Czarno na białym

Czarno na białym

Fundusze do wzięcia

Wojna o Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska - rząd chce przejąć kontrolę nad grubymi miliardami, które teraz dzielą samorządy. Bez tych pieniędzy nie byłoby wielu lokalnych inwestycji - m.in. kanalizacji, wodociągów czy oczyszczalni ścieków. PiS mówi o usprawnieniu pracy i oszczędnościach, krytycy planowanej, choć z nikim nie konsultowanej zmiany, uważają, że to sposób na przejęcie władzy w samorządach, które teraz są w rękach opozycji. Materiał z programu "Czarno na białym".

Fundacja niezależnych

6 milionów złotych unijnych dotacji do wygrania w ekologicznym konkursie, bardzo dziwnym, bo dużą szansę na te pieniądze ma fundacja, która ekologią nigdy się nie zajmowała. Ekologiczna stała się wtedy, gdy konkurs już trwał. Urzędnicy, z którymi rozmawiał reporter TVN24 mówią, że dotąd nie mieli takiego przypadku. Być może jednak to wcale nie przypadek. Materiał z programu "Czarno na białym".

Ustawa na muszce

Nowe prawo łowieckie - projekt zmian przygotowany przez ministerstwo Jana Szyszki, z zamiłowania myśliwego, daje myśliwym wiele przywilejów, niektóre bardzo kontrowersyjne. Wystarczy powiedzieć, że protestują nie tylko ekolodzy, którzy co do zasady są przeciwko zabijaniu zwierząt. Materiał z programu "Czarno na białym".

Środowiska ministra

Kontrolę nad miliardami z funduszu ma przejąć rząd w osobie ministra Szyszki - ministra, który znany jest z tego, że ma problemy z wypełnieniem prostych oświadczeń majątkowych. Nie potrafi wycenić swojego majątku albo zapomina o nim napisać. To ciekawe, bo jego polityczna kariera wskazuje raczej, że jest człowiekiem dobrze kalkulującym. Wprawdzie ma wielu wrogów, ale ma też dwóch silnych sojuszników - prezesa Kaczyńskiego i ojca Rydzyka - z oboma łączy go wyjątkowo mocna więź. Materiał z programu "Czarno na białym".

Głos biskupów

Głos biskupów albo ich milczenie, które też może być wymowne. Niektórzy zarzucali Kościołowi, że nie zabiera głosu w sprawie burzliwych protestów w Sejmie i przed Sejmem. Ale gdy w Wigilię biskupi przemówili, zostali skrytykowani, że zamiast demokracji, bronią władzy. Czy rzeczywiście jest tak, jak mówi ksiądz Wierzbicki, że Kościół popiera PiS? Oficjalnych deklaracji oczywiście nie ma, ale są wypowiedzi, które mniej lub bardziej otwarcie dają odpowiedź na to pytanie.

Etyka a polityka

Ksiądz Alfred Wierzbicki nie ma żadnych wątpliwości, że Kościół popiera PiS. Co więcej, publicznie twierdzi, że to kompromitacja Kościoła. Za te słowa został upomniany przez swoich przełożonych, ale milczeć nie zamierza. W rozmowie z Dariuszem Kubikiem ksiądz Wierzbicki tłumaczy, dlaczego krytykuje biskupów, dlaczego broni opozycji i dlaczego przerażają go książki Jarosława Kaczyńskiego.

Smog kalwaryjski

Symbolem problemów, jakie ma wiele polskich miejscowości, w których smog stał się codzienną zmorą może być podkrakowska Kalwaria Zebrzydowska. Gdy byliśmy tam przed rokiem, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska akurat badał powietrze. Wyniki (opublikowane kilka miesięcy później) pokazały, że stężenie zabójczego pyłu przekraczało normę o prawie 300 proc. Państwowe instytucje dalej są bezradne wobec lokalnych trucicieli.

Śmiertelny wdech

My to wdychamy, nie zdając sobie na co dzień z tego w ogóle sprawy. Uświadamiamy to sobie dopiero, gdy zaczynają się problemy ze zdrowiem. Czym dokładnie truje nas takie powietrze, jakie są tego skutki i o ile krócej z tego powodu żyją Polacy?

Co wisi w powietrzu?

Szokujące dane o tym, że oddychamy najgorszym powietrzem w Europie i jednym z najgorszych na świecie. To jak tykająca bomba, której jednak rządzący nie mają odwagi rozbroić. Wszystko przez to, że nasza energetyka opiera się na węglu. Choć wcale nie kominy wielkich fabryk są największym problemem, bo one palą z reguły lepszym węglem i mają filtry, czego nie można już powiedzieć o domowych piecach, gdy zimą setki tysięcy ludzi zaczyna się ogrzewać wrzucając do kotła głównie to, co najtańsze. Sytuacja staje się dramatyczna, a prawo na to pozwala.

Łańcuch poszlak

Ta układanka jest jak domek z kart: wystarczy, że zabraknie choć jednej i domek się rozpada. Tak chyba najkrócej można opisać istotę procesów poszlakowych, takich jak ten w sprawie śmierci Ewy Tylman. Takie procesy to, jak wyjątkowo zgodnie mówią prokurator, obrońca i sędzia, największe wyzwanie dla wymiaru sprawiedliwości. Wyzwanie, któremu w dodatku z reguły towarzyszy wielkie zainteresowanie publiczności, co już ponad 80 lat temu pokazał głośny proces Gorgonowej. Zresztą - wracając do tej sprawy - dobrze widać, jak bardzo wraz z rozwojem nowoczesnych technologii kryminalistycznych zmieniła się definicja poszlaki. Dziś ten proces raczej poszlakowy by nie był.

Brakujące elementy

Cała Polska śledziła poszukiwania Ewy Tylman już kilka godzin po jej zaginięciu. Gdy ciało kobiety znaleziono w końcu po ośmiu miesiącach w rzece, nie było już możliwe ustalenie bezpośredniej przyczyny jej śmierci. Niejasności w tej sprawie jest więcej - w tym kluczowa kwestia: motyw zabójcy, którym według prokuratury jest kolega z pracy. Co przemawia za tym, że to było morderstwo, a nie nieszczęśliwy wypadek?

Fakty i mity

Premier Beata Szydło na konferencji prasowej miała za zadanie, w kontrze do trwającego kryzysu parlamentarnego, opowiedzieć o sukcesach rządu - głównie o tym, jak "dobra zmiana" służy gospodarce. Padały konkretne liczby, które mają to potwierdzać - problem w tym, że - wyrwane z kontekstu - tworzą niepełny albo wręcz nieprawdziwy obraz. Być może stąd małe, choć dość wymowne przejęzyczenie na tej konferencji premier Szydło.

Prawda czasu, prawda ekranu

Kulisy uchwalania kluczowej dla państwa ustawy - budżetu na przyszły rok. I pytanie, czy rzeczywiście został on uchwalony zgodnie z prawem, jak z pełną stanowczością zapewniają politycy PiS, czy jednak nielegalnie, jak twierdzi opozycja. Wątpliwości jest bardzo dużo, w tym zasadnicza: czy było kworum? Uważna analiza stenogramu tego posiedzenia i analiza nagrań z jednej sejmowej kamery, która rejestrowała obrady (co ciekawe, chwilami bez dźwięku) - takiej pewności nie dają.

Siła protestu

Pokazujemy jak przez miniony rok narastała fala protestów przeciwko nie tyle władzy, co jej konkretnym działaniom, które zdaniem protestujących łamią prawo i niszczą demokrację. Na ulice wyszli ludzie, którzy wcześniej manifestowali rzadko albo wcale. Nawet na prawicy wielu przyznaje, że to musiało być dla rządzących zaskoczeniem, które długo jednak bagatelizowali. Aż do teraz.

Byli za, są przeciw

Konsekwencjami prezes Kaczyński groził dziś protestującej opozycji w Sejmie, jednocześnie deklarując, że wyciąga do niej rękę. Czy możliwe jest więc porozumienie i wyjście z tej kryzysowej sytuacji? W PiS-ie pojawiają się pierwsze małe pęknięcia, ale czy prezes Kaczyński, który na dzisiejszej konferencji prasowej pokazał, że to on faktycznie rządzi krajem, jest zdolny do kompromisu?

Związek rządowy

Próba sił nie tylko w Sejmie. Do wsparcia władzy na ulicy gotowa jest Solidarność. Szef związku deklaruje, że jak trzeba będzie się policzyć, to "przykryjemy ich czapkami". Ich, czyli tych demonstrujących Polaków. I mówi to lider Solidarności, która powstała przecież walcząc m.in. o prawo do demonstracji i wolność słowa. Dzisiejsze manifestacje Piotr Duda nazywa hucpą. Ci, którzy legendarny związek tworzyli, łapią się za głowę, gdy słyszą te słowa z ust związkowego lidera.

Marszałek Prawa i Sprawiedliwości

Niespotykana dotąd w Sejmie batalia, którą - co ciekawe - wywołała właściwie drobna rzecz: słowna przepychanka na sejmowej mównicy. Być może nikt by nie zwrócił na to szczególnej uwagi, gdyby nie ostra reakcja marszałka Marka Kuchcińskiego, który wykluczył z obrad posła PO. Wyjątkowo ostra reakcja - nawet jak na marszałka, który znany jest z wyłączania opozycji mikrofonu, karania finansowo za przekroczenie czasu wystąpienia czy krótkiego ucinania dyskusji. Dlaczego tym razem poszedł jeszcze dalej?

Strajk obywatelski

Wracamy do wydarzeń z 13 grudnia. Warszawa i dwie duże rocznicowe demonstracje, które faktycznie stały się bardziej demonstracją mocno podzielonej dziś Polski, co najprościej obrazują hasła tych manifestacji - "Misiewicze i Piotrowicze" kontra "komuniści i złodzieje", ale to jednak duże uproszczenie. Co najbardziej poróżniło Polaków i czy widzą szansę na porozumienie? O to pytaliśmy 13 grudnia demonstrujących po obu stronach. Co mówili ci, którzy szli w marszu z opozycją?

Demobilizacja

Nie tylko to, co działo się 10 grudnia, mogło zaniepokoić prezesa Jarosława Kaczyńskiego. 13 grudnia mobilizacja jego zwolenników na demonstracji w Warszawie też mogła co najmniej zastanawiać. Na manifestacji organizowanej przez rządzących było nie tylko mniej ludzi niż na marszu opozycji, ale też widocznie mniej niż na podobnych wiecach PiS-u w poprzednich latach, gdy partia była w opozycji. To ciekawe tym bardziej, że o potrzebie mobilizacji dużo mówi sam Kaczyński.

Prawo do demonstracji

Gdy na ulicach Warszawy tysiące Polaków manifestowały w 35. rocznicę stanu wojennego, Sejm w tym czasie uchwalał nowe prawo o zgromadzeniach. Data 13 grudnia wydaje się tu dość symboliczna. Według opozycji, nowe przepisy ograniczają prawo do demonstracji, według PiS - tylko je porządkują dla bezpieczeństwa obywateli. Porządki są ekspresowe, napisana w listopadzie ustawa została uchwalona trzy dni po smoleńskiej miesięcznicy, pierwszy raz zagłuszonej przez kontrmanifestację. Przypadek? Czy właśnie ze względu na miesięcznicę powstało nowe kontrowersyjne prawo?