Czarno na białym

Czarno na białym

Czas oczekiwania

Po tragedii na mecie "Biegnij Warszawo" prokuratura wszczęła śledztwo. Będzie wyjaśniać czy młodego mężczyznę, który zasłabł po ukończeniu biegu można było uratować, czy pomoc przyszła za późno? Według świadków, na mecie nie było karetki pogotowia. Organizatorzy twierdzą, że była, ale chwilę wcześniej zabrała do szpitala innego biegacza. Ratownicy medyczni, którzy byli na miejscu - nie mieli z kolei specjalistycznego sprzętu ani leków. Przypadek sprawił, że na mecie w tych dramatycznych chwilach był nasz reporter. Prywatnie, jako uczestnik biegu. Mamy więc relację z pierwszej ręki.

Prawo do biegania

Po wczorajszej tragedii w Warszawie wraca pytanie o właściwą organizację imprezy. Jak sprawdziliśmy, z formalnego punktu widzenia, zabezpieczenie medyczne było większe niż wymagają tego przepisy. Jak prześledził nasz reporter, organizatorzy takich biegów w Polsce z reguły dmuchają na zimne. Bo polskie prawo w tym względzie nie jest zbyt restrykcyjne.

Sport a zdrowie

Od czasów śmierci legendarnego Filippidesa, który padł martwy po przebiegnięciu ponad 40 kilometrów z Maratonu do Aten, minęło ponad 2,5 tysiąca lat i choć medycyna zrobiła gigantyczny postęp - biegacze wciąż umierają. Najczęściej na serce. I najczęściej tej śmierci wcześniej nic nie zwiastuje, bo dopiero po tak wielkim wysiłku dają o sobie znać niezdiagnozowane, z pozoru niegroźne zaburzenia serca czy inne schorzenia. Śmierć biegacza w Warszawie - znów wywołała lawinę prześmiewczych komentarzy - czy rzeczywiście sport to zdrowie? Odpowiedź jest oczywista - sport z głową.

Rewolucja w prawie spadkowym

Jest szansa, że spadkobiercy będą bardziej chronieni. Szykuje się, i to może już od przyszłego roku, rewolucja w prawie spadkowym. To kluczowe dziś "oświadczenie o przejęciu spadku z dobrodziejstwem inwentarza" nie będzie już potrzebne. Prawo z góry będzie zakładało, że za długi pozostawione w spadku można odpowiadać tylko do wysokości odziedziczonego majątku.

Wpadła w pułapkę. Spłaca długi po zmarłym bracie

Przejęcie spadku nie zawsze oznacza przejęcie majątku - w spadku można też odziedziczyć... długi. Co gorsza - nie będąc tego w ogóle świadomym. Aż do czasu, gdy do drzwi zapuka komornik lub wierzyciele. Jak pokazuje historia rodzeństwa z Włocławka - pułapki czyhają nawet w najbliższej rodzinie. Odziedziczona po rodzicach kamienica stała się początkiem wielkich kłopotów.

Dostał spadek, odziedziczył długi

Jak kosztowna jest niewiedza - pokazują historie dwóch rodzin, w których finansowe tajemnice wyszły na jaw dopiero po śmierci. Najbliżsi nie mieli pojęcia o zaciągniętych kredytach. W jednym przypadku - długi żony znaczenie przewyższały odziedziczony majątek, w drugim przypadku - matka nie zostawiała żadnego majątku. Obie historie pokazują też - jak bezsilni są w takich sytuacjach spadkobiercy i jak bardzo dotkliwa jest nieznajomość podstawowego prawa spadkowego.

Materialna odpowiedzialność

Czy polski Kościół będzie gotowy wziąć na siebie odpowiedzialność moralną, ale i materialną za czyny swoich duchownych, tak, jak to zrobił na przykład Kościół w Stanach Zjednoczonych? Już ponad 10 lat temu zdecydował się na rozliczyć ze wstydliwym problemem i dotąd wypłacił odszkodowania idące już w miliardy dolarów (co nawiasem mówiąc doprowadziło wiele diecezji do bankructwa). Takie są konsekwencje tuszowania przez lata, przez Kościół, pedofilii wśród tamtejszych duchownych. Po tym, jak prymas Polski powiedział niedawno, że w Kościele nie ma odpowiedzialności zbiorowej - wątpliwe, by Polska poszła amerykańskim śladem. Choć polskie prawo daje taką możliwość.

Przełom w transplantologii?

Szykuje się rewolucja w tej dziedzinie. Może jeszcze w tym roku, amerykańskim wzorem, wprowadzone zostaną w Polsce tzw. krzyżowe przeszczepy. Dwie pary (małżeństwo albo rodzeństwo) wzajemnie niespokrewnione będą mogły wymienić się organami.

Opór przed przeszczepami

Wprowadzenie przeszczepów krzyżowych będzie przełomem, ale potrzebny jest też jeszcze inny przełom. W podejściu lekarzy do pobierania organów. Bo w Polsce wciąż pobiera się ich o wiele mniej niż to możliwe. To dość zaskakujące, ale problemem nie jest już dziś opór rodziny - problemem jest duża niechęć lekarzy do podejmowania trudnej i odpowiedzialnej procedury przeszczepu. I to przyznają sami lekarze. Sami stawiają taki zarzut swojemu środowisku. A liczby tylko to potwierdzają. Prawie 2/3 szpitali, w których można pobierać organy - w ubiegłym roku nie zgłosiły ani jednego dawcy. Przypadek?

Ryzykowne grzyby

Sezon na grzybobranie to też sezon na śmiertelne zatrucia i przeszczepy ratujące nie tylko wątrobę, ale i życie. Mimo apeli, ostrzeżeń, wreszcie pomimo tragicznych w skutkach zatruć, ludzie wciąż ryzykują. Choć tak naprawdę nie trzeba wiele, by ryzyka uniknąć. Kilka prostych zasad i mniej pewności siebie.

Niesmaczne wydatki

Wydatki samego samorządu, który nie ma pieniędzy, a już jest maksymalnie zadłużony. W obliczu takich kłopotów liczy się każda złotówka, ale jak sprawdziła reporterka "Czarno na białym", w urzędzie marszałkowskim nie ma mowy o zaciskaniu pasa. W ostatnich latach znacznie wzrosło zatrudnienie, a więc i koszty wynagrodzeń. Nie szczędzono pieniędzy na egzotyczne podróże, ani na wydatki, nazwijmy to, reprezentacyjne. Pewnie oszczędności w tym zakresie nie uratowałyby walącego się budżetu Mazowsza, ale to wydawanie pieniędzy lekką ręką w kryzysie co najmniej dziwi.

Duch Janosika

Polityczna zręczność marszałka województwa to za mało, by rozwiązać problem janosikowego. Jeśli Mazowsze zapłaci cały podatek na rzecz biedniejszych gmin, to nie zapłaci swoich rachunków. Wprawdzie Sejm przyjął w piątek poprawki do budżetu państwa i województwo dostanie 220 mln zł pożyczki, ale to kolejny dług i problemu nie rozwiązuje. Mazowieccy samorządowcy chcą, by darowano im resztę janosikowego w tym roku, a od przyszłego zmiana w prawie i mniejsze wpłaty. O ile w tym drugim mogą liczyć na poparcie premiera, o tyle na to pierwsze raczej nie ma szans.

Marszałek honorowy

Adam Struzik jest pod wieloma względami wyjątkowy. W polityce od zawsze. W samorządzie to najdłużej urzędujący w kraju marszałek województwa, choć trudno mu zarzucić, że "trzyma się" fotela, bo jego żywiołem są podróże. Bliskie i dalekie. Z tego jest bardzo znany. Podobno nie ma takiej gminy w regionie, której by nie odwiedził. Ma honorowe obywatelstwo kilkunastu z nich i niezliczone lokalne tytuły. I choć Mazowsze jest teraz w poważnych tarapatach finansowych, on nie zamierza z władzy rezygnować.

"Ksiądz otaczał się dziećmi". Dowody i poszlaki ws. pedofilskiej afery badał na Dominikanie dziennikarz TVN24

Gorący karaibski klimat, rajskie plaże, religijny ferwor i przerażająca bieda, w której żyje niemal jedna trzecia społeczeństwa - to tło dla skandalu pedofilskiego, który wstrząsnął zarówno miejscowym środowiskiem, jak i polskim Kościołem katolickim. W czasie dziennikarskiego śledztwa na Dominikanie, reporterowi "Czarno na białym" udało się dotrzeć m.in. do matki chłopca, który miał być molestowany przez polskiego księdza i do jego gosposi. Rozmawiał również z dominikańskimi dziennikarzami, przedstawicielami hierarchii kościelnej i prokuratury. Oto, co udało mu się ustalić.

Skazany za molestowanie seksualne ksiądz pozostał proboszczem

W jednej z warszawskich parafii do wczoraj proboszczem był ksiądz skazany za molestowanie seksualne byłego ministranta. Wyrok usłyszał pół roku temu, sprawa wyszła na jaw ponad dwa lata temu, a mimo to do wczoraj pełnił swoją funkcję i do wczoraj opiekował się grupą ministrantów. Jego przełożony, arcybiskup Henryk Hoser wiedział o zarzutach ciążących na proboszczu, wiedział o wyroku, a także o tym, że duchownego czekają kolejne procesy, bo poszkodowanych jest więcej. Ale hierarcha długo na to nie reagował. Dziwi to tym bardziej, że takiego zdecydowania nie brakowało biskupowi, gdy odwoływał z funkcji innego księdza - tego, który odważył się otwarcie mówić o milczeniu Kościoła w sprawie pedofilii wśród duchownych.

Czy polski Kościół wie, jak poradzić sobie z problemem pedofilii?

Milczenie biskupa kurii warszawsko-praskiej z jednej strony dziwi, z drugiej przestaje dziwić, gdy wsłuchać się we wczorajsze słowa prymasa Polski, który zareagował tak, jakby problemu pedofilii wśród duchownych w ogóle nie było. Komentując poważne zarzuty, jakie padają pod adresem dwóch polskich księży na Dominikanie, arcybiskup Kowalczyk stwierdził, że to właściwie ich prywatna sprawa, a Kościół nie może ponosić za nich odpowiedzialności. Polski Kościół na razie wciąż nie ma konkretnego pomysłu, jak sobie z tym tematem poradzić. Deklaracje padają - czasami nieco sprzeczne - ale za deklaracjami nie idą zdecydowane działania. I nawet powiew zmian z Watykanu do większej otwartości polskich biskupów jeszcze nie mobilizuje.

Niepozorni skazani

Historie ludzi, którym jedno - z pozoru błahe zdarzenie - całkowicie zmieniło życie. Nigdy nie byli karani i nie zdawali sobie sprawy, że za jazdę po alkoholu na rowerze czy kradzież siatki z zakupami, naprawdę można trafić do więzienia. Dostali wyroki w zawieszeniu, ale zbagatelizowali je, co jak się okazuje, nie jest rzadkością. Niby drobne przestępstwa, o których szybko się zapomina. O tym, że kary zostały im odwieszone dowiedzieli się, gdy policja przyszła ich aresztować. Za kratkami spędzają zazwyczaj kilka miesięcy, ale to wystarczy, by stracić to, co miało się na wolności.

Trzy metry życia

Skazani z wyrokami w zawieszeniu teoretycznie dostają szansę. W praktyce szansę łatwo zmarnować. To jeden z powodów przepełnienia w polskich więzieniach. Miejsca zajęte są prawie w stu procentach, a w kolejce oczekujących (jakkolwiek to brzmi) jest kilkadziesiąt tysięcy skazanych. W dodatku ciasnota. Nie spełniamy europejskiej normy metrów kwadratowych przypadających na jednego więźnia. Krótko mówiąc, pod tym względem mamy najgorszy standard w Europie, za co coraz częściej więźniowie dostają odszkodowanie.

Wina i kara

Jest wina, musi być kara. Ale czy koniecznie więzienie? 70 tysięcy skazanych na pozbawienie wolności, na wolności pozostaje. 70 tysięcy - to robi wrażenie i każe zapytać: dlaczego tych ludzi nie można ukarać inaczej? Tak, żeby jednak wyrok nie był fikcją. Zamiast dość popularnej, ale mało skutecznej kary "więzienia w zawieszeniu", np. konkretna praca społeczna albo grzywna? Niestety, polskie prawo na taką zmianę nie jest jeszcze gotowe, choć może się to wkrótce zmieni.

Modelowanie rzeczywistości

Kim więc są trzej profesorowie, na których autorytet powołuje się Antoni Macierewicz? Choć oni sami przyznają, że nie znają się na lotnictwie, a TU-154 nawet nie widzieli. Profesorowie, od których odcięły się już wyraźnie ich uczelnie. Choć szef Polskiej Akademii Nauk nadal widzi sens publicznej debaty z nimi. Z profesorami Biniendą i Rońdą rozmawialiśmy o ich modelach dochodzenia do prawdy.