Był już wujek Kim Dzong Una, którego miały rozszarpać psy i była dziewczyna Kima - zabita i wrzucona gdzieś do bezimiennego grobu. Pierwszy rzeczywiście zginął, ale w sposób konwencjonalny - z broni palnej, a druga nadal żyje. Tym razem jednak wydaje się, że nieprawdopodobna historia dotycząca sposobów zadawania śmierci w Korei Północnej może okazać się prawdziwa. Amerykańskie Obserwatorium Praw Człowieka dla Korei Północnej twierdzi, że jeden z satelitów sfotografował skazańców zabijanych za pomocą starych, sowieckich dział przeciwlotniczych.