Katowice

Katowice

Uwaga, tylko w niedzielę Sosnowiec wydaje paszporty w limitowanej edycji

Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy odbędzie się w Sosnowcu, będą tam budować ogromny żagiel, a na koniec wystąpią Patrycja Markowska i zespół Dżem. Ale z Jurkiem Owsiakiem grają także inne miasta w województwie śląskim. Tychy już licytują nazwę ronda, w Częstochowie pobiegną, w Bytomiu pojadą na rowerach, w Gliwicach będą ścigać się wrakami, w Dąbrowie Górniczej wejdą do jeziora, a w Jaworznie będą gotować i jeść.

"Prokuratura zrobiła piękny prezent kibolom"

Obywatele RP "są wściekli". Chodzi o incydent sprzed roku na Jasnej Górze, kiedy ich zdaniem doszło do konfliktu między nimi a kibicami. Ci drudzy odbywali pielgrzymkę. Pierwsi - protestowali przeciw rasistowskim hasłom. Prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, sąd podtrzymał decyzję.

"Wozili mnie i cały czas bili w tym radiowozie". Skazani policjanci nadal pracują

- Przeszedłem na czerwonym świetle obok pasów. Myślałem, że o to się czepili. Policjanci zaciągnęli mnie do radiowozu i na wstępie poczułem cios w oko. Wozili mnie po Gliwicach i cały czas bili w tym radiowozie - opowiadał nam 17-letni Aleksander. Sąd oparł się nie tylko na jego zeznaniach - śledczy znaleźli ślady krwi w radiowozie. Trzej policjanci zostali skazani.

16-latek skazany za okrutne zabicie sąsiadki. Wyrok: 15 lat więzienia

Z domu 75-latki zginęły między innymi: notatnik, szkatułka, aparat fotograficzny, sześć zegarków, dwa telefony komórkowe, trzy portmonetki oraz 17 tysięcy złotych i 13 dolarów. Właścicielka została skopana po głowie i podpalona. Oskarżony o zabójstwo 16-letni sąsiad ofiary został skazany na 15 lat więzienia.

Kupił kurtkę, w kieszeni znalazł plik banknotów i tajemniczą kartkę

58-latek kupił kurtkę zimową w sklepie z używaną odzieżą. Gdy ją założył, poczuł, że coś go uwiera. Wyjął z kieszeni zwinięte w rulon banknoty - ponad tysiąc złotych - i zaniósł na policję. Oddał również kartkę, która też była w kieszeni. Policja chwali uczciwego znalazcę i poszukuje poprzedniego właściciela kurtki.

Nie skręciła, nie hamowała, przyspieszyła. Zginął egzaminator, kursantka oskarżona

68-latka w sierpniu ukończyła kurs prawa jazdy, a rok później w czerwcu przystąpiła do egzaminu praktycznego. W pierwszym zadaniu - jazda po łuku do przodu - nie zatrzymała się tam, gdzie powinna. Jechała 40 kilometrów na godzinę. Świadkowie krzyczeli. Egzaminator wszedł jej w drogę, podniósł ręce. Gdyby zaczęła ostro hamować i tak by go potrąciła. Mogła tylko skręcić, ale tego nie zrobiła. Cały czas miała nogę na pedale gazu. Przyspieszyła. To był moment. Egzaminator zginął na miejscu. Takie są ustalenia biegłych. Gotowy jest akt oskarżenia.

"Mamo, kiedy to zgłosisz?". Mówiła "jutro". Według śledczych córka była wykorzystywana cztery lata

Matka dziewięcioletniej dziewczynki przyznała się w prokuraturze, że wiedziała o wykorzystywaniu seksualnym swojej córki. Nie zgłosiła tego jednak organom ścigania, bo była przekonana, że zrobi to ośrodek interwencji kryzysowej, który o tym zawiadomiła. Prokuratura postawiła zarzuty matce i dyrektorce ośrodka, bo żadna z nich nie ukróciła przestępstwa. Według śledczych, dziewczynka była gwałcona wielokrotnie przez cztery lata. Główny oskarżony był wtedy policjantem.

Wjechała w drzewo. Zginęła jej matka

Prowadziła 45-letnia kobieta. Jej 69-letnia matka siedziała na miejscu pasażera. Niedaleko skrzyżowania auto zjechało na przeciwległy pas ruchu i uderzyło w przydrożne drzewo. Córka przeżyła, matka nie. Kilka godzin później na tej samej drodze doszło do czołowego zderzenia dwóch aut. W jednym jechała rodzina z trzyletnim chłopcem.

"Szli z kościoła, do domu nie wrócili". On nie żyje, ona jest w ciężkim stanie

Przejście dla pieszych między centrum handlowym a kościołem w sobotę po godzinie szesnastej, zmrok, deszcz i ruch przedświąteczny. Kierowca powiedział policjantom, że nie widział pieszych. Inni widzieli, jak piesi unieśli się w powietrzu. On miał 74 lata. Zginął na miejscu. Ona, 65-latka, jest w ciężkim stanie. Byli małżeństwem. - To moja rodzina. Szli z kościoła do domu, nie wrócili - pisze pani Ula.

Nie widział potrzeby zabrania raków na Mont Blanc. Odpowie za śmiertelny upadek Polki

Pani Aneta zgodnie z planem nie miała zdobywać położonego na wysokości 4810 metrów szczytu Mont Blanc, a jedynie dotrzeć do schroniska położonego na wysokości 3165 metrów. Kilkaset metrów przed celem spadła dwieście metrów w dół szlaku. Nie miała raków, bo przewodnik powiedział, że nie musi ich mieć. Reporter "Faktów" TVN Robert Jałocha dowiedział się, że Zbigniew B. usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.

Wiercili pod ziemią, wybuchł gaz, zginęło osiem osób. Areszty po tragedii w Szczyrku

Aresztowano trzech mężczyzn odpowiedzialnych za roboty ziemne na ulicy Leszczynowej w Szczyrku 4 grudnia. Powód - ich wyjaśnienia wymagają weryfikacji. Według prokuratury roboty te związane są z uszkodzeniem gazociągu, co doprowadziło do eksplozji, zawalenia się domu i pożaru. W katastrofie zginęło ośmioro mieszkańców tego domu - trzypokoleniowa rodzina. Najmłodszy Staś miał trzy lata, jego dziadek i wujek zdobywali medale w narciarstwie alpejskim.

Pogrzeb rodziny Kaimów. "Trzeba pracować, ale nie kosztem drugiego człowieka"

- Nie ferujmy wyroków, nie osądzajmy, dajmy czas tym, którzy mają wyjaśnić tę tragedię. Ona musi nas czegoś nauczyć, żeby ta ofiara nie poszła na marne. Powinniśmy zadać sobie pytanie, gdzie tak pędzimy. Trzeba pracować, ale nie kosztem drugiego człowieka, nie za wszelką cenę. Nic co materialne nie zabierzemy z tego świata. Otwórzmy się na rodzinę, na sąsiadów. Cała nasza społeczność złączyła się w smutku. Oby to współczucie i ta chęć niesienia pomocy pozostała wśród nas - mówił burmistrz Szczyrku na pogrzebie rodziny Kaimów, która zginęła w swoim domu po wybuchu gazu.

Dozór i zakaz opuszczania kraju, ale nie areszt dla Kamila Durczoka

Sąd Okręgowy w Katowicach nie zgodził się na zastosowanie aresztu wobec dziennikarza. W środę odrzucił prokuratorskie zażalenie na decyzję Sądu Rejonowego Katowice-Wschód, który również nie dopatrzył się powodu, żeby Kamil Durczok na tym etapie śledztwa trafił do celi. Sąd zastosował wobec dziennikarza inne środki zapobiegawcze: ma on wpłacić 200 tysięcy złotych poręczenia. Nie może też opuszczać kraju, ani zbliżać się do byłej żony.