Czarno na białym

Czarno na białym

Piramida bezradności

Prawne boje na gruzach Amber Gold - jeszcze jedna odsłona. Zaskakujący konflikt między ministerstwem sprawiedliwości a prokuratorem generalnym o sposób prowadzenia śledztwa w tej sprawie. Śledztwa, którego końca na razie nie widać, bo nie przesłuchano jeszcze wszystkich z 16-stu tysięcy poszkodowanych. Wiceminister sprawiedliwości twierdzi, że nie jest to potrzebne do postawienia aktu oskarżenia. Co innego mówi prokuratura. Trudno się dziwić, że przy takim sporze co do interpretacji prawa afery z parabankami (bo nie tylko o Amber Gold chodzi), wciąż nie są rozliczone. O tym, jak piramida finansowa obnaża piramidę, bezradności Państwa.

Znów płacą i płaczą

Ze zbiorowego pozwu przeciwko Państwo nie nie wyszło. Sąd odrzucił go, bo uznał, że klienci mieli różne motywacje inwestując w Amber Gold i w różnym stopniu kierowali się tym, czy parabank był wiarygodną (czyli sprawdzoną przez Państwo) firmą czy nie. Innymi słowy - o odszkodowanie każdy musi walczyć sam. Pozew przepadł. Jest pytanie, czy oszukani przez złotą piramidę finansową znowu nie dali się nabić w butelkę? W pozew musieli zainwestować - tym razem płacąc kancelarii prawnej - choć prawnicy, z którymi rozmawialiśmy twierdzą, że sprawa z góry skazana była na porażkę. Dlaczego więc jedna kancelaria prawna w Polsce zdecydowała się na to? Kancelaria odmawia komentarzy, pozostają więc spekulacje o braku etyki i chęci zysku.

Ograbiony przez Amber Gold

Oszukani przez Amber Gold, prawie dwa lata po aferze, na razie bez szans na odzyskanie pieniędzy. A w sądzie przepadł właśnie pozew zbiorowy przeciwko Państwu, które, zdaniem poszkodowanych, odpowiada za to, że nieuczciwa firma w ogóle działała. Na początek jednak historia człowieka, który stracił w Amber Gold dorobek swojego 88-letniego życia i dowód na to, że obietnica podejrzanie wysokiego zysku zwiodła nawet ludzi wykształconych. Profesor Polskiej Akademii Nauk pisze list do prezydenta i rządu z prośbą o pomoc, bo - jak twierdzi - oprócz pieniędzy stracił też zaufanie do Państwa.

Prymas Polak

Ingres do gnieźnieńskiej katedry uczyni z niego formalnie pierwszego wśród polskich arcybiskupów. W praktyce, dla wielu komentatorów i wiernych, pierwszym prymas Wojciech Polak był już od miesięcy. Jeszcze jako biskup pierwszy przeprosił za przypadki pedofilii w polskim Kościele i jako jeden z nielicznych nie bał się ostrych słów potępienia dla duchownych popełniających to przestępstwo. Formalnie tytuł prymasa nie da mu władzy, da mu jednak możliwość budowania autorytetu. Swojego i instytucji.

Czas zmian

W cieniu zmian na stanowisku prymasa i - kilka miesięcy wcześniej - przewodniczącego Konferencji Episkopatu, dokonały i dokonują się w polskim Kościele zmiany dużo mniej spektakularne. Ale równie ważne. A kto wie, czy w perspektywie lat akurat te przetasowania nie okażą się ważniejsze? To zmiany pokoleniowe. Nie zmieniły jeszcze zasadniczo układu sił między kościelnymi konserwatystami i liberałami, ale dały już sygnał - czas rozpolitykowanych biskupów powoli się kończy.

Polska z innej perspektywy

To teraz zupełnie inna perspektywa bez politycznego kontekstu. O wielkiej zmianie, jaka zaszła w Polsce przez ostatnich 25 lat powstał cykl reportaży w telewizji CNN. Nawet dla polskiego widza to spojrzenie może być zaskakujące, bo dziennikarka Paula Newton zwróciła uwagę na miejsca i rzeczy, które nam w codziennym biegu umykają. A ona ma przy tym porównanie, bo była w Polsce kilka razy. Była też zresztą w środę na placu Zamkowym, nie wśród VIPów, ale w tłumie. O jej spojrzeniu na to, czy jest co świętować.

Lekcja radości

Czy po 25 latach wolności, mimo wszystkich jej ułomności, my sami potrafimy już z tego powodu po prostu świętować? Na pewno rocznica była zorganizowana z rozmachem. Warszawa znalazła się na czołówkach największych zagranicznych serwisów. Z pewnością duży w tym udział prezydenta Obamy, ale wydaje się, że to właśnie on przy okazji dał nam najlepszą lekcje tego, jak świętować.

Widziane z Moskwy

25 lat wolnej Polski. W "Czarno na białym" jeszcze raz o rocznicy, ale z innej perspektywy. Jak nas zobaczył wczoraj świat? Głównie przez pryzmat korków - taki przekaz poszedł do Rosji w tamtejszej państwowej telewizji. Bo na tym właśnie skupił się jedyny rosyjski dziennikarz, który "na żywo" relacjonował uroczystości z Warszawy. I taki wyraźnie ironiczny ton komentarzy jest dziś we wszystkich największych rosyjskich mediach, które jednak samej rocznicy nie poświęcają uwagi. Komentują głównie to, co powiedział w Polsce Obama. Właściwie wyłącznie komentują, bo co dokładnie o Rosji, Krymie i Ukrainie powiedział amerykański prezydent, tego Rosjanie już się nie dowiedzieli.

Trzy pokolenia wolności

Ćwierć wieku wolnej Polski. Dokładnie 25 lat po pierwszych częściowo demokratycznych wyborach, które były początkiem końca PRL-u, pytamy trzy pokolenia Polaków: jak tę wolność widzą? Trzy pokolenia: pierwsze, wychowane w komunistycznym ustroju. Drugie, pokolenie przełomu, urodzone w PRL-u, ale w '89 roku wchodzące w dorosłe życie. I wreszcie trzecie, najmłodsze pokolenie, które komunizm zna tylko z opowiadań. Wiadomo, różne są historie ludzi i różne oceny historii, ale jedno widać wyraźnie: trzy pokolenia to trzy inne spojrzenia na to, czym w ogóle wolność jest. To, że największy problem ze zdefiniowaniem tego słowa mają najmłodsi (bo dla nich wolność jest tak oczywista jak to, że oddychamy), to najwymowniej pokazuje, jaką drogę przez te 25 lat przeszliśmy jako kraj i ludzie.

Kim jest Poroszenko?

Kim jest nowy prezydent naszych sąsiadów - kraju częściowo pogrążonego w wojnie? Najbardziej znany jest jako "król czekolady" i nie jest to tytuł na wyrost. Ale Poroszenko to człowiek o wielu twarzach: biznesmen, polityk, właściciel nowoczesnych mediów. Z jednej strony finansował Pomarańczową Rewolucję i Majdan, a z drugiej do dziś robi interesy z Rosją. Bo, choć jest zdecydowanie proeuropejski, to przy tym wcale nie jest antyrosyjski. Czy to jest ten prezydent, który wreszcie wyprowadzi Ukrainę z kryzysu?

Ruiny legendy

Niezależnie od kontrowersji, jedno jest raczej pewne: nie byłoby czerwcowych wyborów w 1989 roku, gdyby nie było Magdalenki. A Magdalenki nie byłoby, gdyby nie było Stoczni Gdańskiej. Po wojnie - jedna z największych stoczni w Europie. Potem - kolebka historycznej przemiany ustrojowej. A dziś? Najkrócej rzecz ujmując miejsce, które nie pamięta już dawnej stoczniowej potęgi, a niewiele brakuje, by zapomniano o nim w ogóle. I jest coś smutnego w tym, że upadek komunizmu kojarzy się na świecie z murem berlińskim, a nie Stocznią Gdańską, od której przecież tak naprawdę wszystko się zaczęło.

Zdrada czy nowa Polska?

Zaczynają się obchody okrągłej rocznicy czerwcowych wyborów, które były początkiem końca PRL. Od wtorku do Warszawy będą zjeżdżać prezydenci kilku państw, w tym USA. A my dziś wracamy jeszcze do wydarzeń, które te wybory poprzedziły. Wracamy do Magdalenki - schowanej w lesie podwarszawskiej wsi, która dla jednych stała się symbolem komunistyczno-solidarnościowego kompromisu otwierającego drogę do wolności, dla innych - symbolem zdrady i politycznego układu.

Z matką najlepiej?

W tej długiej walce o syna wyrok w końcu udało się wyegzekwować, ale taki finał w Polsce to rzadkość. Tylko w kilku procent spraw sądy powierzają opiekę nad dziećmi ojcom. Stosunkowo rzadko pozwalają też zajmować się dzieckiem obojgu rodzicom, co w Europie jest powszechne. U nas najczęściej wyłączne prawo do dziecka ma matka. Oczywiście każda historia jest inna, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w polskich sądach pokutuje stereotyp, zgodnie z którym tylko z matką będzie dziecku najlepiej.

Rany, które zostają na zawsze

Bohater reportażu jako dziecko przeżył pełen agresji rozwód rodziców. Dziś ma prawie 40 lat, ale obrazy, jakie malowały się przed jego oczami, gdy był dzieckiem, doskonale pamięta. Doskonale też wie, jak odbiło się to na dorosłym życiu jego i rodzeństwa. Jeżeli rozstający się rodzice myślą, że dzieci nic albo niewiele rozumieją, ta historia pokazuje jak bardzo się mylą.

Prawo ojca

Walka o dzieci i ojcowie, którzy w tej walce zazwyczaj są na przegranej pozycji. Wszystko dlatego, że - jak sami mówią - polski wymiar sprawiedliwości ma twarz kobiety. A nawet jeżeli sąd przyznaje rację ojcu, to wyegzekwowanie jego praw jest niezwykle trudne. Historia, którą przedstawiamy w reportażu jest tego doskonałą ilustracją. Mamy tu bezradność policji, kuriozalne tłumaczenie prokuratury i trwający trzy lata bój o bezprawnie wywiezionego za granicę syna. Chłopiec już wrócił do ojca, ale gdy zaczynaliśmy realizację tego reportażu nic nie wskazywało na szczęśliwy koniec bardzo długiej historii.

Trauma po przegranej

Rozgoryczenie, rozczarowanie, smutek, żal - ukazała się właśnie ludzka twarz polityków. Po przegranej, której najwyraźniej się nie spodziewali, nawet tym największym politycznym wyjadaczom trudno dziś robić dobrą minę do złej gry. Poza gorzkim smakiem osobistej porażki jest jeszcze prozaiczne pytanie: co dalej? Dla tych, co stracili ciepłe posady w europarlamencie, to może wyzwanie, bo Wojciech Olejniczak na przykład, mimo ukończonych 40 lat, pierwszy raz w życiu będzie musiał znaleźć pracę. Dotąd zawsze był politykiem.

Pojedynek na nogi

Jak trudno pogodzić się z porażką widać też po prawej stronie. Adam Hoffman kontra Beata Kempa i powyborczy pojedynek na nogi. Chodzi oczywiście nie o to kto ma zgrabniejsze, a kto komu bardziej dokopie. Emocje, lub raczej osobista wręcz wzajemna niechęć dawnych partyjnych kolegów, wyraźnie biorą górę nad polityczną kalkulacją, bo po przegranej PiS i klęsce Solidarnej Polski w eurowyborach widać przecież, że ta wrogość żadnej z tych partii nie służy. Ale widać też (i to nie tylko po tych temperamentnych posłach), że na razie o zbliżeniu nie ma mowy.

Polityczny dzieciobójca?

Gdy spadają polityczne maski widać rozczarowanie, rozgoryczenie i złość po przegranych eurowyborach. Trudno to ukryć nawet największym politycznym wyjadaczom. Od prawa do lewa wylewane są żale, wzajemne pretensje i to między niedawnymi jeszcze partyjnymi kolegami. Wyjątkowo ostre słowa padają pod adresem Aleksandra Kwaśniewskiego. "Dzieciobójca" - mówią o nim w SLD. Partii, z którą były prezydent był kiedyś związany. Sojusz nie może mu wybaczyć zaangażowania w, konkurencyjną dla Sojuszu, koalicję Europa Plus-Twój Ruch. Koalicja (po wyborczej klęsce) dziś przestała istnieć - została rozbita lewica.

Truskawkowe mocarstwo

Polska jako truskawkowe mocarstwo. Może niektórych to zaskoczy, ale to nasz owocowy hit w Europie, w tym za naszą wschodnią granicą. Uprawa truskawek to bardzo zyskowny, choć bardzo też ryzykowny biznes, bo w dużej mierze uzależniony od kaprysów pogody. Ale nie to jest dziś największym zmartwieniem plantatorów, lecz brak rąk do pracy. Nie ma chętnych do zrywania owoców. Z tego powodu swoje pola przed rokiem zaorał plantator nazywany "królem truskawek. Przerzucił się na porzeczki, bo te można zerwać kombajnem.

Zbieracz truskawkowy

W kraju, gdzie bezrobocie sięga 13 procent, plantatorom trudno znaleźć w sezonie ręce do pracy. Niełatwo to zrozumieć, bo zarobić można. To wprawdzie żmudne i na pewno ciężkie zajęcie, ale wprawny pracownik dziennie potrafi zebrać nawet ponad 100 koszyków, co miesięcznie może dać około 3 tysięcy złotych. Do tego najczęściej dochodzi zakwaterowanie. Dla Polaków to jednak najwyraźniej mało atrakcyjne, dlatego rwanie polskich truskawek powoli staje się specjalnością sąsiadów zza Buga. O tym przekonał się też reporter "Czarno na białym", który zatrudnił się na jednej z plantacji, co na początku nie było takie łatwe, bo sezon dopiero się rozkręcał.