To była najsmutniejsza gala w całej 40-letniej historii gdyńskiego festiwalu. Zamiast przygotowywanej od miesięcy pełnej humoru uroczystości, mieliśmy ascetyczną, pozbawioną radości, jaką dyktowałaby świetna kondycja polskiego kina, imprezę. Z uznaniem przyjęto Złote Lwy dla filmu "Body/Ciała" Szumowskiej ale już brak nagród dla pewniaków -Małgorzaty Zajączkowskiej w wielkiej kreacji za "Noc Walpurgi", czy pominięcie brawurej opowieści Kingi Dębskiej "Moje córki krowy" budziły zdumienie.