Kilkunastu wolontariuszy po szkole, pracy, wychodziło na ulice Częstochowy. Do puszek zbierali pieniądze na chore dzieci. O tym, że mała Olga i Kuba nie istnieją, nie zdawali sobie sprawy. - A potem nieświadomi oddawali wszystko szefowi, który na puszkach im nadrukował "podarować komuś swoją pomoc to coś bezcennego". A pieniądze brał dla siebie - mówią policjanci, którzy zajęli się sprawą charytatywnego biznesu.