Czarno na białym

Czarno na białym

Więcej niż wojna nerwów

Pierwszy cios właśnie dostali. Kijów rozpoczął akcję odbijania Wschodu. Po południu wojsko przejęło zajmowane przez separatystów lotnisko w Kramatorsku. Szef tej operacji specjalnej od razu zapowiedział, że armia będzie "likwidować" wszystkich, którzy nie złożą broni. Według jednych, wreszcie władze w Kijowie działają; według innych, konieczna jest ostrożność, bo łatwo dać Rosji pretekst do wejścia na wschodnią Ukrainę. Działanie czy brak działania? Paradoks polega na tym, że właściwie nie ma dobrego rozwiązania.

Wyścig w produkcji śmiercionośnych wirusów i bakterii

Z jednej strony trwa walka o powstrzymanie epidemii i chorób przez nie wywoływanych, z drugiej strony - wyścig w produkcji śmiercionośnych wirusów i bakterii. Bo to najgroźniejsza broń, jakiej można użyć przeciw człowiekowi. Nie widać jej, nie czuć, a atak terrorystyczny może wyglądać jak zwykła epidemia.

Czy grozi nam pandemia na miarę dżumy?

Na początku wygląda jak grypa. Kończy się krwotokiem w całym organizmie. Ebola była znana wcześniej w Afryce, ale teraz pojawia się w nowych miejscach i zabija błyskawicznie. Zmarło ponad 100 osób, a setki jest zarażonych. Światowa Organizacja Zdrowia mówi o epidemii wywołanej przez śmiercionośnego wirusa Ebola, z jaką nie mieliśmy do tej pory do czynienia. Wiadomo już skąd ta choroba się wzięła, ale na razie nie ma na nią żadnego leku.

Największe epidemie w historii

Dżuma w średniowieczu i grypa hiszpanka na początku ubiegłego wieku pochłonęły więcej ofiar niż obie wojny światowe razem wzięte. Zdziesiątkowały ludność do tego stopnia, że choroba nie miała już przez kogo się rozprzestrzeniać. I gdy słyszymy informację o Eboli, czy - jak w ostatnich latach - o SARS, ptasiej czy świńskiej grypie, pojawia się pytanie: czy dziś też może nam zagrozić pandemia na miarę tych znanych z historii?

"U niektórych osób, które do tej pory milczały, pękła bariera". Rozmowy z rodzinami ofiar w "Czarno na Białym"

10 kwietnia 2010 roku, o godzinie 8.41 samolot Tu-154 rozbija się na lotnisku Siewernyj pod Smoleńskiem. Tego dnia zaczęło się piekło rodzin 96 ofiar katastrofy smoleńskiej. W reportażu "Czarno na białym" opowiedzą historie, które w natłoku politycznych oskarżeń zostały zapomniane. - Mam wrażenie, że u niektórych osób, które do tej pory milczały, pękła bariera. I teraz mają potrzebę podzielenia się swoim ciężarem - mówi autor reportażu Cyprian Jopek.

Jak Zabłocki na mydle

Igrzyska olimpijskie, choć to największa impreza sportowa, nie są wydarzeniem, na którym się zarabia. W najlepszym razie gospodarz wychodzi się na zero lub na "mały plus" - ale to udało się niewielu. Jeśli sobie uświadomić, że większość ludzi na ziemi nie widziała śniegu, to łatwiej zrozumieć, dlaczego zimowe obiekty sportowe (drogie w budowie i utrzymaniu) to inwestycja mało trafiona. Poza miejscami, gdzie jest silna tradycja zimowych sportów.

Oblicze kampanii

Góralka z krwi i kości, która jest twarzą kampanii promującej igrzyska w Krakowie. Jagna Marczułajtis: była snowbordzistka, teraz posłanka PO, podjęła się zadania, które ściągnęło na nią falę krytyki. A właściwie trochę sama ją ściągnęła, przyznając, że nie kalkulowała, ile olimpiada będzie kosztowała. Marczułajtis znana jest z uporu, emocjonalnych wypowiedzi i kontrowersyjnych sytuacji, które ocierały się nawet o skandal. W sportowej karierze zaliczyła upadek na wagę olimpijskiego medalu. Czy olimpijska walka, jaką teraz toczy też może skończyć się upadkiem?

Widok na igrzyska

Kompromitacja, mydlenie oczu, czy jednak dobry sposób na promocję Polski - twa burzliwy spór o organizację zimowych igrzysk w Krakowie. Na razie jest to w zasadzie spór o to, czy w ogóle kandydować na organizatora. Na początek górale, którzy, patrząc na plakat promujący olimpiadę, pytają - "ukradli nam Tatry?". Kraków u podnóża gór na zdjęciu wygląda ładnie, ale w rzeczywistości dystans między Krakowem a górami i góralami jest dużo większy. Dosłownie i w przenośni. Jak sprawdziła reporterka "Czarno na białym", entuzjazmu - delikatnie mówiąc - w górach nie ma, a bez gór nie ma igrzysk.

Wyszedł na wolność i znów zaatakował

Oto dowód na to, że tzw. "ustawa o bestiach" wcale nie chroni przed wszystkimi groźnymi przestępcami. To historia człowieka skazanego na karę śmierci. Dostał jednak prawo łaski i po 25 latach wyszedł na wolność. A trzy miesiące później o mało nie zabił nożem kobiety. Służba więzienna wiedziała, że to niebezpieczny człowiek - ale nie mogła wnioskować o jego izolację, bo ustawa dotyczy tylko skazanych, którzy odbywali karę w systemie terapeutycznym. A Ludwik S. żadnej terapii nie miał.

Pierwsza izolowana? Wyjęła cudze dziecko z wózka i rzuciła na chodnik

Pierwsza kobieta, wobec której jest wniosek o przymusową izolację po zakończeniu kary więzienia. To 27-latka skazana za próbę zabójstwa dziecka, które wyjęła z przypadkowego wózka na ulicy i rzuciła na chodnik. Nigdy nie wykazała skruchy, odgrażała się, że to samo zrobi ze wszystkimi bękartami. W więzieniu nie poddała się terapii, co więcej, przejawiała agresję. Podczas procesu biegli uznali, że kobieta ma zaburzenia osobowości. Teraz od opinii kolejnych biegłych zależy - czy latem wyjdzie na wolność, czy trafi do zamkniętego ośrodka.

Pusty ośrodek izolacji

- Ośrodek izolacji dla najgroźniejszych przestępców w Gostyninie na razie stoi pusty. Mariusz T. odwołał się od decyzji sądu, który skierował go do tego ośrodka. Od prawie dwóch miesięcy jest na wolności i pewnie jeszcze przez co najmniej kilka miesięcy będzie. W sumie - do sądów wpłynęło 21 wniosków o izolację. Trzy zostały zatwierdzone, dwa odrzucone - pozostałe jeszcze są rozpatrywane.

Szczęście adoptowane

Optymistycznie wygląda kwestia adopcji w Polsce, bo ich liczba z każdym rokiem rośnie. A im więcej dzieci jest adoptowanych, tym mniej trafia do domu dziecka. Ze statystyk wynika, że największe szanse mają najmłodsi. Zanim dziecko zamieszka jednak z nową rodziną, trafia do ośrodka adopcyjnego. Na co najmniej rok, bo mniej więcej tyle trwa procedura weryfikacji przyszłych rodziców: sprawdzanie warunków ich życia oraz szkolenia. Jeśli się uda, dzieci dostają szansę, którą wcześniej los im zabrał.

Koniec "biduli"?

Wydarzenia w Zambrowie skłoniły zespół "Czarno na białym" do tego, by sprawdzić jak wygląda w praktyce likwidacja domów dziecka. Zgodnie z obowiązującą od roku ustawą, najdalej za 6 lat, mają zniknąć - pogardliwie nazywane "bidulami" - duże domy dziecka. Zostaną tylko kameralne placówki, w których będzie najwyżej 14 wychowanków. Takie są bardzo ambitne plany, ale nie tak łatwo skończyć z tym komunistycznym reliktem. Oczywiście chodzi o pieniądze, ale też o zmianę mentalności.

Prostytutki z domu dziecka

Zambrów - niewielka miejscowość, o której jest głośno za sprawą wielkiej afery. "Prostytutki z domu dziecka" - brzmi szokująco, ale prokuratur ma dowody, że miejscowi policjanci, biznesmeni i urzędnicy płacili za seks nieletnim dziewczynom z zambrowskiej placówki. Właśnie ruszył proces jednego z oskarżonych - ginekologa i zarazem dyrektora Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego. Mimo ciążących na nim poważnych zarzutów, jak sprawdził reporter "Czarno na białym", dalej przyjmuje pacjentki i dalej zajmuje dyrektorskie stanowisko. Wszyscy podejrzani są zresztą na wolności i nie przyznają się do winy, ale nie mają odwagi rozmawiać przed kamerą. Jest zmowa milczenia i widoczna nerwowość.

"Nijaki" minister zdrowia

Trybiki, które ustawia minister zdrowia. A właściwie - przestawia - bo najnowszy pomysł Bartosza Arłukowicza - by "rozładować" kolejki do specjalistów, dokładając obowiązków lekarzom rodzinnym - to przecież powrót do tego, co niedawno było. Ale największym problemem ministra jest to, że cokolwiek wymyśli i tak mu już nikt nie wierzy. Poza premierem, który - pewnie zresztą też nie wierzy - ale sam stawia sobie polityczną diagnozę, że zmiana szefa tak wrażliwego resortu w czasie kampanii wyborczej po prostu nie ma sensu.

Lekarze rodzinni pod mikroskopem

Onkologia i lekarze rodzinni - to dwa kluczowe punkty najnowszego planu ministra Arłukowicza. Pod dziennikarski mikroskop bierzemy tzw. pierwsze ogniwo systemu ochrony zdrowia. Lekarze rodzinni: wiedzą coś o wszystkich chorobach, a nie wszystko o jednej. O tyle trudniej budować im zaufanie pacjentów, ale z drugiej strony - tak wiele od nich zależy. Ta pierwsza diagnoza i dalsze leczenie. O pracy lekarza rodzinnego - z dużym doświadczeniem i tego na początku zawodowej drogi w magazynie "Czarno na białym".

Diagnoza na wagę życia

Lekarze, do których kolejka nie zmniejszy się na pewno, bo to szczególna specjalizacja i takich lekarzy jest w Polsce tylko 400. Patomorfolodzy (niesłusznie kojarzeni tylko z prosektorium) - to oni rozpoznają, czy tzw. "zmiana" to właśnie rak. Nie dość, że jest ich mało, to połowa z nich jest już bliżej emerytury. A to od ich umiejętności, wiedzy i cierpliwości zależy diagnoza na wagę życia.

Przejścia po przejściach

Wielka polityka, mobilizacja sił, a codzienne życie toczy się jakby zupełnie innym torem. Na granicy Polski z Kaliningradem ludzie rozmawiają o tym, co dzieje się na Krymie i w Kijowie. Ale nie ma paniki, właściwie nawet nie ma niepokoju. Korzystając z otwartej lokalnie granicy, Rosjanie przyjeżdżają do nas na zakupy i wycieczki. A Polacy jeżdżą do Rosji po tańsze paliwo. Owszem, jak sprawdziła nasza reporterka, w Gołdapi od stycznia ruch przygraniczny zmalał i sami Rosjanie przyznają, że to może być efekt antypolskiej propagandy np. na kaliningradzkich portalach internetowych. Ale w relacjach sąsiedzkich między ludźmi - nic się nie zmieniło.

NATO kontra Rosja

W obliczu kryzysu na Ukrainie przegląd tego co ma, a czego nie ma polska armia, nabrał szczególnego znaczenia. Jeszcze nigdy po drugiej wojnie światowej nie mówiło się, że groźba trzeciej jest tak realna, jak teraz. Takie złowieszcze oceny słychać było w ostatnich tygodniach, po tym jak Putin przejął Krym. Dziś NATO zawiesiło wszelka współpracę z Rosją. Jest pewien niepokój, co wydarzy się dalej. NATO kontra Rosja. Kto jest dziś silniejszy? Porównanie potencjałów militarnych obu stron nie pozostawia żadnych złudzeń.