Czarno na białym

Czarno na białym

Zdjęcie z podróży

To co od lat wie każdy, kto jeździ po polskich drogach, urzędnicy Najwyższej Izby Kontroli opisali w alarmującym raporcie. Bardziej niebezpiecznie jest tylko w Rumunii. Jeździmy zbyt szybo, po drogach będących często w opłakanym stanie. A ci, którzy bezpieczeństwa na nich powinni pilnować - albo nie są do tego wystarczająco przygotowani albo zajmują się czymś, co bezpieczeństwa nie poprawia w ogóle. Czyli stawianiem fotoradarów i zarabianiem na tym pieniędzy. Na potwierdzenie tezy kontrolerów - dobitny przykład z życia wzięty.

W trosce o bezpieczeństwo

Gdy popatrzymy na skutki drogowego chaosu, żarty się kończą. Wprawdzie ofiar jest coraz mniej, ale to wciąż na polskich drogach ginie niemal najwięcej ludzi w Europie. Jesteśmy pod względem ofiar drudzy, po Rumunii. To, co od lat pokazują policyjne statystyki, w alarmującym raporcie opisała dokładnie Najwyższa Izba Kontroli. Lista zarzutów jest długa, mimo, że za bezpieczeństwo na naszych drogach odpowiada aż 8 służb.

Wybór śmierci

"Śmierć na życzenie". Gdy chodzi o dorosłych budzi kontrowersje; gdy chodzi o dzieci jest właściwie tematem tabu, choć są już precedensy. Ostatni głośny przypadek to ten 12-letniej nieuleczalnie chorej Brytyjki, którą rodzice za zgodą sądu przestali karmić. I Belgia - pierwsze państwo na świecie, które zalegalizowało eutanazję dzieci, bo - jak uznano - "dzieci też cierpią i też nie można im pomóc". Na razie takiego przypadku jeszcze nie było, ale Belgowie w ogóle do eutanazji mają szczególne podejście.

Na granicy światów

Ona zamiast życia w chorobie wybrała śmierć. On nie rozumie tej decyzji, chociaż też jest młody, też ma glejaka mózgu i też beznadziejną diagnozę. Ksiądz Jan Kaczkowski w jakiś sposób ze śmiercią jest oswojony, bo kilka lat temu założył i wciąż prowadzi hospicjum dla chorych na raka. Hospicjum, którego sam stał się pacjentem. Żyje na granicy światów - jak sam mówi - ale widzi zasadniczą różnicę między przerwaniem leczenia śmiertelnie chorego, a eutanazją.

Niezawodnie zawodny

System, który zawiódł. I nie chodzi tylko system informatyczny. O tym, że grozi wyborcza katastrofa wiedzieli na pewno posłowie sejmowej komisji administracji i cyfryzacji. Bo to właśnie tam otwarcie ostrzegano przed systemem, który nie sprawdził się dwa i pół miesiąca wcześniej w bardzo łatwych do przeprowadzenia, uzupełniających wyborach do Senatu. Ci, co dziś tak głośno krytykują ten system, wtedy milczeli.

Fenomen w zieleni

Niezawodny system okazał się zawodny, co nie powinno być niespodzianką. Tak, jak stał się nią zaskakująco wysoki wynik wyborczy PSL. Ludowcom - nawet ku ich zdziwieniu - przybyło w kraju niemal milion wyborców (w dużym zaokrągleniu). Największe chyba zaskoczenie było w Gdyni, gdzie partia zbierająca swoje politycznie żniwa na wsi i w miasteczkach, dostała poparcie o ponad tysiąc procent większe niż w poprzednich wyborach. Czym tłumaczyć ten fenomen?

Ile do pieca?

Celowo, w ramach ukrytego protestu, czy przez pomyłkę? W tych wyborach Polacy oddali rekordowo dużo nieważnych głosów. Najwięcej w Wielkopolsce, gdzie zresztą, jak sprawdził reporter "Czarno na białym", ta liczba zawsze była dość wysoka. Z jakiego powodu te głosy były nieważne? Tego teraz dokładnie nie wiadomo. Możemy tylko analizować konkretne przypadki. Tak samo, jak w konkretnych przypadkach sąd będzie decydował o ważności lub nie głosowania. Tu się nie da przejść od szczegółu do ogółu?

Debata o debacie

Warszawska dogrywka - 20 proc. różnicy między rywalami i debata o debacie, czyli PO-PiS-owy spór o to, kiedy, gdzie i na jakich warunkach dojdzie do przedwyborczego pojedynku na słowa między Hanną Gronkiewicz-Waltz i Jackiem Sasinem. Urzędująca prezydent chciała debaty w piątek, ale kontrkandydat poczuł się jak uczeń wywołany do tablicy i powiedział "nie". 10 dni przed głosowaniem mamy więc tradycyjne "przepychanki" zamiast wyborczych konkretów.

Prezydent z zadyszką

Pewniacy już nie mogą być tacy pewni. Pierwsza tura wyborów pokazała, że niektórzy wieloletni prezydenci miast złapali zadyszkę. Największą chyba Ryszard Grobelny z Poznania. Zdobyte niespełna 30 proc. głosów wprawdzie dało mu drugą turę, ale tak niskiego poparcia w wyborach jeszcze nie miał. Sam nie kryje zaskoczenia, tym bardziej, że cały jego komitet wyborczy dostał słabszy niż zakładano wynik. Skąd ten spadek u tak popularnego przez 16 lat prezydenta?

Oskarżony o gwałt znów prezydentem?

W Olsztynie szansę na powrót do władzy ma kandydat z kompromitującymi zarzutami. Oskarżony o molestowanie seksualne kilku urzędniczek i gwałt na jednej z nich - Czesław Małkowski - w pierwszej turze zdobył najwięcej głosów, a z sondaży wynika, że w drugiej pokona obecnego prezydenta miasta. Seksafera, której stał się bohaterem, wciąż czeka na sądowy finał. Czeka tak długo, że mieszkańcy najwyraźniej o sprawie zapomnieli albo uznali - jak mówią niektórzy - że każdy może mieć swojego "lokalnego Clintona".

Unieważnić, skrócić, odwołać

Z jednego chaosu zrodził się następny. Wielkie kłopoty z policzeniem głosów dały pretekst do kwestionowania wyników. Mamy więc polityczną burzę i festiwal pomysłów, co dalej. Unieważnić wybory, albo skrócić kadencję nowych (choć właściwie jeszcze nie wiadomo jakich) samorządów i powtórzyć głosowanie. Polityczne pomysły to jedno, a możliwości, jakie daje prawo, to już inna historia, o której wielu polityków najwyraźniej zapomniało w ferworze trwającej przecież dalej kampanii wyborczej.

System wyborczy

System do liczenia głosów w wyborach samorządowych zawiódł na całego. Ale jakby kłopotów było mało, ktoś jeszcze włamał się na serwery Państwowej Komisji Wyborczej. Wprawdzie atak nie dotyczy, co trzeba wyraźnie podkreślić, systemu wyborczego, a strony internetowej PKW, ale i tak haker lub hakerzy uzyskali dostęp do poufnych informacji. Sprawę tropi ABW, a zespół "Czarno na białym" sprawdził czy jest możliwe, żeby przez internet zrobić zmiany w protokołach albo stworzyć nowe, przesłać je na serwer centralny PKW i w ten sposób sfałszować wynik wyborów.

To on zastąpił Hofmana. Kim jest Marcin Mastalerek?

Wolne miejsce po Hofmanie od razu zostało zajęte. Właściwie można powiedzieć, że jego następca tylko na to czekał. Marcin Mastalerek i Adam Hofman - delikatnie mówiąc - nie przepadali za sobą. Nowy rzecznik PiS nie do końca jest jednak przeciwieństwem swojego poprzednika. Może jeszcze nie ma medialnego obycia, ale całkiem dobrze czuje się w partyjnych rozgrywkach. Stąd pewnie wyjątkowo złośliwy przydomek, jakiego dorobił się w swojej partii. Kim jest człowiek, który stoi teraz tuż za plecami prezesa?

Co zgubiło Adama Hofmana?

Prezydencka kampania PiS ruszyła zaledwie kilka dni przed wyborami samorządowymi i nawet w samej partii nie wszyscy wierzą, że nie chodziło o przykrycie "afery madryckiej", której główni bohaterowie zapadli się pod ziemię. Adam Hofman zdążył jeszcze 11 dni temu powiedzieć - że za chwilę wszystko wyjaśni i zniknął. Twarz PiS, usta prezesa Kaczyńskiego, miał swoje pięć minut po odejściu z partii oddanych spin doktorów: Kamińskiego i Bielana. Mógł wiele i na wiele sobie pozwalał, na co sam jego szef przymykał oko. Co tak naprawdę w końcu go zgubiło?

Czy to awaria, czy już kompromitacja?

To były najdroższe wybory w historii, ale takich problemów z liczeniem głosów jeszcze nie było. Wciąż nie znamy ostatecznych wyników i ... nie wiadomo - kiedy je poznamy, bo Państwowa Komisja Wyborcza ma duży problem. Zawiódł nowy systemem informatyczny, więc będzie liczenie ... ręczne. Kontrolę zapowiada już NIK, bo pytanie jest nie tylko o to - dlaczego w tak ważnym dniu system nie zadziałał, jak powinien, ale też - kto za to odpowiada. Czy to tylko awaria, czy już kompromitacja?

Platforma w szoku po przegranej

"Efekt Kopacz" najwyraźniej nie pomógł PO w samorządowej batalii - tak, jak efekt "afery madryckiej" nie przeszkodził PiS w pierwszej od 9 lat wyborczej wygranej. Teraz, gdy okazało się, że Platforma ma jednak z kim przegrać, powszechny w partii (jeszcze kilka dni temu) optymizm widocznie osłabł.

Przełomowe wybory. Także dla widzów

To był wieczór przełomów. Pierwsza od prawie dekady wyborcza wygrana PiS, zaskakująco wysoki wynik PSL i klęska lewicy. Ale to był także wieczór przełomowy dla widzów - dla tych, którzy śledzili wyniki w najbardziej interaktywnym studiu w historii polskiej telewizji, a właściwie w trzech studiach TVN24. Każdy z Państwa mógł skomentować na żywo efekty samorządowej batalii.

Jak w XXI wieku wygląda polskie pospolite ruszenie?

Unikanie zasadniczej służby wojskowej do niedawna było misternie dopracowaną sztuką. Dziś tysiące młodych ludzi sztukę obrony kraju chce poznawać w wojsku, które sami sobie organizują. Tak zwanych organizacji pro-obronnych jest w Polsce kilkadziesiąt. Działa w nich nawet trzydzieści tysięcy osób. Ten zapał wykorzystać chce wreszcie Ministerstwo Obrony. Jak?

Szeremietiew stworzy Biuro Inicjatyw Obronnych

Romuald Szeremietiew strategię bezpieczeństwa narodowego traktuje poważnie. Dla niektórych zbyt poważnie. Nie wszyscy muszą zgadzać się z jego poglądami, jednak trudno mu odmówić zaangażowania w sprawy, którymi zajmował się najpierw jako polityk, potem naukowiec. Dziś Szeremietiew ma być zaangażowany w tworzenie Biura Inicjatyw Obronnych. Ze strony ministerstwa ta inicjatywa wydaje się bardzo zaskakująca.

Liga Obrony Kraju ciągle żywa

W tej organizacji o frustracji nie ma mowy. We władzach i wśród działaczy entuzjazm nie gaśnie od lat. Dokładnie od siedemdziesięciu lat. Liga Obrony Kraju przez lata przygotowywała Polaków do walki z imperialistycznym Zachodem. Dziś z obrona kraju ma niewiele wspólnego. Mimo to ta PRLowska organizacja została włączona do Strategii Bezpieczeństwa Narodowego.