Najpierw zepsuty autobus, potem wielogodzinne czekania na nowy, zastępczy. Dla ponad czterdzieściorga dzieci to czekanie skończyło się w szpitalu. Bo upał był tak duży, a pomoc opiekunów miała być tak mała, że koloniści potrzebowali natychmiastowej interwencji lekarzy. Dzieci mdlały, nie miały nawet wody - alarmowali ich rodzice. Organizatorzy kolonii odpierają zarzuty. Twierdzą, że opieka byłą właściwa, a zasłabnięcia zdarzają się wszędzie.