Czarno na białym

Czarno na białym

Prezydent Rosji silny, jak nigdy. Ukraina - tak słaba, że nie może poradzić sobie z separatystami na wschodzie kraju. Taki jest dziś beznadziejny obraz trwającego od tygodni konfliktu. Separatyści tryumfują po tzw. referendum i choć nikt w Europie go nie uznaje, oni już chcą niepodległości, już ogłaszają, że nie będzie tam wyborów prezydenckich za dwa tygodnie i już nazywają ukraińskie wojsko okupantem. Wojsko, o którym można wiele złego powiedzieć, ale oczywiście nie to, że jest okupantem na ukraińskiej ziemi.

Ukraina jest bezsilna wobec separatystów, tak jak wciąż bezsilna wobec Rosji jest Europa. I na tej bezsilności wyraźnie korzysta Władimir Putin, który jeszcze nigdy nie miał tak dobrych notowań w Rosji jak teraz. Nawet ci, którzy niedawno jeszcze krytykowali go za brak demokracji w kraju, dziś są pod wrażeniem jego międzynarodowej siły. Silny przywódca, dla zdecydowanej większości Rosjan, to bohater i duma. A Krym nie został przez Putina zajęty, tylko uratowany. Skąd ta wielkomocarstwowa tęsknota u Rosjan?

Nie ma jeszcze konkretnych danych, ale - jak twierdzą ci, którzy żyją z turystyki - gołym okiem widać już, że słynących z grubych portfeli turystów z Rosji w tym roku w Polsce jest dużo mniej. I to nawet w tak popularnych wśród nich miejscowościach, jak Zakopane. Oto jak wielka polityka wpływa na małe sprawy. I choć większość hotelarzy, jak sami mówią, interesuje tylko jedna polityka - biznesu, to zdarzają się przypadki, że polski hotel odmawia gościny dla podróżnych z Rosji nie kryjących poparcia dla Putina.

Policjant, który pod przykryciem wnika w szeregi grupy przestępczej, ryzykuje tyle samo albo i więcej niż świadek koronny. W razie zdemaskowania musi się liczyć z bezwzględnością gangsterów. "Przykrywkowcy" to najwyższy stopień wtajemniczenia w policji. Muszą mieć specjalne predyspozycje i duże doświadczenie. To ludzie o dwóch tożsamościach. Tajemnicą jest w ilu uczestniczą akcjach i ilu ich w policji jest. Jeden z nich - pseudonim MAJAMI - zgodził się z nami porozmawiać, bo - jak twierdzi - chce, by ludzie wiedzieli - jak bardzo jest to niebezpieczna praca.

Na stadionach jest spokojniej, co nie znaczy, że problemu już nie ma. Podobnie jak w Białymstoku mieście mocno kojarzonym z rasizmem. To właśnie tam, po serii podpaleń mieszkań cudzoziemców minister spraw wewnętrznych wypowiedział przed rokiem wojnę rasistom, mówiąc słynne: "Idziemy po was". Z opublikowanego właśnie raportu MSW wynika, że od roku nie doszło w Białymstoku do żadnego ataku na tle rasowym. Wszczęto za to więcej śledztw niż w poprzednich latach razem wziętych, choć sprawców tych najgłośniejszych zajść dotąd nie zatrzymano. Jak sprawdził nasz reporter, mieszkańcy mówią, że rzeczywiście czują się bezpieczniej także dlatego, że wzięli sprawy w swoje ręce.

Wstrząsająca historia spod Nowego Sącza. Pogotowie wezwane przez rodziców zastało na miejscu martwą półroczną dziewczynkę. A właściwie tylko skórę i kości. Aresztowano rodziców - już usłyszeli zarzuty i grozi im 10 lat więzienia. Jutro prokuratura przesłucha matkę dziewczynki. Z naszych informacji wynika, że chce ona opowiedzieć o kontaktach ze znachorem, pod którego wpływem miała być cała rodzina. I tu okazuje się, że tragedia spod Nowego Sącza to nie jedyny przypadek śmierci dziecka, którym miał zajmować się ów znachor - jak mówią o nim w okolicy "boży człowiek", bo mający dar uzdrawiania od Boga.

Zarzuty bez konkretów i pranie polskich brudów z eurowyborami nie mają niewiele wspólnego. Dlatego polski euroentuzjazm (rekordowy w Unii) nie przekłada się na frekwencję w wyborach. To ewenement na skalę europejską. Tak jest od lat. I prawdopodobnie za 19 dni nie będzie inaczej. Marna kampania to jedno. Skąd jeszcze bierze się ta niechęć Polaków do głosowania w Unii?

Ludzie, którzy chcą reprezentować Polskę w Unii Europejskiej i ich wyborcze spoty reklamowe z eurowyborami nie mają nic wspólnego, z reklamą zresztą też. Chyba, że ich "bohaterowie" (tu przodują kandydaci Twojego Ruchu) wyszli z założenia, że nie ważne co powiedzą ludzie, ważne, żeby nie pomylili nazwiska. To najnowszy trend w politycznym marketingu - gra na emocjach i nietraktowanie wyborcy serio.

To najprostsza aktywność fizyczna i teoretycznie najtańsza - biegać można wszędzie i nie potrzeba do tego specjalnego sprzętu. Teoretycznie, ale w praktyce popularność tego sportu w Polsce jest dziś tak duża, że wokół tej dyscypliny powstał już całkiem prężny biznes.

Skąd nagle taka popularność biegania wśród Polaków? Pasja, moda czy - jak mówią sceptycy - nowa religia, którą wyznaje już prawie 4 miliony rodaków. Dlaczego coraz więcej z nas biega? Motywacje są przeróżne - w niedzielę w Poznaniu prawie 1200 osób biegało dla chorych z uszkodzonym rdzeniem kręgowym. To była pierwsza polska edycja światowego biegu charytatywnego "Wings For Life World Run" - biegu, w którym metę wyznacza najbardziej wytrzymały i najszybszy zawodnik. Nasza reporterka Anna Kulbicka też pobiegła, z kamerą - po to by jak najbliżej przyjrzeć się tym zmaganiom i lepiej zrozumieć ich sens.

Do ultramaratonu potrzeba czegoś więcej niż szczerych chęci, zwłaszcza tego rozgrywanego w ekstremalnych warunkach, przez cztery pustynie. To nadludzki wręcz wysiłek i na pewno nie dla każdego, ale czterech pierwszych Polaków podjęło wyzwanie, które do tej pory udało się pokonać niespełna trzydziestu ludziom na świecie. Mają za sobą już Saharę - teraz pobiegną przez pustynię Gobi, później Atakamę. Na co dzień pracują, w różnych zawodach - mają rodziny i tzw. "normalne życie". Zatem dlaczego decydują się na bieganie, przed którym spisują testament?

To historia o powołaniu i miłości, a raczej o miłości, która wygrała z powołaniem i ze strachem. Rozpoczęła się w zakonie i zakładzie karnym, a jej bohaterowie to była już dziś zakonnica i skazany, dziś już po wyjściu z więzienia. Katarzyna i Marek są małżeństwem, w którego historię trudno uwierzyć. Opowie ją Jacek Smaruj.

Skryta jest za murami kilkusetletnich zazwyczaj budynków. Od tych, którzy ją poznali wymaga odwagi, wielu wyrzeczeń i wiąże się z poświęceniem przez całe życie. Nie jest jednak związana - jak sugerowałyby te stwierdzenia - z cierpieniem. Wręcz przeciwnie, najczęściej daje radość. Liczba kobiet, które ją poznały znacząco wzrosła w ubiegłym roki i dziś jest ich ponad dwadzieścia jeden tysięcy. O tajemnicy powołania Karolina Nowak.

W ostatniej historii, którą dziś państwu przedstawimy, to nie powołanie i miłość są na pierwszym planie. Tu, mimo że ważne role odgrywają także zakonnice, chodzi głównie o nieruchomości i pieniądze. Bardzo duże pieniądze. Łukasz Ruciński przedstawi teraz dwie historie, w których obok poważnych wątpliwości prawnych pojawiają się - równie ważne - etyczne.

Rok temu samobójca skaczący z siódmego piętra spadł na głowę Beaty Jałochy. Stracił życie i zniszczył jej. Chociaż patrząc na to, co kobieta robi dziś i słuchając tego, co mówi, trudno nie odnieść wrażenia, że jej życie nie zostało zniszczone, ale zostało zmienione. Na dużo trudniejsze - ale też pełne siły, wiary i nadziei. Wbrew beznadziejnej diagnozie.

W 38-letnim życiu Mariusza Rokickiego najważniejsza, najgorsza i kluczowa okazała się jedna sekunda. - To była trauma totalna, kiedy się obudziłem. Nie chciałem żyć, nie wyobrażałem sobie takiego życia na wózku. Mnie, osoby aktywnej, sprawnej, zaradnej... I teraz, co? Mam być zależny od innych? Nie potrafiłem sobie wyobrazić takiego życia - mówi o pierwszych myślach po wypadku autor książki "Życie po skoku".

Urazy rdzenia kręgowego to nadal jest to wyzwanie, z którym - mimo zaawansowanych technologii - medycyna nie jest w stanie sobie poradzić. I nadal nikt nie odkrył w pełni tajemnicy rdzenia kręgowego, który raz przerwany nigdy już się nie regeneruje. Dlaczego?

To jeszcze nie bicie na alarm, to przestroga. Dziś na szczęście, przynajmniej w naszej części świata, zagrożenie śmiercionośną epidemią wydaje się nie istnieć. Obrazy z historii muszą jednak działać na wyobraźnię. Dżuma w średniowieczu i grypa hiszpanka na początku ubiegłego wieku pochłonęły więcej ofiar niż obie wojny światowe razem wzięte. Zdziesiątkowały ludność do tego stopnia, że choroba nie miała się już przez kogo rozprzestrzeniać.

Pokażemy miejsce przygotowane do walki z najgroźniejszymi wirusami świata. Także tymi, które mogą być użyte w ewentualnym ataku bronią biologiczną. Dziś jest ono przygotowane, by najgroźniejsze choroby zwalczać. Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu to tam miał powstać bank śmiercionośnych wirusów Układu Warszawskiego. Wszystko tuż za polską granicą.