„Nadkomisarz Mrzyk, nie Hiszpan, lecz pół Wołoch, pół Hucuł, każdemu, kto ujrzał go en face, do złudzenia przypominał Jeana Reno. Mimo że pochodził z podrzeszowskiej wsi Hyżne, weekendy spędzał w połemkowskiej chyży, ulokowanej w pół drogi między Hoczwią a Rzepedzią na Podkarpaciu” – tak zaczął się tekst II Krakowskiego Dyktanda. Jak mówi prof. Walery Pisarek, językoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dyktando ma być metodą rozbudzenia w Polakach chęci sprawdzenia swojej znajomości ojczystego języka. – Dbałość o to, jak się pisze idzie w parze z tym, jak się mówi – zauważa językoznawca.