- Jestem bliska tego, że złamię prawo i pokażę państwu akta, którymi dysponuję - deklaruje w "Jeden na Jeden" w TVN24 Małgorzata Wassermann. I zapewnia: - My jeszcze zadamy szereg trudnych pytań i ja wiem, co dziś przykrywa pan premier PR-em i nieszczerym słowem "przepraszam" - powiedziała.
Według córki Zbigniewa Wassermanna przeprosiny, które do rodzin ofiar skierował wczoraj premier Tusk nie były szczere. - Przyjęłam je z ogromnym smutkiem i żalem. Nawet dość mocno mi się popłakało nad tym nieszczerym słowem "przepraszam", a potem szeregiem oskarżeń w stosunku do rodzin - dodała.
- Jak te słowa mogły być szczere, jeśli rozumiem, że Sejm zebrał się po to, żeby zapytać Ewę Kopacz jak mogła uczestniczyć w czynnościach lekarzy, kiedy tych czynności nigdy nie było. Zamiast odpowiedzi na to pytanie usłyszeliśmy jak bardzo pan premier się starał. My o to nie pytaliśmy i nie takiej odpowiedzi oczekiwaliśmy. Pytaliśmy, w jaki sposób ci państwo wykonywali swoje obowiązki - tłumaczyła Małgorzata Wassermann.
Gdzie oni byli?
Wassermann podważała też informacje przekazane wczoraj przez premiera, że przy sprawie katastrofy pracowało 2 tys. osób. - Gdzie było tych 2 tys. urzędników? Przecież po wystąpieniu premiera wystąpił prokurator generalny i wymieniał te liczby - czterech prokuratorów, trzech lekarzy, trzech kryminalistyków, i tak było - powiedziała córka Zbigniewa Wassermanna.
I dodała: - Prokurator Seremet mówił o pomocy prokuratorów. Nie odnalazłam rodziny, której pomogli. Mówił o pomocy polskich lekarzy, nie odnalazłam tej rodziny, której pomagali. Z tego co wiem, to identyfikacja (zwłok - red.) wyglądała w ten sposób, że ze strony polskiej były jakieś pojedyncze, przypadkowe i niezwykle zmęczone osoby. Natomiast strona rosyjska była reprezentowana przez kilka osób do tego przygotowanych - oceniła Małgorzata Wassermann.
Zaznaczyła, że - o ile pamięta z wiedzy zawartej w aktach sprawy - na miejscu w Moskwie "przez wszystkie dni" było około 20, 30 osób, które pomagały w identyfikacji ofiar. Pytana, ile jej zdaniem powinno ich być stwierdziła, że 30-40. - Jedna rzecz jest dla mnie nie do pojęcia. Gdyby pan, panie redaktorze, był prokuratorem, ministrem, czy lekarzem i przyjechał 11 kwietnia na miejsce w siłach cztery osoby na 96 ciał i usłyszał, że od wczoraj wydobyto w Smoleńsku wszystkie ciała, przewieziono do Moskwy i zdążono wykonać sekcję, uwierzyłby pan w taką informację? - pytała Wassermann.
Zapewniła, że chciałaby, żeby "pan prokurator powiedział konkretnie, a najlepiej pokazał dokument, w których czynnościach procesowych uczestniczyli polscy lekarze i prokuratorzy".
Kto i gdzie?
Małgorzata Wasserman odniosła się też do słów minister Kopacz, która tłumaczyła wczoraj w Sejmie, że w Moskwie uczestniczyła nie w sekcji zwłok ofiar, ale w przygotowaniu do identyfikacji. - To dlaczego wcześniej mówiła - uczestniczyliśmy ramię w ramię? Czy chciała sobie przypisać zasługi, w których nie brała udziału? Wypowiedzi pani minister idą w ten sposób - uczestniczyliśmy ramię w ramię w sekcjach zwłok, potem było stwierdzenie, że to było przejęzyczenie i mówiła - uczestniczyliśmy w identyfikacjach. Z kolei zdanie sprzed dwóch dni brzmi, że my uczestniczyliśmy w przygotowywaniu zwłok do identyfikacji - powiedziała Wassermann.
I zaproponowała: - Wyciągnijmy wszystkie wypowiedzi, kiedy ja od początku mówiłam, bo widziałam co się dzieje w aktach i na miejscu, że jest źle i zacznijmy coś robić. Przypomnijcie państwo wypowiedzi premiera, że współpraca jest znakomita i że jesteśmy do wszystkiego dopuszczeni - apelowała Wassermann.
Z rządem na piśmie
Małgorzata Wasserman poruszyła też wątek zakazu otwierania trumien przez rodziny ofiar. Wczoraj zarówno marszałek Kopacz, jak i minister sprawieliwości Jarosław Gowin przekonywali, że zakazu nie było. - To jest bardzo dużo półprawd. Rodziny zwracają się ustnie - my nie wiedzieliśmy, że z tym rządem trzeba na piśmie i za potwierdzeniem odbioru - czy mogą otworzyć trumny i uzyskują odpowiedź, że nie od pana Arabskiego, od minister Kopacz i pracowników ambasady - relacjonowała Wassermann.
I dodała: - Jeżeli rząd dziś powołuje się na to, że nie było zakazu, tylko płynie on z ustawy i jest możliwość wydania decyzji o otwarciu, to kiedy przychodzi np. Magda Merta i mówi, że chce otworzyć trumnę i zobaczyć mojego męża, to czy to jest wiele powiedzieć - proszę napisać wniosek, wydamy decyzję i będzie pani mogła to zrobić? Jeśli ona słyszy "nie mogę", to znaczy, że "nie mogę" - oceniła.
Z kolei premier Tusk przekonywał w Sejmie, że nie miał sygnałów o jakichkolwiek chęciach otwarcia trumien. - To nie jest prawda, ja miałam takie sygnały i o tym mówiłam. Na to słyszałam, że jestem niecierpliwa i żebym dała popracować. Ja o tym mówiłam od samego początku. Przypominam moją notatkę z 13 kwietnia z lotniska, gdzie pisałam co się dzieje w Moskwie, że brakuje ludzi i są oni nieprzygotowani do identyfikacji - powiedziała. I dodała, że "ludzie byli w pracę bardzo zaangażowani", ale brakowało koordynacji.
Na koniec Małgorzata Wassermann zaznaczyła, że nie umie sobie wyobrazić, "że osoba tak skompromitowana jak minister Ewa Kopacz pełni drugą funkcję w państwie".
Autor: mn/tr/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24