- Na Polu Mokotowskim znaleźli skatowaną młodą kobietę. Była nieprzytomna. Przeżyła jej koleżanka. Obie były "dziewczynami ulicznymi".
- "Jeden z nich bił je kastetem, drugi zaś łomem żelaznym" - opisywał atak "Express Mazowiecki".
- Zdaniem policjantów "zbójami" byli Czesław Laskowski i jego szwagier Franciszek Krzywiński. Przed sądem stanął tylko ten pierwszy. Prokuratura domagała się dla "łobuza" - jak określił Laskowskiego przed sądem jeden z policjantów - kary śmierci.
- Po kilku latach został on ostatecznie uniewinniony, a sprawa zabójstwa na Polu Mokotowskim pozostała nierozwiązana.
Przerażający krzyk "Ratunku! Mordują nas!" rozległ się o 2.30 w nocy. Zakrwawiona kobieta błagała o pomoc. Bez ładu i składu próbowała wyjaśnić, co się stało. Policjanci nie zrozumieli wiele, poza tym, że jak najprędzej powinni udać się na Pole Mokotowskie. Tam znaleźli skatowaną młodą kobietę. Była nieprzytomna. Niedaleko na śniegu leżał, pozbawiony ubrań i butów, ranny mężczyzna - 28-letni Teofil Radziejowski, szkolny woźny. Miał odmrożone stopy i ranę postrzałową skroni.
Okazało się, że obie - wzywająca ratunku i brutalnie pobita - były, jak określała prasa, "dziewczynami ulicznymi". Pierwsza miała 27 lat. Nazywała się Maria Jęchorek. Druga to 28-letnia Krystyna Paczuska. Z obrażeniami głowy i pękniętą czaszką trafiła do szpitala. Tam zmarła.
"Nocna masakra na polach Ochoty"
Był początek lutego 1931 roku. Sprawa Marii Jęchorek i jej zmarłej koleżanki trafiła na łamy prasy. "Nocna masakra na polach Ochoty. Jeden trup, dwie osoby ranne" - informował "Express Poranny". A nagłówek "Expressu Mazowieckiego" krzyczał: "Mord wśród mętów Warszawy".
Jak podawali dziennikarze, panna Maria została przesłuchana. Z jej słów wynikało, że około północy - wraz z Krystyną - wyszły z kina "Hollywood" i ruszyły w stronę Nowego Światu. Mniej więcej na wysokości "Cafe Varsovie" obok nich pojawiła się taksówka, a z niej wysiadło dwóch mężczyzn. Od słowa do słowa zaprosili kobiety na "wspólną przejażdżkę na ulicę Filtrową". Koleżanki nie miały ochoty, zaczęły szukać wymówek. Nie opierały się jednak długo. Jeden z mężczyzn wyciągnął gotówkę, a to wystarczyło do zmiany zdania. Maria i Krystyna bez oporów wsiadły do auta.
Taksówka zatrzymała się - według różnych relacji - na ulicy Akademickiej, bądź Grójeckiej. Mężczyźni i ich towarzyszki udali się w bardziej ustronne miejsce. I nagle, bez żadnego powodu - jak wynikało z zeznań Jęchorek - zaatakowali.
"Jeden z nich bił je kastetem, drugi zaś łomem żelaznym" - opisywał "Express Mazowiecki". Z kolei "Express Poranny" relacjonował zachowanie mężczyzn: "(…) obrabowali z pieniędzy, palt, biżuterji i powaliwszy na ziemię, zaczęli kopać". Po wszystkim rozpłynęli się w powietrzu. Na kilka kolejnych dni.
To nie miał być pierwszy raz
Po tym, gdy sprawa stała się głośna do urzędu śledczego zaczęły napływać informacje o tym, że podobne przypadki - wywożenia dziewcząt i okradania ich - zdarzały się już wcześniej. Jednak nigdy nie kończyły się tak tragicznie, jak w przypadku Krystyny Paczuskiej. Poza tym nigdy o nich nie informowano, bo atakowane kobiety miały bać się zemsty.
12 lutego "Kurjer Warszawski" informował czytelników o "pochwyceniu potwornych zbrodniarzy". W namierzeniu mężczyzn odpowiedzialnych za atak na kobiety pomogły między innymi zeznania taksówkarza i "dziewcząt, kręcących się nocami na Nowym Świecie".
Zatrzymali dwóch "zagadkowych zbójów"
Zdaniem policjantów "zagadkowymi zbójami" byli Czesław Laskowski i jego szwagier Franciszek Krzywiński. Odpowiadali rysopisom, a pomiary zabezpieczonych na śniegu śladów, miały pasować do obuwia mężczyzn. Obaj mieli już wcześniej na pieńku z prawem. Podczas okazania potencjalnych sprawców Maria Jęchorek miała rozpoznać Laskowskiego, krzyknąć "to on!" i od razu zemdleć. On i jego szwagier nie przyznali się do winy. Mieli alibi, choć niezbyt mocne, bo twierdzili, że noc z 1 na 2 lutego spędzili w swoim mieszkaniu.
Przed obliczem sądu Laskowski stanął pod koniec sierpnia. Oskarżony o wywiezienie kobiet w celu kradzieży i zabójstwa. Miał to zrobić - jak relacjonowały dzienniki - "z niewykrytym sprawcą". Nie wiadomo więc, co stało się ze szwagrem mężczyzny, którego kilka miesięcy wcześniej przedstawiano jako jednego z odpowiedzialnych za mord na Polu Mokotowskim.
Na sali rozpraw pojawiły się tłumy ciekawskich.
"Czesław Laskowski ma lat 20, niewysokiego wzrostu, blondyn o przystojnej twarzy i ostrych nieco rysach" - przedstawiał oskarżonego czytelnikom "Express Mazowiecki". Laskowski wciąż nie przyznawał się do winy. W dodatku - jak opisywał "Ilustrowany Kuryer Codzienny" - pannę Marię znał osobiście, bo wcześniej feralnego dnia był w mieszkaniu, w którym podnajmowała pokój i pomagał gospodarzom ją stamtąd eksmitować. Kobieta pod przysięgą przyznała, że znała wcześniej Laskowskiego. A to rodziło podejrzenia, że wiodła nią chęć zemsty.
Mętne zeznania
Prokuratura domagała się dla "łobuza" - jak określił Laskowskiego przed sądem jeden z policjantów - kary śmierci. Oskarżony nie wydawał się być onieśmielony obliczem wysokiego sądu. Na wszelkie pytania miał odpowiadać "z tupetem". Z kolei skatowana przed kilkoma miesiącami kobieta mówiła drżącym głosem, a podczas przerwy w rozprawie, zasłabła. Proces częściowo utajniono. Podczas jawnej dla publiczności części Jęchorkowa powiedziała, że Laskowski jest "podobny jak dwie krople wody" do napastnika. Dlaczego wcześniej nie mówiła, że go zna? - Byłam z początku oszołomiona i później dopiero sobie wszystko uświadomiłam - przytaczał słowa kobiety "Express Poranny". "Kurjer Warszawski" zeznanie nazwał "dość chaotycznym".
Na rozprawie zeznawał też mężczyzna (28-letni Teofil Radziejowski - red.), którego znaleziono nieopodal nieprzytomnej Paczuskiej. Niewiele pamiętał. Najpierw pił w restauracji, później miał przyczepić się do niego nieznajomy mężczyzna, "podobny do oskarżonego Laskowskiego". Dopytywany, czy był tylko podobny, czy może jednak to ten sam, odpowiedział: - Podobny do tego samego.
Z kolejnych swoich przypadków nie pamiętał już nic. Nie umiał więc wyjaśnić, jak został ranny i dlaczego znalazł się na Polu Mokotowskim.
Zdaniem prokuratury napastnicy najpierw wywieźli mężczyznę, ranili go i okradli, a później wrócili do miasta po kolejne ofiary.
"Liczne wątpliwości" i uniewinnienie
Zeznania złożył jeszcze między innymi taksówkarz i koleżanka panny Marii. Z kolei pięciu świadków obrony twierdziło, że wieczorem, gdy doszło do ataku na Polu Mokotowskim, Laskowski był najpierw na dworcu, a później poszedł spać do domu. Wyrok? "Przewodniczący w ustnych motywach oświadczył, że wobec licznych wątpliwości, sąd nie mógł nabrać ostatecznego przeświadczenia o winie oskarżonego" - podał "Express Poranny". Czesław Laskowski wyszedł z sądu jako wolny człowiek.
Wolnością cieszył się przez kolejne dwa lata. We wrześniu 1933 roku sprawa wróciła na wokandę. Prasa nie relacjonowała jej już tak obszernie, a przy okazji myliła imiona i nazwiska zamieszanych w zdarzenia. Oskarżony został przemianowany na Czesława Lasockiego, a ofiarą miała być Jęchorkowa, a nie Paczuska.
Sąd Najwyższy uchyla wyrok
Dziennikarze "Expressu Porannego" opisywali, że prokurator w apelacji podnosił między innymi to, że znajomi oskarżonego wpływali na zeznania pokrzywdzonej. "W różny sposób usiłowano sterroryzować (…), by zeznania swe cofnęła" - można było wyczytać z dziennika. Sąd apelacyjny uchylił wyrok pierwszej instancji. I skazał Laskowskiego na 15 lat więzienia. Ten rozstrzygnięcia nie usłyszał, bo odbywał służbę wojskową i nie pojawił się przed obliczem sądu. Z tego powodu wydano nakaz aresztowania skazanego.
Trzy miesiące później prasa donosiła, że mężczyzna trafił do więzienia w Świętym Krzyżu, ale wyrok sądu apelacyjnego - po rozpatrzeniu kasacji przez Sąd Najwyższy - został uchylony. Dlatego oskarżony o zbrodnię na Polu Mokotowskim mógł opuścić więzienne mury.
Na kolejną rozprawę Laskowski czekał do maja 1936 roku. Sąd apelacyjny ponownie pochylił się nad sprawą i - "wobec braku dostatecznych dowodów" - zatwierdził wyrok uniewinniający, jaki zapadł niemal pięć lat wcześniej.
Sprawa zabójstwa Krystyny Paczuskiej pozostała nierozwiązana.
Autorka/Autor: Tamara Barriga
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/ TVN24/ Narodowe Archiwum Cyfrowe