Swoje ofiary wyszukiwał w internecie, na portalach randkowych. Podawał się za policjanta. Uwodził, a potem znikał bez śladu, wraz z pieniędzmi, długami czy sprzętem elektronicznym. Potem pojawiał się w innym mieście, by tam działać według tego samego schematu. Jedną z kobiet zaprowadził nawet przed ołtarz.