Brakiem serca - i rozumu - wykazał się 52-letni właściciel psa, który pozostawił go na pięć godzin w zamkniętym samochodzie. Sam w tym czasie wypoczywał na plaży. Jego "podopiecznego" nie udało się uratować, pies padł w rozgrzanym przez słońce aucie.
Do zdarzenia doszło w niedzielę w Mielnie. W południe mężczyzna dotarł na pole namiotowe i pierwsze co postanowił zrobić, to udać się na plażę. Nie zamierzał jednak zabrać z sobą swojego psa.
Pięć godzin gehenny
Mały piesek rasy chihuahua został sam zamknięty w samochodzie. Właściciel był jednak "troskliwy": uchylił okno auta i zostawił zwierzęciu miskę z wodą. Tego, że powietrze w pojeździe stojącym na słońcu może nagrzać się do 60 stopni nie wziął pod uwagę.
Biedne zwierzę spędziło w piekarniku, w jaki zmienił się samochód, pięć długich godzin. Zauważyła go przechodząca kobieta, która natychmiast wezwała policję. Pomimo działań policjantów i weterynarza piesek nie przeżył.
Cena braku pomyślunku
Właściciel wrócił na parking około godziny 17. Zastał tam czekających na niego policjantów. Został już przesłuchany. W zależności od wyników sekcji zwłok psa i na zebranych materiałów dowodowych zapadnie decyzja co ewentualnych zarzutów karnych.
Byłemu juz właścicielowi psa może zostać postawiony zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi do dwóch lat więzienia.
Źródło: Policja Koszalin
Źródło zdjęcia głównego: Billy Hathorn (Wikipedia)