Czarno na białym

Czarno na białym

Wariant węgierski

Afera taśmowa nie wywołała i na razie raczej nie wywoła politycznego trzęsienia ziemi. Chociaż jutrzejsze posiedzenie Sejmu, na którym premier przedstawi ważne informacje o podsłuchach, zapowiada się burzliwie. Wydaje się jednak, że największa opozycyjna partia przyjęła strategię na przeczekanie. Owszem, PiS mówi, że chce dymisji rządu i wcześniejszych wyborów, ale - jak dobrze się wsłuchać w ten głos - to nie jest to zdecydowany ton. Niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości powołują się na ulubiony przez nich "wariant węgierski", gdzie opozycja doszła do władzy po aferze taśmowej. Porównanie to jest jednak mocno na wyrost. Na co więc czeka PiS?

Punkt siedzenia

Taśmy i podsłuchane rozmowy pogrążyły już niejednego polityka i niejeden rząd w III RP. Od prawa do lewa. Taśmy i rządy się zmieniają, ale co znamienne - reakcje zdemaskowanych rządzących i oburzonej opozycji - zawsze są takie same. Tylko że punkt widzenia zależy od punku siedzenia.

Syndrom BOR-u

Choć oczywiście kluczowym jest ustalenie kto i dlaczego nielegalnie nagrywał prominentnych polityków, to jednak trudno nie analizować treści tych ujawnionych rozmów (pomijając już ich stylistykę i język). Na przykład w rozmowie ministra Sienkiewicza z prezesem NBP pojawia się wątek "syndromu sztokholmskiego" w kontekście Biura Ochrony Rządu. Zaskakujące, bo ten opisany w psychologii termin odnosi się do specyficznej relacji sprawca-ofiara. Jak to się ma do ochranianych VIP-ów i ochraniających ich funkcjonariuszy BOR-u? Wyjaśniają nam ci, którzy znają jednostkę od podszewki i oni sami przyznają, że problem jest i to poważny, czego skutki może pokazywać też afera taśmowa.

Pytania "Wprost"

"Wprost" publikuje cztery nowe nagrania (choć tym razem bez wersji audio), m.in. ministrów Sikorskiego i Rostowskiego. Tygodnik rozchodzi się w rekordowym nakładzie, a w "Czarno na białym" pytamy wprost o to, co jest istotne dla każdego, kto decyduje się publikować nielegalne nagrania? Między innymi o to, czy informator ujawnił gazecie dlaczego przekazuje taśmy, ile ich jeszcze jest, dlaczego ujawniane są teraz i nie w całości?

Na krawędzi

Na razie uwagę od śledztwa dość skutecznie odciąga bitwa o taśmy z podsłuchanymi rozmowami. Choć tego, że to nie taśmy "Wprost", ale to, co wydarzyło się w redakcji tygodnika może doprowadzić do wcześniejszych wyborów, nikt się nie spodziewał. Ale to właśnie po środowych wydarzeniach premier po raz pierwszy nie wykluczył takiego scenariusza. Czy jesteśmy świadkami początku końca rządu i Platformy?

Poza kadrem

Na razie uwagę od śledztwa dość skutecznie odciąga bitwa o taśmy z podsłuchanymi rozmowami. Przedwczorajsza akcja ABW i prokuratury w redakcji tygodnika "Wprost" przerwała długi weekend nie tylko premierowi. Od wczoraj mamy tłumaczenia i skrajnie różną ocenę wydarzeń. Prokuratura twierdzi, że działała zgodnie z prawem. Ministerstwo Sprawiedliwości nie zostawia na śledczych suchej nitki, a my rozmawiamy z uczestnikami tamtych wydarzeń o tym, czego nie było widać w kamerach mimo bezpośredniej relacji.

Dyskrecja i podsłuchy

Tygodnik "Wprost" opublikował całość podsłuchanej rozmowy Belka-Sienkiewicz. Całość, włącznie z głosem osoby, która mogła podsłuch montować. Padają trzy słowa i na razie nic więcej nie wiadomo. Jedyny podejrzany w tej sprawie były już menadżer restauracji po usłyszeniu zarzutów i wpłaceniu kaucji wyszedł właśnie na wolność. To postać znana politykom i biznesmenom, bo gościł ich też w innej restauracji, zawsze zapewniając o dyskrecji. Cieszył się najwyraźniej zaufaniem. Czy miał powód, by to wykorzystać?

Rozmowy teoretyczne

Afera podsłuchowa nie zatrzęsła ani rządem, ani bankiem centralnym. Gdy prezes NBP Marek Belka tłumaczył się Radzie Polityki Pieniężnej z ujawnionych na taśmach, jak to on określa, "pewnych skrótów myślowych, figur słownych i czystych teorii", rząd w tym samym czasie przyjął nowelizację ustawy o Narodowym Banku Polskim. To, co jest w tej ustawie, było częściowo tematem podsłuchanej rozmowy Belki z Sienkiewiczem. Czy rzeczywiście była wtedy mowa tylko o czystych teoriach, czy doszło jednak do politycznej umowy? Dokładnie to przeanalizowaliśmy.

Dramat Sienkiewicza

Odpowiedzialnym za wyjaśnienie, kto podsłuchiwał jest człowiek, któremu osobiście na tym zależy, bo sam stał się bohaterem tych co najmniej kontrowersyjnych nagrań. Chociaż dla Bartłomieja Sienkiewicza to nawet coś więcej niż osobista porażka. Został nagrany, bo służby specjalne (które kiedyś współtworzył, a teraz nadzoruje) nie były w stanie go ochronić. Niewykluczone, że mają z podsłuchami coś wspólnego. Wyjaśnienie tej afery to ostatnie zadanie, jakie premier dał ministrowi spraw wewnętrznych, nie decydując się teraz na jego dymisję. Sienkiewicz mówi, że nie ma już politycznej przyszłości. I mówi to po niecałym 1,5 roku urzędowania i po tym, jak długo pracował na to, by wejść na polityczny szczyt władzy.

Zawodowcy od podsłuchów

ABW nie potwierdza medialnych doniesień, że wśród podejrzewanych o nagrywanie wysokich urzędników państwowych są menadżer restauracji i oficer Biura Ochrony Rządu. Potwierdza jedynie, że przeszukano kilka adresów, które ze sprawą mogą mieć coś wspólnego. Poza tym, na temat śledztwa nic nie wiadomo. Jest jednak jasne, że podsłuch był tak dobrej jakości, że nie mógł być dziełem przypadku, tylko profesjonalistów. Tak oceniają ci, którzy o zakładaniu podsłuchów wiedzą bardzo dużo, bo sami mieli z tym do czynienia: dwaj byli agenci wywiadu i twórca policyjnego zespołu do wykrywania podsłuchów.

Lotnicze Himalaje

Marzenia o lataniu nie muszą jednak być równoznaczne z nieodpowiedzialnym bujaniem w obłokach. Mogą być też motywacją do wzniesienia się na szczyt. W tym przypadku - ponad szczyt. Mówiąc jeszcze dokładniej - ponad najwyższy szczyt świata. Dokonał tego jeden z najbardziej utytułowanych polskich szybowników. Katarzyna Górniak rozmawiała z Sebastianem Kawą, który szybowcem przeleciał nad Himalajami.

Latanie po amerykańsku

W historii tej historii wydaje się, że zdrowego rozsądku było jak na lekarstwo. Przedawkowano za to fantazję, a amerykański - dosłownie - sen o lataniu najwyraźniej zbyt długo śnił polski rolnik. Wszystko skończyło się niegroźnym na szczęście wypadkiem i rozbiciem helikoptera, choć od katastrofy było o krok.

Ile startów, tyle lądowań

Obraz samolotów jako najbezpieczniejszego środka transportu burzą pokazy lotnicze, na których umiejętności prezentują najlepsi. I kilku z nich, na pokazach właśnie, zginęło. Za każdym razem taki tragiczny wypadek rodzi oczywiste pytania o bezpieczeństwo na polskim niebie. Pytania zasadne, bo latają po nim już nie tylko zawodowcy. Coraz częściej pasjonaci i amatorzy.

Pomaga rozwiązać kryminalne zagadki, gdy zawodzi technika. Profiler

Bez postępu techniki nie udałoby się rozwiązać żadnej kryminalnej zagadki, ale w trudnych śledztwach bardzo ważną rolę odgrywają policyjni profilerzy. W Polsce jest ich zaledwie kilku. Na podstawie śladów z miejsca zbrodni tworzą portret psychologiczny sprawcy. Co nim kierowało, czy znał ofiarę, czy działał z premedytacją czy w afekcie? Odpowiedź na te pytania to bardzo trudne zadanie. Czego dowodem jest wstrząsająca historia podwójnego morderstwa spod Bydgoszczy. Niemal 5 lat temu w lesie znaleziono zasztyletowaną prostytutkę i jej klienta z ranami kłutymi i postrzałowymi. Typowano już kilku podejrzanych, niektórych nawet aresztowano. Ale bez skutku. Do dziś nie wiadomo - kto i dlaczego zabił. 

Dzięki postępowi techniki namierzono zabójcę. Sprzed 20 lat

20 lat temu wyjątkowo brutalne zabójstwo młodej kobiety wstrząsnęło miastem. Sprawca był w kręgu podejrzanych, ale nie było na niego dowodów. Dopiero teraz, dzięki postępowi techniki, można było dokładnie zidentyfikować zabezpieczone odciski palców. Wszystko wskazuje na to, że zabójcą był dawny sąsiad kobiety. Mężczyzna przez ostatnie lata żył normalne, jako mąż i ojciec. Zaskoczony, został aresztowano go dopiero teraz.

Szybcy i martwi

Bezsilność wobec drogowych piratów, a z drugiej strony tryumfalnie ogłoszone przez rząd zero tolerancji dla tych, którzy na drogach łamią prawo. Trudno tej kuriozalnej sprzeczności nie zauważyć. Tak, jak trudno też oprzeć się wrażeniu, że rząd próbuje poprawiać bezpieczeństwo na drogach akcyjnie. Od tragedii do tragedii pojawiają się kolejne polityczne zapowiedzi różnego zaostrzania kar. Tylko, że takie zapowiedzi to jedno, a konsekwentne i bezwzględne egzekwowanie prawa, to drugie. Efekt? Na polskich drogach wciąż ginie prawie najwięcej ludzi w Europie.

Szybcy i głupi

Przypadek warszawskiego przestępcy drogowego to czubek góry lodowej. Takie nielegalne "wyścigi" odbywają się w wielu miastach. A bezkarność tych ludzi tylko rozzuchwala. Reporter "Czarno na białym" rozmawiał z tymi, którzy ścigali się na ulicach i nawet jeśli mają poczucie, że igrają z życiem (swoim i przypadkowych ludzi), to chęć popisania się (co oni nazywają adrenaliną) jest dla nich ważniejsza. Pewnym zaskoczeniem może być to, że ścigają się nawet ci, których o taką skrajną nieodpowiedzialność, żeby nie powiedzieć głupotę, pewnie wcale byśmy nie podejrzewali.

Kpina i upokorzenie

Od kilku dni trwa festiwal niemocy i bezradności policji i prokuratury wobec człowieka, który tylko wyjątkowemu szczęściu zawdzięcza to, że jeszcze nikogo na drodze nie zabił. Ale to, co zrobił bulwersuje chyba nie więcej niż to, czego nie zrobiły organy ścigania. W całej Warszawie jest około 5 tysięcy kamer. Ponad 300 z nich non stop śledzi ulice. Roczne utrzymanie tego systemu kosztuje 13 milionów złotych. Ale to wszystko nadal nie wystarcza, by skutecznie wyeliminować z ruchu drogowego bandytę, który tuningowanym samochodem szaleje po ulicach stolicy.

Cena klauzuli

Sumienie i przekonania religijne ponad prawem - takiego wyboru dokonał też inny lekarz. Mimo poważnych wskazań, odmówił ciężarnej kobiecie nawet badań prenatalnych. Urodziła drugie niepełnosprawne dziecko. Ta historia ma już swój sądowy finał - ginekolog został uznany winnym, ale konsekwencji nie poniósł żadnych. Odszkodowanie zapłacił szpital, a lekarz do dziś jest szefem oddziału ginekologicznego w jedynym szpitalu w miejscowości. On wybrał swoje przekonania - kobiecie odebrał nawet prawo wyboru.

Etyka ponad prawem

Deklaracja wiary, podpisana przez blisko 3 tysiące lekarzy, przestała być już tylko teorią. Bo gdy dyrektor publicznego szpitala odmawia swojej pacjentce legalnej aborcji i nie wskazuje innego lekarza, który taki zabieg przeprowadzi, to bez wątpienia stawia swoje przekonania powyżej prawa - czego zresztą profesor Bogdan Chazan wcale nie ukrywa. Ministerstwo Zdrowia zleciło kontrolę w kierowanym przez niego szpitalu. Kontrolę, która powinna jednak dotyczyć nie tylko dramatycznej historii ciężarnej kobiety. Z informacji "Czarno na białym" wynika, że dyrektor Chazan z własnych religijnych przekonań uczynił politykę obowiązującą wszystkich lekarzy w tym szpitalu. Efekt? W obawie przed utartą pracy lekarze nie słuchają już własnego sumienia.