- Wzięliśmy pacjenta z domu, pojechaliśmy do szpitala. Jeszcze pod domem dowiedzieliśmy się, że nigdzie w rejonie nie ma izolatek i dyspozytor nie wie, gdzie nas wysłać - opowiada ratownik pogotowia, który osiem godzin krążył z pacjentem w karetce między szpitalami w Rybniku, Wodzisławiu Śląskim i Jastrzębiu-Zdroju.