- Biegli pracujący w Smoleńsku nie stwierdzili na wraku TU-154M trotylu, ani żadnego innego materiału wybuchowego - powiedział płk Ireneusz Szeląg w czasie konferencji wojskowej prokuratury. Dodał, że urządzenia, którymi posługiwali się prokuratorzy pokazały możliwość wystąpienia związków chemicznych. To mogą być materiały wybuchowe, ale nie muszą. - Ostateczną odpowiedź dadzą badania laboratoryjne - dodał.
Charakter publikacji "Rzeczpospolitej" o wykryciu obecności trotylu na szczątkach samolotu uznał za "sensacyjny".
Prokuratura: w próbkach nie stwierdzono materiałów wybuchowych Szef wojskowej prokuratury podkreślił, że powołani przez prokuraturę biegli nie stwierdzili obecności na wraku tupolewa trotylu, ani żadnego innego materiału wybuchowego.
Nie jest prawdą, że w wyniku przeprowadzonych czynności i badań stwierdzono, że na próbkach zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła znajdują się ślady trotylu, jak i nitrogliceryny. Nie stwierdzono również takich substancji na centropłacie samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem - zapewnił. - Wyników takich nie przyniosło również badanie miejsca katastrofy, gdzie jakoby odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu - podał prokurator z WPO w Warszawie. I dodał: - Śladów materiałów wybuchowych nie stwierdzono także na znalezionych podczas ostatnich prac biegłych elementów samolotu.
Będą specjalne badania. Wyniki nawet za pół roku
Jak tłumaczył Szeląg, dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M. Wyjaśnił, że zamówiona opinia ekspertów z policji dotyczy jakichkolwiek śladów materiałów wybuchowych na wraku samolotu Tu-154M.
Całościowa opinia może być gotowa nawet za pół roku. Szeląg poinformował, że wszystkie szczątki wraku zbadano tzw. spektrometrami ruchliwości jonów pod kątem obecności związków chemicznych, mogących stanowić materiały wysokoenergetyczne, w tym wybuchowe.
"Urządzenia mogły tak zareagować nawet na kosmetyki"
Zwrócił uwagę, że czynności biegłych służyły zabezpieczeniu próbek, a nie wyciąganiu wniosków. - Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - podkreślił Szeląg. Dodał, że dziś takie wnioski może "wyciągać jedynie laik, osoba niemająca elementarnej wiedzy na temat tego rodzaju badań". Według Szeląga spektrometry reagują na pestycydy, rozpuszczalniki, związki wchodzące w skład tworzyw sztucznych, kosmetyków, związki organiczne występujące powszechnie w glebie. Dodał, że urządzenia te reagowały np. na namiot wykonany z PCW.
- Dlatego te urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych szybkich testów przesiewowych i wskazują, że dany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym badaniom laboratoryjnym - wyjaśnił prokurator. Podkreślił, że nie można na podstawie takich sygnałów wnioskować o występowaniu materiałów wybuchowych.
Autor: nsz//kdj / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24