- Jechałem po ludzi. Poczułem, że coś mi śmierdzi. Widziałem, że się dymi. Miałem zamiar zjechać z wiaduktu, ale autobus tu mi stanął, bo jest elektryczny i instalacja się rozłączyła. Zanim straż przyjechała, spłonął doszczętnie. Światła pogasły i pan który jechał za mną, nie widział w tym dymie, że autobus stoi. Uderzył we mnie - opowiada kierowca spalonego autobusu.