Płonęły szafy, łazienka, ściany największego pokoju - mówiła załamana. Było przedpołudnie, a w mieszkaniu tylko ona. Gdy mąż Ewy K. dowiedział się o pożarze, natychmiast ruszył w stronę domu. Wiózł syna, spieszył się. Kilkadziesiąt kilometrów od celu, z niewiadomych przyczyn, zjechał na przeciwny pas ruchu i wbił się w TIR-a. Obaj zginęli.