Ten, który ma dziś największy powód do świętowania i to jego wieczór wyborczy trwał najdłużej, był najbardziej huczny i jak przystało na anty-systemowca daleko od stolicy. Paweł Kukiz - czarny koń tych wyborów - człowiek, który na początku sam miał wątpliwości czy zbierze wystarczająco dużo głosów, by zarejestrować swoją kandydaturę - zajął trzecie miejsce - tuż za dwoma liderami. I to właśnie od niego, a dokładnie od jego wyborców może teraz zależeć - kto ostatecznie zostanie prezydentem. Sam Kukiz mówi, że nikogo nie poprze, że te wybory były dla niego tylko wstępem do walki o Sejm.