Niewielki monitorek w oparciu fotela przede mną uprzejmie informuje: wysokość 11200 m, do celu 3800 km, szacowana godzina przybycia 5:19. Jasne, ale piąta rano którego dnia? Bo - niestety - lecąc daleko na wschód można się mocno pogubić. Zwłaszcza, że najpierw wykonujemy mały kroczek na zachód (ale nie tak mały, żeby nie zmieniać strefy czasowej) a potem wielki skok na wschód.