Jechał częściowo rozbitym bmw ulicą Tango, a następnie wjechał w ulicę Poleczki na warszawskim Ursynowie i zatrzymał się na przystanku. Świadek wezwał policję. Badanie wykazało, że kierowca miał blisko cztery promile alkoholu w organizmie. "Był bardzo agresywny. Naruszył nietykalność cielesną funkcjonariuszy oraz ratowników medycznych. Szarpał się z nimi, kopał, pluł i wyzywał" - informuje policja.
- Do policjantów z wydziału ruchu drogowego pełniących służbę na terenie warszawskiego Mokotowa podjechał mężczyzna, który powiadomił ich, że na przystanku przy ul. Poleczki stoi srebrne częściowo uszkodzone bmw, a kierowca prawdopodobnie jest nietrzeźwy. W sposób bardzo niebezpieczny wyjechał samochodem z ulicy Tango, a następnie wjechał w ulicę Poleczki i tam się zatrzymał – przekazuje w komunikacie podkom. Robert Koniuszy, oficer prasowy komendanta rejonowego policji Warszawa II.
"Na pytania odpowiadał nielogicznie"
Policjanci pojechali na miejsce wskazane przez zawiadamiającego. W aucie siedział mężczyzna.
- Z trudem cokolwiek mówił, czuć było zapach alkoholu. Na pytania odpowiadał nielogicznie. Od początku był agresywny. Nie chciał opuścić samochodu - dodaje Koniuszy.
Kiedy policjanci wyciągnęli go zza kierownicy, szarpał się z nimi, machał rękami, wyzywał i próbował uciekać. Został obezwładniony i umieszczony w radiowozie, gdzie kopał nogami i pluł na policjantów. Wezwani na miejsce ratownicy medyczni również zostali przez niego znieważani.
Groźba wysokiej kary
Po opatrzeniu medycznym i badaniu na trzeźwość, okazało się, że 43-latek miał blisko cztery promile alkoholu w organizmie. Został osadzony policyjnym areszcie. Odpowie za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości, naruszenie nietykalności cielesnej i znieważenia funkcjonariuszy publicznych w związku z pełnieniem obowiązków służbowych oraz spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Grożą mu trzy lata więzienia, bardzo wysoka grzywna oraz utrata na wiele lat prawa jazdy.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24