- Pani była zadbana, wiek około 65 lat. Wrzeszczała, że jestem podła, żebym była człowiekiem i zostawiła jej tego psa, że nigdzie nie będzie miał tak dobrze jak u niej. Bary siedział w murowanym kojcu z widokiem przez furtkę. Kołtuny jak pięść, w uszach ropa i krew, w ranach larwy much. Nie ruszał się u weterynarza - opowiada obrończyni zwierząt.