Czarno na białym

Czarno na białym

Punkt widzenia

Nowa komisja smoleńska, która na nowo ma wyjaśniać przyczyny katastrofy. Choć miała już zacząć pracę prawie dwa miesiące temo - na razie wciąż nie wiadomo, kto w niej będzie. Prawo i Sprawiedliwość mówi jedynie o korzystaniu ze wsparcia "ekspertów" międzynarodowych - bo z mocno lansowanego pomysłu, by badaniem katastrofy w ogóle zajęła się międzynarodowa komisja - PiS po wygranych wyborach wycofał się. Dlaczego nagle zmienił zdanie? O tym politycy rządzącej partii nie chcą mówić.

Wyprawa po wrak

Wrak tupolewa i pytanie - czy PiS-owi uda się go odzyskać? Czy piątkowa wizyta w Moskwie wiceministra spraw zagranicznych będzie przełomem? Takie pytania i oczekiwania wydają się naturalne po tym jak Prawo i Sprawiedliwość przez lata ostro krytykowało Platformę za brak skuteczności w tej sprawie. Padały mocne słowa o hańbie, a nawet zarzuty o zacieraniu śladów zbrodni. Dziś PiS jest u władzy i - choć ton wypowiedzi wyraźnie nagle złagodniał - to jest okazja, by wykazać się w skuteczniejszym działaniu. Tym bardziej, że - jak twierdzą niektórzy - ze strony Rosjan chęć rozmowy może być teraz większa niż do tej pory

Do raportu

Spór o to, jak Biuro Ochrony Rządu zabezpieczało wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu - w 2007 roku i w tragicznym 2010, czyli pod różnymi rządami, najpierw PiS, potem PO. Ważne porównanie i mocne wzajemne oskarżenia szefów BOR - obecnego i poprzedniego. Z dostępnych dokumentów, które przeanalizował nasz reporter, wynika, że sposób organizacji obu wizyt był podobny, tzn. BOR miał podobne problemy. Ale powołany właśnie w tym BOR specjalny zespół zajmie się badaniem tylko wizyty z 2010 roku. Dlaczego tylko tej?

W jedności siła

Nie wszyscy frankowicze czekali na pomoc państwa - wielu podjęło walkę o swoje pieniądze w sądach. Uznali, że problemem jest nie tylko rosnący błyskawicznie kurs franka szwajcarskiego, ale też, a może przede wszystkim bankowe umowy i zapisy, które - ich zdaniem - nigdy nie powinny się w nich znaleźć. Liczyli, ze w grupie będą silniejsi, więc pozwy przeciwko bankom były zbiorowe, ale sądy uznały, że każda z kilku tysięcy historii jest inna i nie da się jej zbiorowo oceniać. Wszystkie pozwy zostały odrzucone - frankowicze nie dają jednak za wygraną i sprawy wracają. Choć nawet jeżeli tym razem wygrają - prawomocne wyroki jeszcze niczego nie zmienią.

Kurs na sprawiedliwość

Czy te nadzieje spełni prezydencki projekt ustawy o pomocy frankowiczom? Pomocy, którą Andrzej Duda obiecał w kampanii wyborczej. Wprawdzie obiecywał wtedy przewalutowanie kredytów po kursie z dnia ich wzięcia - a tego w projekcie nie ma - jest za to coś, co wymownie nazwano kursem sprawiedliwym. Nie łatwo go wyliczyć, ale wyliczenia w ogóle nie są mocną stroną tego projektu. Ile ta pomoc może kosztować i kto za nią ostatecznie zapłaci?

Życie dla kredytu

Gdy bohaterki naszego reportażu brały kredyty we frankach - ten kosztował około dwóch złotych i - jak mówią - panowało wtedy jakieś takie powszechne przekonanie, że tak będzie zawsze i że taki kredyt będzie "łatwo-spłacalny". Ich radość była krótka, bo już chwilę potem wybuchł kryzys gospodarczy na świecie i zaczęły się pierwsze kłopoty. Dziś już całe ich życie jest podporządkowane jednemu celowi - spłacie tego kredytu.

Za, a nawet przeciw

Po braku determinacji w działaniu poprzedniej władzy teraz zmiany gonią zmiany. PiS wycofuje się z nowego sposobu prowadzenia procesów. Podobny do amerykańskiego system, w którym prokurator i obrońca walczą na argumenty, a sędzia jest tylko arbitrem - w ocenie obecnego rządu - nie sprawdza się. Krytyków tego rozwiązania jest więcej, choć wielu przyznaje, że trudno o jego rzetelną ocenę po zaledwie pół roku działania. Symbolem sporu może być ciekawa wymiana zdań między obecnym i byłym wiceministrem sprawiedliwości. Obaj panowie pracowali kiedyś nad reformą, której patronem był Jarosław Gowin (wtedy w rządzie PO - teraz już wicepremier w rządzie PiS). Kiedyś wszyscy z przekonaniem mówili jednym głosem - dziś zdania są skrajnie podzielone. Skąd ta zmiana?

Reforma do umorzenia

Prawo i Sprawiedliwość odwraca reformę, którą przed laty zaczęła Platforma Obywatelska. Zaczęła, ale nie dokończyła. Rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości to był wstęp, za którym nie poszły jednak inne zmiany. Ta niedokończona przez poprzednia władzę reforma mści się, obnażając co jakiś czas słabości prokuratury, a czasami wręcz ją kompromitując. Przykładów jest wiele.

W czyim interesie?

Dwa kontrowersyjne zapisy projektu ustawy o prokuratorze i dwa istotne dla tych zapisów sformułowania: interes społeczny i bezpieczeństwo państwa. Słowa, które znaczą wiele, a właściwie mogą znaczyć wszystko. Pole do interpretacji ogromne, choć PiS twierdzi, że przede wszystkim będzie to większe pole do działania dla prokuratorów. Oni sami nie widzą sensu tej zmiany. Jej krytycy uważają, że otwiera ona na oścież furtkę do nadużyć. By zrozumieć, o co toczy się ten spór, być może trzeba wrócić do poprzednich rządów PiS.

"Dobra zmiana" po węgiersku

Podobieństwa są uderzające: zmiany w Trybunale Konstytucyjnym i szerzej w wymiarze sprawiedliwości, w mediach czy w prawie bankowym, a do tego ta sama polityczna retoryka, z przewodnim hasłem "dobra zmiana". Choć, co podkreślają nawet sami Węgrzy, zmiany w Polsce idą o wiele szybciej. A jest przecież jedna, ale zasadnicza różnica (o której politycy PiS nie wspominają przy okazji porównań z Węgrami): tam rządzący dokonywali zmian, mając o wiele większy mandat społeczny, z większością konstytucyjną. I w ten sposób zmienili Węgry - zdaniem niektórych - w ustrój, który nie jest już demokracją, jaką znamy, a systemem jednego człowieka, Viktora Orbana, który sam o swoim kraju mówi, że to nie-liberalne państwo. Jak wyglądała ta zmiana i czy tą ścieżką podąży Polska?

Kierunek Budapeszt

W reportażu pokazujemy uderzające podobieństwa między rządami Prawa i Sprawiedliwości a tym, jak od 6 lat na Węgrzech rządzi Viktor Orban. Zmiany, wydarzenia i cała polityczna retoryka - to wszystko może się nam wydać bardzo znajome. Prawo i Sprawiedliwość nie ukrywa, że chce wariantu węgierskiego, a prezes Kaczyński od dawna nie kryje, że podziwia Orbana.

Zawód kamienicznik

Na szczęście nie zawsze relacje właściciel - lokator wyglądają źle, a tak zwanym pełnomocnikiem nie zawsze jest czyściciel kamienic. Zdecydowana większość prywatnych właścicieli działa zgodnie z prawem, a relacje z lokatorami mają co najmniej poprawne. Nie oznacza to oczywiście, że we współczesnych prywatnych kamienicach panuje sielanka, a kamienicznicy są dobroczyńcami.

Po stronie lokatorów

Dziś zasady przejmowania nieruchomości i traktowania lokatorów są lepiej uregulowane. Nie oznacza to jednak, że zawsze odbywa się to w cywilizowany sposób, a historia tak zwanych czyścicieli kamienic jest tego niechlubnym symbolem. Zastraszanie, zalewanie mieszkań, czy podrzucanie robaków - tak według relacji świadków miał działać jeden z nich. Sam nazywający się deweloperem, administratorem lub pełnomocnikiem właścicieli. Przez wiele miesięcy mógł działać praktycznie bezkarnie, dziś grożą mu trzy lata więzienia.

Najwyższa cena

Dramatyczna historia, która zdarzyła się w pierwszych latach walki o prawa mieszkańców lokali przejmowanych przez nowych właścicieli. To historia Jolanty Brzeskiej, która była współzałożycielką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Zginęła w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach. A sprawa staje się dużo bardziej zagadkowa, jeżeli pozna się akta śledztwa.

Brak chemii

Na fali sięgania po argumenty personalne i historyczne pojawił się pomysł bojkotu niemieckich towarów, banków i mediów. Pomysł posłanki PiS, która znana jest ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi nie ma odzewu, poza bagatelizującą uwagą premier Szydło. Ale sprawdziliśmy co by taki bojkot oznaczał w praktyce i kto by na tym najwięcej stracił. Tu liczby mówią same za siebie i nawet duża niechęć polityczna w porównaniu z nimi - wydaje się - bez znaczenia.

Na dyplomatycznej ścieżce

Polska - dotąd uznawana za wzór demokratycznych przemian - teraz na cenzurowanym w Europie. Zaniepokojona zmianami (głównie w Trybunale Konstytucyjnym) Unia po raz pierwszy korzysta z nowej procedury monitorowania praworządności w kraju członkowskim. Chce też za 5 dni debaty na temat Polski w Parlamencie Europejskim. Polski rząd odpowiada, że jest na to gotowy, a odpowiadając sięga m.in. po argumenty z II wojny światowej. Dokąd prowadzi nas taka polityka i taka dyplomacja?

Czas patriotów

Zmiana na razie tylko zapowiadana, czyli wychowanie patriotyczne, którego w szkołach - zdaniem PiS - dziś brakuje. Nie wiadomo jeszcze, czy to ma być oddzielny przedmiot, czy część jakiejś lekcji. Nie wiadomo, w jaki sposób dzieci i młodzież będą uczone miłości do ojczyzny, ale przy tej okazji sprawdziliśmy, jak ta edukacja patriotyczna wygląda dziś.

(Przed)szkolny chaos

Za późno już na rozmowę w sprawie 6-latków. Ekspresowo uchwalona również bez konsultacji i również w połowie roku szkolnego ustawa już od września zmienia szkolno-przedszkolną rzeczywistość o 180 stopni. 6-latki zostają w zerówkach, do pierwszej klasy obowiązkowo muszą iść 7-latki. Odwracanie reformy, którą dopiero co z trudem wprowadzano, powoduje spore zamieszanie i w przedszkolach, w których zabraknie na pewno miejsc dla najmłodszych, i w szkołach, w których z kolei pierwsze klasy mogą świecić pustkami. A rodzice, którzy teoretycznie dostali wybór, przy takim chaosie z wyborem i podjęciem tak ważnej decyzji znów mają duży problem.

Bez dzwonka i k(l)asy

Zmiana, która zaskoczyła, i to w trakcie roku szkolnego. Bez wcześniejszych zapowiedzi ministerstwo edukacji od stycznia obcięło o prawie połowę finansowanie nauczania domowego. Z tej formy edukacji korzysta w Polsce około 6 tysięcy dzieci. To może nie dużo, ale dużo może się teraz dla nich zmienić. O przyspieszonej lekcji ekonomii połączonej z ćwiczeniem wytrwałości.

Węgierski wariant

Walka o Trybunał Konstytucyjny - Prawo i Sprawiedliwość nie ukrywa, że chce wariantu węgierskiego. Rząd Viktora Orbana (na którego PiS lubi się powoływać) całkowicie podporządkował sobie tamtejszy Sąd Konstytucyjny, zmieniając liczbę i sposób wyboru sędziów oraz ograniczając ich kompetencje. Jest jednak jedna, ale zasadnicza różnica (o której politycy PiS nie wspominają przy okazji porównań z Węgrami) - tam rządzący dokonywali zmian mając o wiele większy mandat społeczny, czyli mając większość konstytucyjną. O tym, jak wyglądało przejęcie kontroli nad odpowiednikiem naszego Trybunału i jakie są tego skutki - Cyprian Jopek, który właśnie wrócił z Węgier, gdzie rozmawiał m.in. z prezesem tamtejszego Sądu Konstytucyjnego.