Jak relacjonuje pan Tomasz, jego partnerka chorująca na COVID-19, gorączkowała i z trudem łapała oddech. Na karetkę, jak mówi, czekała osiem godzin, ale do szpitala w Wołowie (województwo dolnośląskie) ostatecznie zawiózł ją własnym samochodem. Tam - jak relacjonuje mężczyzna - na przyjęcie chora czekała jeszcze kolejne trzy godziny. Narodowy Fundusz Zdrowia zapowiedział kontrolę.