Damian Zieliński, który był szósty w kolarskim keirinie na olimpijskim torze w Rio de Janeiro, uważa, że sędziowie łagodnie potraktowali rywali, którzy robili falstarty. - To chyba ze względu na igrzyska – zastanawiał się Polak, któremu w ten sposób medal przeszedł koło nosa.
Sędziowie dwukrotnie przerywali rywalizację, ponieważ zawodnicy minimalnie wyprzedzali rozpędzającą ich dernę (motorower, za którym jadą kolarze), zanim ta opuściła welodrom. Po długich analizach i mimo jasnej wykładni regulaminowej nie zdecydowali się jednak na dyskwalifikację - w pierwszym przypadku Jasona Kenny'ego lub Malezyjczyka Azizulhasniego Awanga, a w drugim - Niemca Joachima Eilersa. - Oczywiście te sytuacje nadawały się do dyskwalifikacji, ale myślę, że sędziowie byli bardziej wyrozumiali ze względu na igrzyska. Tym bardziej że jedno przewinienie miał Brytyjczyk Kenny, a jeśli jemu się odpuściło, to nie można było stosować kary także w stosunku do innych. Podium byłoby zresztą w takiej sytuacji już rozstawione na samym starcie, bo jechalibyśmy w trzech – powiedział Zieliński. Mimo wszystko najstarszy z polskiej ekipy kolarzy zawodnik jest zadowolony ze swojego występu. - Musiałem sobie zrekompensować dwie pozostałe nieudane konkurencje. To mój życiowy wynik. Keirin to także jest sprint, ale przedłużony. Ponad rok tego nie jeździłem. Specjalnie oszczędzałem się na sprint i nawet nie chodzi o zmęczenie fizyczne, ale bardziej o kraksy - wspomniał.
Liczył na więcej
O medalu Polak nie myślał. Szósta lokata jest dla niego dobra, choć liczył na trochę więcej. - Nastawiłem się na walkę i gdzieś w głębi byłem zdeterminowany, aby pokazać, że jestem w stanie zrobić w końcu wynik na igrzyskach. Szansa na medal narodziła się w samym finale. W pierwszym podejściu fajnie się wszystko ułożyło i myślę, że jeśli nie miejsce na podium, to byłaby czwarta lokata - ocenił. Zieliński, mimo że ma już 34 lata, na razie nie myśli o zakończeniu kariery, ale przyznał, że trudno będzie mu dotrwać do kolejnych igrzysk za cztery lata w Tokio.
Autor: twis / Źródło: PAP