strażacy musieli wybijać dziury w ścianach, aby dostać się do środka. Jedyne wyjście było zablokowane przez uciekających w panice ludzi. Część z nich, gdy wydostała się już z klubu, zaczęła wybijać dziury w ścianach, by pomóc reszcie uwięzionej w środku jeszcze przed przyjazdem straży pożarnej.
Zabójcza panika
Policja wydobywała ze zgliszcz ciała przez kilka godzin i dokładna liczba ofiar została ogłoszona dopiero przed godz. 20. polskiego czasu. To 232 osoby - 120 mężczyzn i 112 kobiet.
Wcześniej BBC twierdziło, że zginęło 230 osób, a inne media mówiły nawet o 245 ofiarach. Większość ofiar zmarła w wyniku stratowania lub zaczadzenia. Kolejne 131 osób trafiło do szpitali. Część z nich jest w ciężkim stanie.
Z wnętrza dyskoteki zostały wydobyte już wszystkie ciała, a sam budynek zabezpieczono na potrzeby śledztwa.
- Podczas całej swojej kariery nie widziałem takiej tragedii. Ci ludzie byli tacy młodzi... - powiedział BBC strażak Arthur Rigue. - W różnych miejscach klubu leżą masy ciał. Około piętnastu osób próbowało znaleźć ratunek w toaletach. Wszyscy zmarli od zaczadzenia - dodał.
Początkowo informowano o "co najmniej" 90 ofiarach, ale później przedstawiciel lokalnej policji miał stwierdzić, że prawdopodobnie zginęło ponad 200 osób. W pobliskiej siłowni trzeba było urządzić prowizoryczną kostnicę, gdzie rodziny muszą rozpoznawać bliskich.
Na wieść o tragedii z podróży zagranicznej do Chile przedterminowo wróci prezydent Dilma Rousseff.
Autor: mk, adso//gak,mtom / Źródło: Reuters, BBC