Gdyby krwotoku dostał w domu, a nie w szpitalu, jego szanse na przeżycie byłyby większe - ocenia ojciec zmarłego 17-latka, który miał 80 minut czekać od czasu krwotoku wewnętrznego na operację. Dlaczego? Bo reakcja lekarzy była spóźniona? Bo łóżko było za szerokie i nie mieściło się w drzwiach? Uchybienia w leczeniu nastolatka potwierdziła już wewnętrzna komisja. Lekarze, którzy zajmowali się Maćkiem wciąż pracują w szpitalu, bo ich przełożeni "czekają na decyzje śledczych". Prokuratura sprawę bada od roku.