- Joanna nie zdążyła zobaczyć filmu, ale widziała ogromną część materiału we wstępnych wersjach montażowych. Pierwszy 20-minutowy fragment obejrzała w szpitalu. Pojechałam do niej z komputerem, włączyłam go i wyszłam na spacer. Z wypiekami na twarzy czekałam na jej reakcję. Kiedy wróciłam, siedziała na łóżku zapłakana. Podeszła do mnie, przytuliła się i powiedziała, że jest pięknie - opowiada w rozmowie z tvn24.pl Aneta Kopacz, reżyserka nominowanej do Oscara "Joanny".