Czarno na białym

Czarno na białym

Oblicza Europy

Czarno na białym - jedni okazują niechęć albo wręcz wrogość - inni współczują i na swój sposób pomagają - dziś w programie wstrząsające zdjęcia i dwa oblicza Europy, którą zalewa wzbierająca wciąż fala uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. A swoistym symbolem tych dwóch twarzy Europy może być granica Węgier i Austrii. Granica, która - z punktu widzenia uciekinierów - wszystko zmienia. Węgry to dla nich najpierw kolczasty drut graniczny, potem utrudnienia w przeprawie, brak zorganizowanej pomocy, brak nawet informacji. W Austrii - już przy samej granicy nastawienie mieszkańców i władz do uchodźców jest zupełnie inne - o czym w reportażu Katarzyny Górniak, która właśnie wróciła z Węgier i Austrii.

Na skraju ubóstwa

Pojechaliśmy do kilku miejscowości w województwie warmińsko-mazurskim, czyli tam gdzie - według danych GUS - żyje najwięcej w Polsce osób poniżej granicy ubóstwa. To w sumie 15 proc. mieszkańców. Oni najlepiej wiedzą, czy takie życie to życie skazane na głód. Co na to rodziny, nauczyciele i pracownicy ośrodków pomocy społecznej?

Głód polityczny

Gdy jedni cerują, inni licytują. Im bliżej wyborów, tym wyżej licytują. 100, 500, a może 900 tysięcy głodujących i niedożywionych dzieci? Politycy od lewa do prawa rzucają co raz bardziej porażające liczby, powołując się przy tym - z pełną powagą i absolutną pewnością - na dane GUS i NIK. Tylko, że ani GUS, ani NIK, ani nikt inny nie policzył dotąd w Polsce dzieci, które głodują lub są niedożywione. To jest co najmniej dziwne, ale takich konkretnych liczb po prostu nie ma. Jest za to wyjątkowo cyniczna polityczna gra, w której wcale nie o potrzebujące dzieci chodzi.

Siostra od biedy

To, że nie wiadomo, ilu jest dokładnie głodujących nie znaczy, że problemu głodu i biedy nie ma. Najlepiej wie o tym siostra Małgorzata Chmielewska, która na co dzień takim potrzebującym dzieciom i dorosłym pomaga. To ją zapytaliśmy, czy jest bieda w Polsce, czy są głodujące dzieci i czy jest dla nich skuteczna pomoc?

Gorączka złota

Złoty pociąg wciąż jest tajemnicą co działa jeszcze bardziej na wyobraźnię poszukiwaczy, którzy tłumami z całego świata ciągną do Wałbrzycha. I nawet jeśli ostatecznie niemiecki pociąg z rzekomym bogactwem się nie znajdzie - to dla Wałbrzycha i tak stał się już prawdziwym skarbem - wartym co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych.

Przeklęty skarb

Środa Śląska, która 30 lat temu przeżywała swoją gorączkę złota. Przypadkowo odkryte w ziemi niezwykle cenne klejnoty królewskie - postawiły na nogi całe miasto. Kto mógł i czym mógł kopał, a co wykopał - z reguły zabierał. Ówczesna władza nie była w stanie na tym zapanować - zaczęły się więc przesłuchania i aresztowania. Do dziś mało kto chce w Środzie o tym mówić - bo do dziś sprawa budzi w mieście dziwny niepokój.

Generalny poszukiwacz

Na razie to bardziej pociąg do złota niż złoty pociąg, ale jedno jest pewne - dla Wałbrzycha to reklama na cały świat - warta już co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych, choć miasto nie wydało ani złotówki. Jak jedna sensacyjna, choć niesprawdzona informacja wywołała całą lawinę zaskakujących zdarzeń? A właściwie to wywołał ją jeden człowiek, który z racji zajmowanego stanowiska - nadał całej sprawie powagi, gdy publicznie potwierdził istnienie pod ziemią pociągu na 99%. Generalny Konserwator Zabytków rozpalił emocje, ale nie przedstawił żadnych dowodów - za co ściągnął na siebie ostrą krytykę, z żądaniem dymisji i zawiadomieniem do prokuratury włącznie. Sam Piotr Żuchowski od tamtej pory milczy - na jakiej podstawie powiedział to, co powiedział? Nawet jego przełożona, minister kultury nie potrafi wyjaśnić.

Szefowa

Szefowa kancelarii prezydenta - Małgorzata Sadurska, która podobnie jak sam Andrzej Duda - jest przykładem jednej z najbardziej błyskawicznych karier politycznych w PiS. W partii wyspecjalizowała się jako konserwatywna bojowniczka w sprawach światopoglądowych i z takich zaangażowanych wystąpień publicznych jest najbardziej znana. Co więc ma na myśli Sadurska, gdy teraz mówi o "otwartej" prezydenturze Andrzeja Dudy? - o tym Piotr Świerczek.

Szczerskich dwóch

Kolejny minister w kancelarii prezydenta Dudy sam szczerze przyznaje, że ma dwie twarze. Polityka i naukowca - choć właściwie w tej pierwszej roli - też ma dwa różne oblicza. Jedno - dotąd bardziej widoczne - to cięty język, barwne porównania, mocne i kontrowersyjne tezy - jak np. ta o Polsce jako republice wyznaniowej. Od miesiąca, jako prezydencki minister do spraw zagranicznych - jest bardziej w cieniu i bardziej stara się ważyć słowa. Jaki jest prawdziwy Krzysztof Szczerski - o tym z nim samym rozmawiał Cyprian Jopek.

Biuro wyborcze

Największy nieobecny - człowiek, który swoją twarzą firmował spektakularny pomysł z kampanii wyborczej prezydenta, czyli słynną Dudapomoc. Janusz Wojciechowski - wydawał się murowanym kandydatem na prezydenckiego ministra. Nie ma go w kancelarii, tak jak nie ma Dudapomocy. Skończyła się razem z końcem zwycięskiej kampanii - choć Wojciechowski zapewniał, że Dudapomoc nie jest żadnym wyborczym chwytem. Ci, którzy w to uwierzyli - teraz nie kryją rozczarowania, ale swoje żale mogą na razie co najwyżej opisać w liście do Andrzeja Dudy i - tak jak za poprzednich prezydentów - złożyć je w biurze kancelarii do rozpatrzenia.

Zabytek czy Disneyland

Zamek w Tykocinie ma pięć wieków i niezwykle bogatą historię. To na nim ustanowiono między innymi Order Orła Białego. W połowie osiemnastego wieku zamek został jednak rozebrany a teraz odbudowany. I w tym problem. Bo zdaniem konserwatora zabytków to nie żaden historyczny obiekt i nie ma tu mowy o odbudowie, to współczesna budowa. Taka sama jak osiedla czy domy, które buduje właściciel - białostocki deweloper. Czy udało mu się w Tykocinie wskrzesić ducha przeszłości - sprawdzała Magdalena Gwóźdź.

Duch biznesu

Duchy przeszłości, dzięki którym niektórzy próbują zapewnić sobie świetlaną przyszłość i marzenia właścicieli - kontra wymagania urzędników. A te zderzają się bardzo często w zabytkowych pałacach i dworkach, o których dziś opowiemy. W niektórych przypadkach jest to opowieść krótka - o niszczejących obiektach, w których coraz trudniej dostrzec historyczny urok. Są jednak i takie, w których połączenie bezcennej historii zabytkowych miejsc, z milionami należącymi do prywatnych inwestorów daje imponujące efekty. Między innymi o takich miejscach opowie Dariusz Kubik.

Walka o pałac

Trudno nie odnieść wrażenia, że poza duchem przeszłości nad niektórymi zabytkowymi budynkami unosi się typowe dla teraźniejszości fatum. A składa się na nie plątanina prawa własności spadkobierców, interesów dotychczasowych użytkowników i wymagań urzędników takich jak na przykład konserwatorzy zabytków. I przez to w wielu miejscach o zabytkowe pałace lub dworki toczą się prawdziwe proceduralne - i nie tylko - wojny. Rafał Stangreciak opowie historię jednej z nich.

Wpuszczeni w okręgi

JOW-y - większość nawet je popiera, ale mało kto wie, co to tak naprawdę znaczy. Cyprian Jopek wyjaśni czym są Jednomandatowe Okręgi Wyborcze na konkretnym przykładzie Sejmu wybranego w ostatnich wyborach w 2011 roku. Jak wygląda dziś, a jak wyglądałby, gdyby obowiązywały JOW-y, ze wszystkimi tego konsekwencjami?

Polityczna skarbonka

Wątpliwe raczej, by zachętą do głosowania mogło być drugie pytanie w referendum. To dotyczące finansowania partii z budżetu państwa, bo to od dobrych kilkunastu lat dyżurny temat kolejnych kampanii wyborczych, z którego nic nie wynika. Szumne zapowiedzi, potem puste obietnice - choć nawet nie o wiarygodność tych obietnic w tym przypadku chodzi, a o ich sens. Symbolem tego może być fakt, że samo referendum jest o wiele droższe niż roczne subwencje dla wszystkich partii politycznych w Polsce.

Konwojent za grosze

Policja szuka też konwojenta z Warszawy, który przed miesiącem zniknął z ponad milionem złotych utargu zebranego od kupców. Ale właściwie takie "skoki" nie powinny być specjalnym zaskoczeniem, bo dziś ochroniarzem, w tym konwojentem, może zostać praktycznie każdy. Od 1,5 roku, czyli od uwolnienia tego zawodu przez ustawę ministra Gowina - nie potrzeba żadnych licencji, egzaminów czy nawet szkoleń. Zarobki - biorąc pod uwagę odpowiedzialność - nie są imponujące - za to pokusa kradzieży może być wielka.

Sprawcy nieznani

Kradzież 8 milionów w Swarzędzu to jedna z najbardziej spektakularnych kradzieży w historii Polski. I być może jedna z tych, które nigdy nie zostaną wyjaśnione - jak słynny napad na Bank Narodowy, zwany bankiem pod orłami w Warszawie, ponad pół wieku temu. Wtedy konwojenci zginęli, zastrzeleni przez złodziei, którzy uciekli z workiem pieniędzy - jak na owe czasy - istną fortuną. Nie pomogły ani portrety pamięciowe ani przesłuchania tysięcy warszawiaków. Sprawców nigdy nie znaleziono, a kradzież obrosła legendami.

P(l)an doskonały

Ukradł blisko 8 milionów złotych, ale właściwie nikt go nie szuka, bo nikt nie wie kogo szukać. Od napadu w Swarzędzu mijają prawie 2 miesiące - a po sprawcy ani śladu. Jakby nigdy nie istniał. Sfałszowany dowód osobisty i żadnych odcisków palców - bo konwojent cały czas nosił rękawiczki, co powszechnie odbierano jako rodzaj dziwactwa. Dziwne na pewno jest też to, że choć policja ma zdjęcie mężczyzny i to całkiem wyraźne - nikt go nie rozpoznaje. Kradzież - można powiedzieć - doskonała - tym bardziej, że zniknęły miliony, a nikt przy tym bezpośrednio nie ucierpiał.

Niepełnosprawny fundusz

Państwowy Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych - szczytny cel i duże pieniądze. Ale też duże pole do działania dla oszustów. Prokuratury w całym kraju prowadzą w tej chwili w takich sprawach kilkaset śledztw.

Zaślepieni kasą

Ten proceder miał być tak misternie zorganizowany, że śledczym 2 lata zajęło zebranie dowodów, które doprowadziły do zatrzymania znanego trójmiejskiego adwokata i jego wspólników. Misteria tego procederu miała polegać m.in na tym, że choć poszkodowanymi w tej sprawie są niepełnosprawni, to niewykluczone, że przynajmniej część z nich też usłyszy zarzuty. Reporter "Czarno na białym" dotarł do zamieszanych w aferę niewidomych.