Zdrowie

Zdrowie

Dzieciństwo w cieniu do powiek

Mają pokaleczone ręce i poranione nogi. Doskwiera im ból pleców i duszący kaszel - dolegliwości dorosłych. Każdego dnia, zamiast iść do szkoły, zapuszczają się pod ziemię. Niektóre nigdy nie wracają. Wszystko po to, byśmy mogły błyszczeć.

Jestem łysa. I co z tego? Problem z głowy

Ola na dźwięk dzwonka do drzwi reagowała paniką. Magda chowała się za kapeluszem do czasu, aż jej kolega ściągnął go jej w miejscu publicznym. Przepłakała wtedy całą noc. Ola nie płakała, gdy jej mama goliła ją "na łyso". Już po wszystkim utonęła we łzach. Kilka lat później zdjęła perukę przed Pałacem Kultury i Nauki, czym dała siłę tysiącom kobiet takich jak ona. Ola i Magda to alopecjanki, czyli osoby chore na łysienie plackowate. W tym tekście oddaję im głos.

Lustereczko, lustereczko... Milcz! "Ja też nie chciałam, żeby ktoś mnie oglądał"

Kobieta z blizną. Jest nią, chociaż mogłaby blizny zapudrować, przykryć ubraniem, przemilczeć. Ale tego nie robi. Napisała o tym książkę. Co jakiś czas publikuje w mediach społecznościowych zdjęcia z tamtych dni. Są na tyle wstrząsające, że sztuczna inteligencja, moderująca wrzucane treści, pozwala na ich wyświetlanie dopiero po potwierdzeniu, że chce się zobaczyć "treści drastyczne zawierające przemoc".

Znikające "dziwadło". Brzydka opowieść o pięknie (lub piękna opowieść o brzydocie)

Gdy obudziłam się na sali pooperacyjnej, zobaczyłam na swoim brzuchu woreczek wielkości dłoni, w kolorze skóry i towarzystwie wielkiej krwawej rany. Od tamtej pory ta mała torebeczka stała się częścią mnie. Moją historią. O bólu i samotności. O brzydocie i pięknie. O umieraniu i o życiu. Bo moment wyłonienia stomii stał się momentem moich narodzin - pisze dla Magazynu TVN24 aktorka Marianna Gierszewska. 

Smażone na wodzie. Gdy karmimy się wyłącznie myślą o jedzeniu

Magda codziennie wstawała o trzeciej w nocy, by zdążyć poćwiczyć przed szkołą. Na lekcje jechała rowerem. Zawsze najdłuższą możliwą trasą. Jak mówi dzisiaj – katowała swoje ciało, bo była więźniem własnego umysłu. Z czasem zjedzenie nawet jabłka stało się dla niej wyzwaniem. Ewa ważyła nawet jajko. Pory swoich posiłków ustalała co do minuty i płakała, gdy spóźniła się na obiad chociażby kwadrans. Dziewczyny połączyło jedno: ortoreksja.

"A gdyby nauczyciel zabrał dzieci do lasu, wskazał szczawik zajęczy i kazał go… zjeść? Ależ byłaby afera!"

Z przyrodą mamy problem. I wcale nie chodzi w tym momencie o globalną katastrofę klimatyczną. Jest to problem natury osobistej. Albo inaczej: to problem naszego osobistego stosunku do natury. To trochę jak z fotografią tygrysa na ścianie w salonie. Ładnie wygląda, może nawet fascynuje, ale przecież za nic w świecie nie chcielibyśmy tego zwierzęcia mieć w mieszkaniu.

"To była walka o to, żeby ruszyć ręką lub nogą, sukcesem było umycie zębów"

Ból. Strach. Niemoc. Bezradność. Bezsens. Wszystko, co najgorsze, najokropniejsze. Młodość i siła, mecze i gole w barwach reprezentacji kraju w walce akurat z tym rywalem nie mają żadnego znaczenia. - Na początku użyłam porównania, że depresja podobna jest do stanu opętania przez diabła, przez demona - opowiada zmagająca się z tą przerażającą chorobą była piłkarka ręczna Ewa Urtnowska.