Sonia zjadła już dywanik na korytarzu (dywany pochowaliśmy), podziurawiła nam swetry i bluzki (skacząc na nas, zawiesza się ostrymi ząbkami na ubraniu) i pogryzła nasze ręce (wiem, że „do wesela się zagoi”, ale wesele już przecież było). Krótko mówiąc, Sonia (patrz wcześniejszy tekst: „Sonia”) czuje się już u nas pewnie i rozrabia, a potem uśmiecha się bezczelnie swoim uśmiechem „szczerbulca”. Szczerbulca dlatego, że właśnie zaczęły jej wypadać „mleczaki”.