Czarno na białym

Czarno na białym

"Patrioci" w natarciu

Łatwo sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby to rosyjscy nacjonaliści zaatakowali w Moskwie polską ambasadę. Ale zamaskowani zadymiarze w Warszawie wyładowali swoją agresję też w innych miejscach - symbolach tego, czego nienawidzą. Tak jak spalona wczoraj tęcza na pl. Zbawiciela jest dla nich symbolem homo-propagandy. Gniewu, jaki towarzyszył temu zniszczeniu doświadczyli nawet strażacy, którzy zaskoczeni przyznają, że nigdy jeszcze nie spotkali się z taką sytuacją. Paradoksalnie tęcza, która wśród narodowców budzi taką agresje stała się symbolem ich marszu.

Ambasada w ogniu

Choć jest ich zaledwie garstka - biorąc pod uwagę tysiące uczestników przemarszu - to udało im się nie tylko zdemolować część miasta, ale też wywołać międzynarodowy skandal. Bo spalona budka strażnika ambasady Rosji, zgodnie z międzynarodowym prawem, jest traktowana jako atak na zagraniczną placówkę. Stąd ostra reakcji Moskwy, która żąda przeprosin i zadośćuczynienia. Polski MSZ wysyła dyplomatyczną notę z wyrazami ubolewania. Organizatorzy marszu do przeprosin się nie poczuwają, choć deklarowali, że sami zabezpieczą trasę przemarszu. A ze wszystkich zaatakowanych wczoraj miejsc, akurat rosyjska ambasada była na tej trasie. Straż Marszu Niepodległości nie zapanowała nad sytuacją. Podobnie zresztą jak policja.

Klimat dla zmian?

Bez względu na to czy się opłaca czy nie, na zorganizowanie Szczytu Klimatycznego wydajemy około 100 milionów złotych. I pytań o jego sens jest nie mniej, niż o zasadność budowania wiatraków. Dla jednych jest to kosztowne bicie piany, dla innych kolejny krok do uratowania naszej planety przed ekologiczną katastrofą. Problem w tym, że nie wiadomo czy taka katastrofa w ogóle nam grozi. A zasadniczych pytań o sens klimatycznej dyskusji jest więcej.

Smog wawelski

Sekretarz Generalny ONZ i ponad 10 tysięcy dyskutantów będzie debatowało nad przyszłością Ziemi około 300 km od jednego z najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie. Mowa o Krakowie, w którym normy trujących pyłów w powietrzu przekraczane są często dziesięciokrotnie. Władze miasta wypowiedziały już wojnę smogowi ale mieszkańcy, którzy będą ją musieli prowadzić i wymieniać na przykład swoje piece węglowe, już się boją tej ekologicznej wojny.

Pod wiatr

Dziś pokażemy zieloną wyspę, czyli Polskę. I nie chodzi o lansowane swego czasu hasło, mające symbolizować gospodarczy sukces. Tym razem chodzi o ekologię, bo w poniedziałek zacznie się w Warszawie Szczyt Klimatyczny COP 19. Nasza delegacja będzie przewodniczyć wielkiej debacie o problemach globalnych, a my postawimy pytania o sens tej dyskusji. Na początek pokażemy, jak Polska radzi sobie z drobnym, lokalnym problemem. A raczej, jak nie potrafi sobie poradzić, bo od kilku miesięcy zamrożony jest rozwój firm produkujących energię odnawialną. Wszystko dlatego, że od kilku lat nie potrafimy przygotować jednej ustawy.

Raport a rzeczywistość

Walka o sześciolatki w szkołach na finiszu. W piątek w Sejmie głosowanie i decyzja, czy będzie w tej sprawie referendum czy nie. Z jednej strony trudno nie docenić obywatelskiego zrywu, który doprowadził od zebrania prawie miliona podpisów pod wnioskiem o referendum. Z drugiej strony są poważne wątpliwości co do wiarygodności tej akcji. Odwołując się do raportu inicjatorów referendum (raportu przedstawionego niedawno w Sejmie) sprawdziliśmy niektóre wskazane przez nich szkoły. Okazuje się, że anonimowe opinie o fatalnym przygotowaniu tych placówek na przyjęcie małych dzieci mijają się z rzeczywistością. Organizatorzy akcji wątpią w szczerość oceny dyrektorów, ale my byliśmy tam z kamerą. Byliśmy, w przeciwieństwie do inicjatorów referendum.

Edukacja w ścisku

Są szkoły, w których warunki dla najmłodszych dzieci są naprawdę trudne. Jak na przykład w podwarszawskiej Jabłonnie, gdzie jest tylko jedna podstawówka. Jedna szkoła, prawie tysiąc dzieci, dwie zmiany, tłok i brak miejsca - nawet na powieszenie ubrania. To sytuacja, delikatnie mówiąc, niekomfortowa nie tylko dla 6-latków.

Polityczna gra o sześciolatki

Matematyka i polityka, czyli test dla koalicji rządzącej. Jutrzejsze głosowanie pokaże, czy faktycznie ma ona jeszcze większość. Tyle matematyki, bo w tej politycznej grze, nie o dzieci przecież chodzi. Czarno na białym widać jak PSL próbuje przypomnieć o sobie koalicjantowi i wzmocnić swoją pozycję w rządzie. Jeśli nie o sześciolatki, to o co toczy się gra?

Czas sprawiedliwości

Dochodzenia w sprawach masowych oszustw są trudne, ale przede wszystkim bardzo czasochłonne. To się może wkrótce zmienić, bo - jak informowaliśmy już Czarno na Białym - niedługo wejdą w życie zmiany w kodeksie karnym, które radykalnie mają ułatwić i usprawnić pracę śledczych.

Wirtualne buty

To największe jak dotąd oszustwo w polskiej sieci. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, skuszonych atrakcyjną ceną, chciało kupić przez internet markowe buty. Buty okazały się wirtualne, a kilka realnych milionów złotych przepadło. Policja i prokuratura szukają właściciela bądź właścicieli internetowego sklepu, ale zostały tylko wirtualne ślady.

Cisza po aferze

Po aferze taśmowej na Dolnym Śląsku w Platformie zapadła cisza. A raczej wyciszenie, bo to na pewno jeszcze nie koniec wewnątrzpartyjnej wojny. Wojny, w której dziś niemożliwy jest rozejm. W konfrontacji Tusk-Schetyna wytoczono już takie działa, że trudno sobie wyobrazić, żeby obaj panowie podali sobie rękę i zaczęli współpracę. Czy to więc koniec Schetyny - tego, który jeszcze niedawno uchodził w partii za niezwykle wpływowego, twardego, a nawet bezwzględnego?

Polska mieć

Polska Miedź, którą każdy chce mieć. I choć PO obiecywała, że skończy z wszechpartyjnym obyczajem rozdawania intratnych posad "swoim" - to ostatnia afera taśmowa przypomniała, że to były tylko obietnice. Co najmniej kilkanaście osób powiązanych z rządzącą partią trafiło do zarządów i rad nadzorczych KGHM i pokrewnych spółek. Co ciekawe - tuż przed wyborami na Dolnym Śląsku doszło do niespodziewanej zmiany w zarządzie samego kombinatu, a jeden z nowych wiceprezesów stał się bohaterem ujawnionych przed tygodniem taśm.

Głos z taśm PO. Kim jest poseł Wojnarowski?

Gdyby nie afera taśmowa na Dolnym Śląsku, nie byłoby akurat dziś głośno o KGHM, a on dalej byłby posłem, którego nikt nie kojarzy. I choć na taśmach był tylko głos, to teraz znana jest już twarz Norberta Wojnarowskiego. Okoliczności zdobycia tej sławy raczej wątpliwe, ale wcześniej poseł nie dał się publicznie poznać. I trudno się dziwić, jak sprawdziliśmy, w Sejmie nie zabiera głosu i jest jednym z najrzadziej głosujących. Co ciekawe, w jego regionie też mało o nim wiadomo. Kim jest człowiek, który proponował pracę za wyborczy głos?

Cud czy medycyna?

Śmierć mózgu, a śpiączka - jaka jest różnica? Wątpliwości nie ma wybitny lekarz-transplantolog, który zrządzeniem losu sam stał się pacjentem. Po wypadku podczas nurkowania, przez kilka miesięcy był w śpiączce, ale jego mózg nie umarł. Po wybudzeniu, rokowano, że będzie "rośliną". Dziś, dzięki rehabilitacji i własnej niezwykłej zawziętości, doktor Paweł Rudziński chodzi, odzyskuje wzrok i mowę. Wróciła też pamięć, nawet ta specjalistyczna lekarska.

Moment śmierci

Jego szokujące tezy dotyczące przeszczepów albo powinny wywrócić do góry nogami całą transplantologię, albo pogrążyć jego samego jako tego, który transplantologii szkodzi. Po tym, jak profesor Jan Talar stwierdził publicznie, że nie istnieje śmierć mózgu, a organy do przeszczepu pobiera się od ludzi żywych, w środowisku medycznym zawrzało, a w wielu z nas zrodziły się wątpliwości. Chcieliśmy ustalić, jakie profesor ma dowody na poparcie swojej kontrowersyjnej tezy, ale unika on spotkania z mediami. Reporter "Czarno na białym" prześledził dokonania lekarza, stawiając przy tym kluczowe pytanie: czym się różni śmierć mózgu od śpiączki?

Wola życia

Oto człowiek, którego losy przejdą do historii światowej medycyny. Gdy pięć miesięcy temu w Gliwicach przeszczepiono mu twarz, i po raz pierwszy na świecie zrobiono to dla ratowania życia, była radość, że się to się w ogóle udało i niepewność, czy nowa twarz się przyjmie. Żmudne leczenie trwa, będą kolejne operacje, ale mężczyzna w miarę możliwości normalnie żyje. Musi być bardzo ostrożny, bo zaszkodzić może mu najzwyklejsza infekcja. Ale jego niezwykły optymizm, co podkreślają zaskoczeni lekarze, przyspiesza całą rehabilitację. Jej efekty widać w rozmowie z reporterem "Czarno na białym".

Czeski pogrzeb

W Czechach 80 procent osób poddawanych jest kremacji, a jedynie 20 proc. to pogrzeby tradycyjne. Ale nie dlatego w to, co teraz pokażemy uwierzyć trudno. Sam Artur Zakrzewski, który wybrał się do Czech poznać tamtejsze zwyczaje pogrzebowe, przyznał, że człowiek z tradycyjnym, polskim spojrzeniem na pochówek i obrzędy czczenia zmarłych, dziwi się tam co krok. I to nie tylko kwestia tego, na co pozwala prawo, ale i prawdziwie dla nas osobliwego podejścia Czechów do ciał zmarłych. Reportaż inspirowany książką Mariusza Szczygła "Zrób sobie raj".

W proch obracają

Przepisy nie zakazują kremacji. Chociaż lepiej chyba używać określenia "spopielanie", bo ten termin nie rodzi tak skrajnie negatywnych skojarzeń jak przywołane wcześniej słowo. Ta powszechna w wielu krajach forma pogrzebu zwłok, w Polsce przyjmowana jest niechętnie z kulturowych, religijnych i, zwłaszcza wśród osób starszych, historycznych względów.

Miejsce pamięci

Zmieniające się zwyczaje i niezmienione od ponad 50 lat prawo - mowa o zwyczajach pogrzebowych i ustawie o chowaniu zmarłych. Przewiduje ona grzywnę, a nawet areszt za rozsypanie na morzu lub w specjalnych ogrodach pamięci prochów bliskiej osoby. A taka forma pożegnania zmarłego, najczęściej zgodnie z jego wolą, jest coraz częściej praktykowana wbrew przepisom i posłom, którzy nie potrafią zmienić prawa, bo i tu znaleźli pole do światopoglądowego starcia.

"Prysznic" i porażka

Dramatyczna historia prokurator, którą kilkanaście lat temu nieznani sprawcy oblali kwasem siarkowym. Historia, która w gruncie rzeczy jest bardzo podobna do sprawy Papały. Bezprecedensowe zdarzenie. Honorowa sprawa dla prokuratury. Nieprawidłowości w śledztwie. I wreszcie - po wielu latach brak sprawców. Sprawa z Opola już się przedawniła. Prokurator odważnie jednak wróciła do pracy, bo - jak powiedziała naszemu reporterowi - nie chce dać przestępcom za wygraną.