Czarno na białym

Czarno na białym

Partyjny desant

Kto będzie musiał tłumaczyć się z porażki, a kto będzie świętował zwycięstwo przekonamy się prawdopodobnie w niedzielę wieczorem, w czasie tradycyjnego wyborczego wieczoru. Dziś pewne jest jedno, niektórzy kandydaci będą mieli dość daleko z domu do swojego sztabu. Długa droga z miejsca zamieszkania do okręgu kandydowania czeka tak zwanych politycznych spadochroniarzy. Przykłady to warszawianie kandydujący ze Szczecina, Lublina czy Podlasia, a takie przypadki to efekt taktyki układania list, w której na pierwszym miejscu jest kalkulacja wyborczych szans, a nie logika regionalnej reprezentacji.

Na wyborczym froncie

W "Czarno na białym" podsumowanie kampanii wyborczej, czyli poważnych wydawałoby się ludzi robiących bardzo niepoważne rzeczy i pierwszoplanowego polityka, który musiał ostatnio usunąć się na plan bardzo daleki. Mowa o człowieku, który na co dzień jest w swojej partii drugi po prezesie, a na wiecach jego imię skandowane jest niemal tak głośno jak imię Jarosław. Antoni Macierewicz w czasie tej kampanii wyborczej eksponowane miejsce u boku prezesa musiał zamienić na kameralne spotkania z wyborcami. Spotkania wyjątkowe, bo prawdopodobnie jedyne w tej kampanii, na których nie życzono sobie kamer. Dlaczego? O tym reporter "Czarno na białym".

Antychryst?

Wygląda na to, że Korwin-Mikke zastąpił w tej kampanii Palikota, którego skandalizujący i prowokacyjny sposób uprawiania polityki przestał najwyraźniej robić wrażenie. Patrząc na sondaże, nie ma pewności, czy jego sztandarowy ostry antyklerykalizm tym razem wystarczy, by przekroczyć chociażby próg wyborczy. Choć w roli politycznego antychrysta Palikot posuwa się już tak daleko, że zaskakuje nawet niektórych kolegów ze swojej wyborczej koalicji. Jeśli uznamy, że kampania to rodzaj sprzedaży politycznego produktu - pytanie brzmi: czy produkt przygotowany przez Palikota znajdzie kupca?  Katarzyna Górniak

Perfidna retoryka?

Im bardziej kontrowersyjnie - choćby przekraczało to granice absurdu - tym lepiej. Dziś o kandydatach, którzy w eurokampanii grają na emocjach wyborców, bo tylko to daje im rozgłos. Po ostatnich wypowiedziach o Hitlerze, Holokauście i gwałconych kobietach ten człowiek wywołał oburzenie i przerażanie, ale właśnie o to Januszowi Korwin-Mikkemu chodzi. Dzięki temu - będący od lat jedynie polityczną osobliwością - teraz stał się niemal tematem numer jeden kampanii. A sondaże dają mu szanse na przekroczenie progu wyborczego. Trudno polemizować z jego szokującymi tezami, bo trzeba byłoby w tej dyskusji stosować dokładnie te same chwyty, które nie są niczym innym jak opanowaną przez Korwin-Mikkego do perfekcji sztuką perswazji i propagandy. Tomasz Marzec

Egzotyka wyborcza

Jeszcze a propos wyborczych produktów: dowód na to, że na sprzedaż można wystawić wszystko, licząc, że a nóż znajdzie się jakiś szalony kupiec. Człowiek-motyl, piraci i drag-queen - czyli osobliwi kandydaci do Parlamentu Europejskiego. Kandydaci, dla których kampania jest nie tyle wyborcza, co wyłącznie reklamowa. Maciej Warsiński 

Eurowyborcza ewolucja

Teraz konflikt PO - PiS w jednej osobie. Człowiek, który wydawałoby się jest ostatnią osobą, która powinna ostro krytykować PiS. Na finiszu kampanii - już nie tylko atakuje tę partię, ale i jej wyborców - nazywając ich sektą. I mówi to Michał Kamiński - dziś jedynka PO z Lublina - ten sam, który odpowiadał za wiele wyborczych kampanii Prawa i Sprawiedliwości. Przemyślana nowa taktyka dawnego spindokotra PiS, czy desperacja?

Walka na argumenty

O ile spory premiera z prezesem rzadko toczą się wokół spraw europejskich, o tyle w Krakowie mamy spór z tym tematem związany. Jedynka PO kontra jedynka PiS - to doświadczeni europarlamentarzyści, więc można ich oceniać po tym, co już w Brukseli zrobili. Oni już wzajemnie się ocenili i mamy batalię na spoty... w wielu językach. A przy okazji przykład na to, że można rywalizować merytorycznie i niekoniecznie nudno. Choć i tu padają mocne słowa i oskarżenia.

Starcie wodzów

Kaczyński kontra Tusk. Tusk kontra Kaczyński. Nieustanna wymiana słownych ciosów między liderami największych partii stała się kołem napędowym tej niemrawej, żeby nie powiedzieć marnej kampanii. Po raz kolejny potwierdza to, że obie partie "żywią" się własnym konfliktem i innego pomysłu na wyborczą batalię po prostu nie mają. Z sondaży wynika, że PO przez dwa ostatnie miesiące odrobiła starty do PiS, ale zdecydowanego lidera nie ma. Więc (kierując się logiką tej kampanii) nie można wykluczyć, że choć do wyborów zostały 4 dni, to sztaby mają coś jeszcze w zanadrzu.

Pieszy kontra kierowca

Wypadki na przejściach dla pieszych najczęściej są z winy kierowców - tak wynika z policyjnych statystyk. Ale mówimy o oznakowanych przejściach, bo poza nimi na drogach zdarzają się różne sytuacje, w których piesi wcale nie są bez winy. Nasza reporterka przez kilka dni obserwowała zachowania kierowców i pieszych na różnych przejściach w centrum Warszawy. I ten ogólny wniosek bardzo szybo się potwierdził. Co ciekawe, ani obecność kamery ani towarzyszącego nam policjanta nie działała mobilizująco.

Czarna seria potrąceń w Gdańsku

Polskę obiegły zdjęcia pieszych potrącanych - niemal jeden po drugim - na przejściu przy ulicy Hallera w Gdańsku. W ubiegłym tygodniu, aż dwie osoby jednego dnia zostały potrącone w tym właśnie miejscu. Mimo, że po każdym wypadku wprowadzane są kolejne ograniczenia dla samochodów, to piesi na pasach nadal są zagrożeni.

Decydująca bitwa?

Polityczna bitwa o Śląsk, która może zdecydować o niedzielnym wyniku. Prawie cztery miliony potencjalnych wyborców - to liczba, która na wszystkich partiach politycznych robi wrażenie i wszystkie wystawiają tam swoich mocnych liderów. To będzie na pewno pojedynek na bardzo znane i popularne twarze. Trudniej powiedzieć, co z tego wynika dla Śląska?

Dyżurny kandydat

Bolesław Piecha - kandydat dobry na każde wybory. Rzeczywiście od kilku lat tam, gdzie staruje - wygrywa, tylko nigdzie nie zagrzewa na dłużej miejsca, bo... kandyduje dalej. Gdy w jego rodzinnym mieście zapytaliśmy wyborców o to, kim jest Bolesław Piecha, mieli kłopot z odpowiedzią. Posłem? Ministrem? Senatorem? I na pewno sprawy nie ułatwi im fakt, że teraz Piecha kandyduje do Parlamentu Europejskiego.

Desant z Wiejskiej

6 dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego - pełna polityczna mobilizacja sił. Czego, wymownym dowodem, jest pusty Sejm. Nie ma kto pracować, bo blisko 1/3 parlamentarzystów startuje w eurowyborach. Takiego desantu z Wiejskiej jeszcze nie było, a rekordzistami są połowie PiS-u. To oczywiste, że atrakcyjna posada w Brukseli jest dla wszystkich kusząca, ale nie to jest powodem tego szturmu. Wszystkie ręce na partyjny pokład, bo niedzielne wybory to będzie pierwszy sprawdzian realnej politycznej siły. Dla PO i PiS to może być jak samospełniająca się przepowiednia przed serią krajowych wyborów. I wtedy też okaże się ilu znanych polityków startuje teraz tylko po to, by nabijać głosy partyjnym listom.

"Zioło życia", czyli żerowanie na naiwności

O ile można jeszcze zrozumieć, że dla chorego, któremu tradycyjna medycyna nie pomaga, paramedycyna wydaje się czasami ostatnią deską ratunku, o tyle szał na kupowanie w internecie rzekomo cudownych leków "na wszystko" budzi przerażenie. Przerażenie naiwnością, żeby nie powiedzieć - głupotą - ludzi. Ostatnim hitem sieci jest roślina nazywana "ziołem życia". Reklamowana jako skuteczna nawet na raka. W dodatku za kilkanaście złotych. W najlepszym razie to zwykłe oszustwo, o ile nie więcej, jeśli okaże się, że zioło komuś zaszkodzi. Sprawa trafiła już do prokuratury.

Nowe fakty ws. "Bożego Człowieka"

Nowe fakty we wstrząsającej historii spod Nowego Sącza, gdzie półroczna dziewczynka zmarła z głodu. Zarzuty usłyszał dziś znachor, u którego leczyła się cała rodzina. Według prokuratury tak kierował on rodzicami dziecka, że zostało ono zagłodzone. "Bożego człowieka" - jak mówią o Marku H. w okolicy - obciążyły zeznania matki, która ma twierdzić, że była z córką u znachora kilka godzin przed jej śmiercią. Podejrzany nie przyznaje się do winy. Niewykluczone, że usłyszy kolejne zarzuty. Sprawa nabiera tempa. Można powiedzieć "wreszcie", bo śledczy długo nie podejmowali żadnych działań. Mimo, że pierwsze podejrzenia pojawiły się już kilka lat temu, po śmierci innego dziecka w okolicy.

Jasienica podzielona

Rękoczyny w Jasienicy. To najnowszy konflikt, który jeszcze czeka na swój finał. Na razie nie wiadomo, kiedy kościół zostanie tam otwarty. Od miesiąca wierni dojeżdżają na msze do sąsiednich parafii. Ale już widać, że spór między byłym proboszczem, księdzem Lemańskim, a biskupem Hoserem mocno podzielił mieszkańców. I - jak przyznają oni sami - te podziały zaczynają przenosić się do codziennego życia.

Rozłam sterowany

Historia rozłamu w parafii. Zdarzyła się ponad 50 lat temu, ale kościół w Wierzbicy pod Radomiem podzielny jest do dziś. To wprawdzie historia konfliktu, który podsycały i do swoich interesów wykorzystały komunistyczne władze, ale zaczęło się niepozornie - od zwykłego sporu między wikarym i proboszczem. Sporu o pieniądze. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, dochodziło do rękoczynów, podpaleń i nie pomogła nawet interwencja Watykanu. Parafianie tak się podzielili, że powstał drugi - istniejący do dziś - Kościół. Kościół Mariawitów.

Życie po buncie

Ostatni przykład z Jasienicy przypomniał o innych podobnych historiach. Niekiedy wręcz dramatycznych. Jak ta z Kazimierza Dolnego, gdzie 7 lat temu doszło do najgłośniejszego buntu w historii Kościoła katolickiego w Polsce. Zakończonego szturmem policji buntu kilkudziesięciu Betanek, które zabarykadowały się w klasztorze. Co stało się z bohaterami tamtych wydarzeń? Siostry zostały wykluczone z zakonu. Niektóre założyły rodziny. Reporter "Czarno na białym" dotarł - aż na Ukrainie - do księdza Komaryczko, który stał wtedy na ich czele. Wciąż jest księdzem. Jego dzisiejsi parafianie nie znają jego przeszłości, ale o tym, co robi dziś, mówią tylko dobrze.

Ukraińskie wojsko. Fasadowe?

Prezydent Rosji silny, jak nigdy. Ukraina - tak słaba, że nie może poradzić sobie z separatystami na wschodzie kraju. Taki jest dziś beznadziejny obraz trwającego od tygodni konfliktu. Separatyści tryumfują po tzw. referendum i choć nikt w Europie go nie uznaje, oni już chcą niepodległości, już ogłaszają, że nie będzie tam wyborów prezydenckich za dwa tygodnie i już nazywają ukraińskie wojsko okupantem. Wojsko, o którym można wiele złego powiedzieć, ale oczywiście nie to, że jest okupantem na ukraińskiej ziemi.