Czarno na białym

Czarno na białym

Fałszerze poszukiwani?

Bardzo nośne hasło - "sfałszowane wybory". Łatwo mówić, trudniej udowodnić, że doszło do czegoś więcej niż nieprawidłowości i to jeszcze na masową skalę, co miało uzasadniać żądanie unieważnienia wyborów. Chcieliśmy przyjrzeć się konkretnym sprawom, które PiS podaje jako przykłady celowej wyborczej manipulacji. Okazuje się, że te informacje są ściśle tajne, podobnie jak świadkowie, na których powołuje się Prawo i Sprawiedliwość. Dotarliśmy jednak do jednego z takich miejsc, gdzie głosowanie miało być poza lokalem wyborczym, ale nikt tam nic o tym nie wie.

Zaproszeni do PKW

Fałszerstwo wyborów, a bałagan z liczeniem głosów to jednak dwie różne sprawy. Choć nie dla tych, którzy od razu po pierwszej turze wtargnęli (czy też - jak twierdzą - zostali zaproszeni) do siedziby PKW i przez kilka godzin ją okupowali, żądając dymisji sędziów i unieważnienia wyborów. Wracamy do tamtego wydarzenia, które zakończyło się zarzutami prokuratorskimi dla kilkunastu osób. Kim byli ci ludzie, bo nie wszyscy byli tam przypadkowo?

Wszystkie wcielenia Donalda Tuska

Był najdłużej dotąd urzędującym premierem Polski, teraz jest "prezydentem" Unii Europejskiej. Dziś wszystkie wcielenia i metamorfozy Donalda Tuska. Od gdańskiego podwórka do europejskich salonów. Nową pracę zaczął w poniedziałek od pokazania, że ostro podszlifował swój angielski, co budziło duże obawy sceptyków, gdy wybierano go na szefa Rady Europejskiej. Tusk zrobił to, do czego zabrakło mu determinacji w młodości, choć, jak wspomina jego bliski znajomy, okazja do nauki języka była. Ale patrząc na polityczną drogę Donalda Tuska trudno mu odmówić determinacji. A jeśli politykę połączyć z jego pasją, czyli piłką nożną, to widać jeszcze, że lubi indywidualne zagrania, nieźle kiwa i woli strzelać gole niż asystować. W Brukseli to jednak nie on będzie rozgrywającym, ale tym, który będzie musiał rozgrywających godzić. Czy sobie z tym poradzi?

Hanna Victoria

W Warszawie niespodzianki nie było. Chyba, że za taką uznać fakt, iż przegrany kandydat PiS, Jacek Sasin pogratulował zwycięstwa rywalce z Platformy - Hannie Gronkiewicz-Waltz. I nie jest to żadna złośliwość. Po prostu zauważamy raczej rzadką u polityków PiS reakcję, co zresztą dość wymownie i zabawnie zarazem było widać podczas niedzielnego wieczoru wyborczego w warszawskim sztabie PiS. I ten wieczór i cała kampania pokazały jeszcze, z jakim dystansem, a może bez przekonania, PiS podszedł do walki o władzę w stolicy.

"Rewolucja w konserwatywnej Polsce"

Miasto, na które dziś wszyscy patrzą i pierwszy prezydent, który nie kryje swojej homoseksualnej orientacji. "Rewolucja w konserwatywnej Polsce" - tak napisała o zwycięstwie Roberta Biedronia jedna z niemieckich gazet. To zresztą chyba jedyna zagraniczna wzmianka o polskich wyborach. Biedroń wygrał pewnie, choć to wcale takie pewne nie było. Twarz znana z Sejmu, ale człowiek ze Słupskiem nigdy nie związany. Czym więc i jak przekonał do siebie mieszkańców?

W Poznaniu koniec ery "długowiecznych" prezydentów

Spektakularna porażka Ryszarda Grobelnego to być może symbol tego, że kończy się era "długowiecznych" prezydentów. Ten rządził miastem 16 lat i w niedzielę okazało się, że to już meta tego maratonu. Duże zaskoczenie, bo przegrana jest wysoka - 20 proc. różnicy. Sam Grobelny w lekkim szoku, ale ta konsternacja - zdaniem jego krytyków - to właśnie najlepszy dowód na to, jak bardzo przez te lata w urzędzie prezydent stracił kontakt z ludźmi i rzeczywistością.

Stanisław Mikulski 1929-2014

Dla niego najważniejszą rolą był Makbet w teatrze, ale i tak dla widzów zawsze pozostanie Hansem Klossem. Ta legenda nigdy nie umrze - umarł Stanisław Mikulski. W czwartek nad ranem. Aktor miał 85 lat. Klossa znali i uwielbiali wszyscy, a on nie mógł się od niego uwolnić, co często powtarzał w wywiadach. Ta rola była dla Mikulskiego i szczęściem (dała mu niebywałą popularność, nie tylko w Polsce) i przekleństwem. Aktor uważał, że z tego powodu nie dostał wielu interesujących ról. Sam marzył o filmowej roli "tego złego". Taką rolę poniekąd przypisano mu w latach 80-tych, choć nie do końca miało to związek z aktorstwem. Ci, którzy znali go osobiście mówią, że był wyjątkowo ciepłym, pogodnym i optymistycznym człowiekiem.

Znaki absurdu

Większość odpowiedzialnych za bezpieczeństwo służb dba o nie niezwykle poważnie. A, że poważnie nie zawsze znaczy mądrze, to mamy kolejny symbol polskiej drogowej rzeczywistości. Wszechobecne znaki. Gdyby to od tego zależało nasze bezpieczeństwo, bylibyśmy zapewne europejskim wzorem. Ale - jak wiadomo - ilość nie zawsze przekłada się na jakość.

Zdjęcie z podróży

To co od lat wie każdy, kto jeździ po polskich drogach, urzędnicy Najwyższej Izby Kontroli opisali w alarmującym raporcie. Bardziej niebezpiecznie jest tylko w Rumunii. Jeździmy zbyt szybo, po drogach będących często w opłakanym stanie. A ci, którzy bezpieczeństwa na nich powinni pilnować - albo nie są do tego wystarczająco przygotowani albo zajmują się czymś, co bezpieczeństwa nie poprawia w ogóle. Czyli stawianiem fotoradarów i zarabianiem na tym pieniędzy. Na potwierdzenie tezy kontrolerów - dobitny przykład z życia wzięty.

W trosce o bezpieczeństwo

Gdy popatrzymy na skutki drogowego chaosu, żarty się kończą. Wprawdzie ofiar jest coraz mniej, ale to wciąż na polskich drogach ginie niemal najwięcej ludzi w Europie. Jesteśmy pod względem ofiar drudzy, po Rumunii. To, co od lat pokazują policyjne statystyki, w alarmującym raporcie opisała dokładnie Najwyższa Izba Kontroli. Lista zarzutów jest długa, mimo, że za bezpieczeństwo na naszych drogach odpowiada aż 8 służb.

Wybór śmierci

"Śmierć na życzenie". Gdy chodzi o dorosłych budzi kontrowersje; gdy chodzi o dzieci jest właściwie tematem tabu, choć są już precedensy. Ostatni głośny przypadek to ten 12-letniej nieuleczalnie chorej Brytyjki, którą rodzice za zgodą sądu przestali karmić. I Belgia - pierwsze państwo na świecie, które zalegalizowało eutanazję dzieci, bo - jak uznano - "dzieci też cierpią i też nie można im pomóc". Na razie takiego przypadku jeszcze nie było, ale Belgowie w ogóle do eutanazji mają szczególne podejście.

Na granicy światów

Ona zamiast życia w chorobie wybrała śmierć. On nie rozumie tej decyzji, chociaż też jest młody, też ma glejaka mózgu i też beznadziejną diagnozę. Ksiądz Jan Kaczkowski w jakiś sposób ze śmiercią jest oswojony, bo kilka lat temu założył i wciąż prowadzi hospicjum dla chorych na raka. Hospicjum, którego sam stał się pacjentem. Żyje na granicy światów - jak sam mówi - ale widzi zasadniczą różnicę między przerwaniem leczenia śmiertelnie chorego, a eutanazją.

Niezawodnie zawodny

System, który zawiódł. I nie chodzi tylko system informatyczny. O tym, że grozi wyborcza katastrofa wiedzieli na pewno posłowie sejmowej komisji administracji i cyfryzacji. Bo to właśnie tam otwarcie ostrzegano przed systemem, który nie sprawdził się dwa i pół miesiąca wcześniej w bardzo łatwych do przeprowadzenia, uzupełniających wyborach do Senatu. Ci, co dziś tak głośno krytykują ten system, wtedy milczeli.

Fenomen w zieleni

Niezawodny system okazał się zawodny, co nie powinno być niespodzianką. Tak, jak stał się nią zaskakująco wysoki wynik wyborczy PSL. Ludowcom - nawet ku ich zdziwieniu - przybyło w kraju niemal milion wyborców (w dużym zaokrągleniu). Największe chyba zaskoczenie było w Gdyni, gdzie partia zbierająca swoje politycznie żniwa na wsi i w miasteczkach, dostała poparcie o ponad tysiąc procent większe niż w poprzednich wyborach. Czym tłumaczyć ten fenomen?

Ile do pieca?

Celowo, w ramach ukrytego protestu, czy przez pomyłkę? W tych wyborach Polacy oddali rekordowo dużo nieważnych głosów. Najwięcej w Wielkopolsce, gdzie zresztą, jak sprawdził reporter "Czarno na białym", ta liczba zawsze była dość wysoka. Z jakiego powodu te głosy były nieważne? Tego teraz dokładnie nie wiadomo. Możemy tylko analizować konkretne przypadki. Tak samo, jak w konkretnych przypadkach sąd będzie decydował o ważności lub nie głosowania. Tu się nie da przejść od szczegółu do ogółu?

Debata o debacie

Warszawska dogrywka - 20 proc. różnicy między rywalami i debata o debacie, czyli PO-PiS-owy spór o to, kiedy, gdzie i na jakich warunkach dojdzie do przedwyborczego pojedynku na słowa między Hanną Gronkiewicz-Waltz i Jackiem Sasinem. Urzędująca prezydent chciała debaty w piątek, ale kontrkandydat poczuł się jak uczeń wywołany do tablicy i powiedział "nie". 10 dni przed głosowaniem mamy więc tradycyjne "przepychanki" zamiast wyborczych konkretów.

Prezydent z zadyszką

Pewniacy już nie mogą być tacy pewni. Pierwsza tura wyborów pokazała, że niektórzy wieloletni prezydenci miast złapali zadyszkę. Największą chyba Ryszard Grobelny z Poznania. Zdobyte niespełna 30 proc. głosów wprawdzie dało mu drugą turę, ale tak niskiego poparcia w wyborach jeszcze nie miał. Sam nie kryje zaskoczenia, tym bardziej, że cały jego komitet wyborczy dostał słabszy niż zakładano wynik. Skąd ten spadek u tak popularnego przez 16 lat prezydenta?

Oskarżony o gwałt znów prezydentem?

W Olsztynie szansę na powrót do władzy ma kandydat z kompromitującymi zarzutami. Oskarżony o molestowanie seksualne kilku urzędniczek i gwałt na jednej z nich - Czesław Małkowski - w pierwszej turze zdobył najwięcej głosów, a z sondaży wynika, że w drugiej pokona obecnego prezydenta miasta. Seksafera, której stał się bohaterem, wciąż czeka na sądowy finał. Czeka tak długo, że mieszkańcy najwyraźniej o sprawie zapomnieli albo uznali - jak mówią niektórzy - że każdy może mieć swojego "lokalnego Clintona".

Unieważnić, skrócić, odwołać

Z jednego chaosu zrodził się następny. Wielkie kłopoty z policzeniem głosów dały pretekst do kwestionowania wyników. Mamy więc polityczną burzę i festiwal pomysłów, co dalej. Unieważnić wybory, albo skrócić kadencję nowych (choć właściwie jeszcze nie wiadomo jakich) samorządów i powtórzyć głosowanie. Polityczne pomysły to jedno, a możliwości, jakie daje prawo, to już inna historia, o której wielu polityków najwyraźniej zapomniało w ferworze trwającej przecież dalej kampanii wyborczej.

System wyborczy

System do liczenia głosów w wyborach samorządowych zawiódł na całego. Ale jakby kłopotów było mało, ktoś jeszcze włamał się na serwery Państwowej Komisji Wyborczej. Wprawdzie atak nie dotyczy, co trzeba wyraźnie podkreślić, systemu wyborczego, a strony internetowej PKW, ale i tak haker lub hakerzy uzyskali dostęp do poufnych informacji. Sprawę tropi ABW, a zespół "Czarno na białym" sprawdził czy jest możliwe, żeby przez internet zrobić zmiany w protokołach albo stworzyć nowe, przesłać je na serwer centralny PKW i w ten sposób sfałszować wynik wyborów.