26-letni mężczyzna podejrzany o zabójstwo 23-latka w Bukowinie Tatrzańskiej mógł działać w obronie koniecznej. Sprawdza to prokuratura, choć zaznacza, że nie będzie to mieć wpływu na postawione zarzuty, a jedynie na ewentualną karę. Ta w przypadku obrony koniecznej może być łagodniejsza.
Ta historia wstrząsnęła Polska w pierwszy dzień nowego roku. W sylwestrową noc, kilka minut po północy, w jednej z restauracji w Bukowinie Tatrzańskiej wybuchła awantura, w czasie której dwóch mężczyzn zostało ugodzonych nożem. Mimo bardzo szybko udzielonej pomocy jeden z nich zmarł w szpitalu. Życiu ranionego 22-latka nie zagraża niebezpieczeństwo. Nożownik uciekł. 26-letni mężczyzna, Polak gruzińskiego pochodzenia, który jest podejrzany o zadanie ciosów, został po kilku dniach zatrzymany w Warszawie, gdzie od kilku lat mieszka. Sąd zdecydował, że mężczyzna trafi do aresztu na dwa miesiące. Za zabójstwo grozi mu nawet dożywocie. Nie ma wątpliwości co do tego, czy zadał ciosy nożem, ale pojawiają się w kwestii, dlaczego to zrobił.
Zabójstwo czy przekroczenie granic obrony koniecznej?
26-latek mógł zadać ciosy nożem w obronie własnej. Potwierdzać to mają zeznania rodziny i przyjaciół zatrzymanego 26-latka. Według nich podczas zabawy grupa gości, w tym nieżyjący już 23-latek oraz jego 22-letni kolega, miała zachowywać się wulgarnie. Część gości już przed północą opuściła imprezę, wśród nich 26-latek. Kiedy z rodziną wsiadł do samochodu, mężczyźni mieli przeszkadzać mu w odjeździe. Mężczyzna miał bać się o życie swoje i swojej rodziny. Dlatego wysiadł z auta i próbować uspokoić mężczyzn. Ci mieli go zaatakować, a on chwycił za nóż i zadał kilka ciosów.
Nieoficjalnie wiadomo, że inną wersję wydarzeń przedstawili znajomi nieżyjącego już 23-latka oraz jego 22-letniego kolegi. Oni z kolei twierdzą, że napastnikiem był 26-latek.
Problemy ze świadkami
We wtorek zakopiańscy policjanci zaapelowali do świadków zdarzenia, by zgłaszali się do komisariatu lub bezpośrednio do prokuratury. Ma to pomóc w ustaleniu rzeczywistego przebiegu wydarzeń z sylwestrowej nocy. Jak dowiedział się portal tvn24.pl, również nieoficjalnie, prokuraturze brakuje świadków. W noc, kiedy doszło do tragedii, większość uczestników zabawy miała być pod wpływem alkoholu i chętna do składania zeznań. Problemy miały pojawić się w noworoczny poranek, kiedy to świadkowie stwierdzili, że nic nie pamiętają lub też wprost odmawiali zeznań.
26-latek usłyszał już zarzut zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa, ale prokuratorzy, choć nie mówią tego oficjalnie, sprawdzają teraz, czy zachowanie 26-latka nie było jednak samoobroną. Wciąż nie udało się też ustalić, kto wyjął nóż, którym zadano ciosy.
- Na razie trwają czynności, wszystko jest w trakcie ustalania - mówi Zbigniew Lis z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem, która zajmuje się sprawą.
Niejasne granice
Gdyby się okazało, że 26-latek faktycznie bronił się przed napastnikami, kara mogłaby być znacznie niższa.
- Nie zmieniłyby się zarzuty, jednak w wypadku obrony koniecznej kodeks karny przewiduje znacznie niższe kary - wyjaśnia Lis.
Kwestia granic obrony koniecznej nie jest w Polsce do końca jasna. Choć zapisy w kodeksie karnym nie różnią się od tych w innych krajach europejskich, to problem leży w ich interpretacji.
- Sądy zbyt często to zawężają i na broniącego się przed atakiem przenoszą zbyt dużą odpowiedzialność za analizę sytuacji. Tam, gdzie pojawiają się wątpliwości, czy atak był rzeczywiście groźny, odpowiedzialność przenoszona jest na ofiarę ataku - mówi Aleksander Pociej, senator i prawnik. - Jeżeli doniesienia o tym, że 26-latek rzeczywiście bronił się przed napaścią, się potwierdzą, to zarzut zabójstwa nie jest zasadny. Dla mnie to uczestnictwo w bójce ze skutkiem śmiertelnym, z użyciem niebezpiecznego narzędzia.
Jak zaznacza, w polskim prawie wielokrotnie zdarzały się przypadki, kiedy osoba broniąca się przed napastnikami została surowo ukarana. - Często zdarza się tak, że sąd orzeka, że obrona nastąpiła zbyt wcześnie lub była nieadekwatna do ataku - dodaje.
"Nigdy nie był agresywny"
26-latek, który jest podejrzany o zadanie śmiertelnych ciosów, to Polak gruzińskiego pochodzenia. Mężczyzna od wielu lat mieszka w Polsce, ma polskie obywatelstwo. Z sukcesami trenował judo w jednej z warszawskich sekcji. - Podczas ćwiczeń nigdy nie spotkałem się z tym, by zachowywał się agresywnie - mówi portalowi tvn24.pl mężczyzna trenujący z 26-latkiem. - Widziałem go w różnych sytuacjach, nawet po spożyciu alkoholu. Nigdy nie zachowywał się źle, nie wplątywał się w żadne bójki - podkreśla.
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24