10 stycznia 1998, sobota, kwadrans przed dwudziestą. 200-osobowy tłum kibiców wraca z meczu koszykówki Czarnych Słupsk z AZS Zagaz Koszalin. Jest wśród nich 13-letni Przemek Czaja, drobny - niespełna metr pięćdziesiąt wzrostu – blondyn w szaliku Czarnych. Szczęśliwy, bo jego drużyna wygrała. Matka nie chciała go puścić na mecz, ale bardzo mu zależało: sam uzbierał pieniądze na bilet, sprzedając butelki. To był ostatni bilet, jaki w życiu kupił.