Wypalone jądrowym atakiem centrum Seulu, miliony Koreańczyków z Północy usiłujących dostać się do Władywostoku i Pekinu, Chińczycy i Amerykanie obserwujący się z wieżyczek swoich czołgów – tak mógłby wyglądać krajobraz na Półwyspie Koreańskim, gdyby ostatnie incydenty na Morzu Żółtym doprowadziły do wojny na pełną skalę. Mógłby, ale prawdopodobnie nie będzie, bo nikomu w regionie na wojnie nie zależy.