Czarno na białym

Czarno na białym

Gdzie jest samolot?

Wystartował i po godzinie zniknął z radarów. Bez śladu. Jakby wyparował, a ostatnie słowa załogi brzmiały: "wszystko w porządku". Mija dziesiąty dzień poszukiwań boeinga 777 z prawie ćwierć tysiącem ludzi na pokładzie. Szuka go już 26 państw. Teorii na temat losu samolotu jest wiele: katastrofa, uprowadzenie przez terrorystów, porwanie dla złota, ale nic nie wiadomo na pewno. Jak to w ogóle możliwe w świecie wszechobecnej kontroli elektronicznej, radarów, telefonów komórkowych i satelitów?

Z Majdanu na szczyt

To będzie też wielki sprawdzian dla nowych władz Ukrainy. Pierwsza reakcja jest zdecydowana - Kijów nie zamierza rezygnować z Krymu. I mówi to wprost człowiek, który - co dziś zaskakujące w jego biografii - jeszcze kilka lat temu był ministrem gospodarki Krymu - a dziś jest premierem Ukrainy. 40-letni Arsenij Jaceniuk ma zresztą bogate CV - był prezesem banku narodowego, ministrem spraw zagranicznych i szefem parlamentu, ale dopiero teraz stanął przed największym wyzwaniem. Uścisk dłoni najważniejszych zachodnich przywódców w ostatnich dniach na pewno sprawił, że Jaceniuk wyszedł z cienia - ale czy pójdzie dalej?

Wojna nerwów

Bitwa o Krym wygrana przez Rosję. Choć Europa, Stany Zjednoczone i Ukraina nie uznają niedzielnego referendum - krymskie władze już poprosiły o włączenie półwyspu do Federacji. Co zrobi teraz Putin? Przyjmie Krym? Teraz? Później? Kiedy? Na razie dekretem uznał Krym za suwerenne państwo, a jutro ma wygłosić orędzie w rosyjskim parlamencie i raczej można być pewnym jednego - przedstawienia na miarę imperatora. O jednej wygranej bitwie i trwającej dalej wojnie nerwów.

Krym na gorąco

Na początek gorące jeszcze relacje naszych dziennikarzy, którzy właśnie z Krymu wrócili. Tomasz Mildyn, Marcin Walczak i Jarosław Goławski mówią wprost o agresji, jakiej doświadczyli ze strony tzw. oddziałów samoobrony, ale - co może bardziej zaskakujące - także o wrogości, jakiej doznali ze strony mieszkańców. Wrogości, która z dnia na dzień rosła.

Wysokie progi

Niektóre partie jakiejkolwiek pomocy potrzebują jak powietrza. Bo w tych wyborach nie tylko o prestiż, zaszczyty i przywileje będzie toczyła się gra. Dla niektórych może się to okazać walką o polityczne przetrwanie. Mowa o trzech ugrupowaniach, które łączy jedno. Przekroczenie wyborczego progu byłoby dla nich historycznym sukcesem, a znalezienie się pod tym progiem może okazać się początkiem przechodzenia do historii.

Znani... wybrani?

Raczej nie możliwość szlifowania języka jest główną motywacją do stanięcia w europejskim wyścigu. A to sportowe porównanie nie jest przypadkowe, bo znane między innymi ze świata sportu postaci mają w tych wyborach odgrywać kluczowe role. Taki wniosek można wyciągnąć przeglądając pierwsze propozycje obsady najważniejszych miejsc na listach. Znany piłkarz, sławna pływaczka czy utytułowany trener - to mają być tak zwane wyborcze lokomotywy. Mamy tu też zawodnika politycznej wagi ciężkiej, który żeby pozostać w grze - zaryzykował swoją wiarygodność.

Życie jak w... Brukseli

Za co polscy politycy kochają Parlament Europejski? Trudno im zaprzeczać, że między innymi albo przede wszystkim, za pięć lat ponadprzeciętnych, prawdziwie europejskich zarobków. I nie tylko zarobków, bo lista finansowych przywilejów oraz możliwości tak zwanego kombinowania jest dość długa. A jeżeli słowo kombinowanie miałoby kogoś urazić, to można powiedzieć o twórczym poszukiwaniu sposobów oszczędzania. W Brukseli podobno krążą legendy na temat pomysłowości, jaką na tym polu wykazują się polscy deputowani.

Morale rośnie

Tak, jak trudno uznać za miarodajny sondaż dotyczący tego, czy bylibyśmy gotowi umierać za ojczyznę, tak też trudno ocenić morale dzisiejszej armii. Temat wywołał Jarosław Kaczyński, gdy podczas sejmowej debaty o Ukrainie stwierdził, że gotowość do walki w naszym wojsku nie jest najwyższa. Trudno powiedzieć, na jakiej podstawie prezes PiS tak ocenia. Generałowie twierdzą, że od kiedy armia jest zawodowa, to żołnierzy jest mniej, ale morale wyższe. Policzyć żołnierzy łatwo - to teraz mniej niż 100 tysięcy, ale jak zmierzyć gotowość do poświęceń, skoro tak naprawdę można to sprawdzić tylko w boju?

Patriotyzm czy brawura?

Na tej książce wychowały się całe pokolenia. Ale prawda jest taka, że dla dzisiejszej młodzieży, dla której "Kamienie na szaniec" są lekturą, mit młodzieży gotowej umierać za ojczyznę jest kompletnie abstrakcyjny. Trudno współczesnym nastolatkom pojąć, że zrywanie niemieckich flag czy pisanie na murach antyhitlerowskich haseł było ogromną odwagą. Dlatego duże kontrowersje budzi ekranizacja "Kamieni na szaniec" w reżyserii Roberta Glińskiego. Film, który jest teraz w kinach, poniekąd z tym mitem zrywa. Nie jest patriotyczną laurką dla bohaterskich harcerzy. Jest brutalnym kinem akcji. Z takim przesłaniem nie zgadza się wnuk autora książki? Reżyser twierdzi, że zrobił to celowo, by dotrzeć do młodych. Co na to młodzi?

Sorry, Polsko

Jak widmo wojny na Ukrainie sprowokowało Polaków do autorefleksji? Na ile bylibyśmy dziś gotowi umierać za ojczyznę? Wyniki przeprowadzonego niedawno sondażu nie są budujące, ale trudno uznać je za miarodajne. Bo trudno oczekiwać, by w czasach pokoju, gdy nie ma żadnego zagrożenia, ludzie potrafili ocenić na co ich stać, gdyby faktycznie do takiego zagrożenia doszło. Po prostu trudno to sobie wyobrazić. Pozostaje jedynie deklaracja. Wyciąganie więc z tego sondażu wniosku, że Polacy nie są patriotami, może być fałszywe. Zresztą w dzisiejszych czasach samo pojęcie patriotyzm różnie jest rozumiane.

Kolejka po życie

Obiecujący eksperyment w Bydgoszczy kontra rzeczywistość Centrum Onkologii w Warszawie. To jeden z największych takich szpitali specjalistycznych w Polsce i na jego przykładzie wyraźnie widać, jakie są główne przyczyny kolejek do lekarzy i leczenia w szpitalach. Kolejek, które - akurat w takich miejscach - są jak kolejki po życie.

Cena nadziei

Nadzieja dla chorych na czerniaka - wyjątkowo złośliwego i groźnego nowotworu. Nadzieja, ale i znów walka z czasem. Chodzi o wymyśloną przez polskiego onkologa, prof. Andrzeja Mackiewicza, szczepionkę na czerniaka. Nie zapobiega ona chorobie, ale potrafi ją zahamować. Dowodem są pacjenci, którzy z tym nowotworem żyją już nawet kilkanaście lat. Pacjenci, którzy sami o sobie mówią, że są jak króliki doświadczalne, bo szczepionka nie jest zarejestrowana jako lek. Powód jest ten sam co zawsze - brak pieniędzy. Jeszcze kilka miesięcy temu chorym groziło przerwanie terapii, a więc widmo śmierci. W ostatniej chwili znalazły się pieniądze, ale to pocieszenie wciąż tylko dla małej grupy pacjentów.

Onkologia bez limitów

Walka z czasem, czyli największym sprzymierzeńcem nowotworów. To na razie tylko eksperyment, ale już można zaryzykować stwierdzenie, że może być ważnym krokiem w ograniczeniu kolejek do szpitala. Centrum Onkologii w Bydgoszczy od początku roku zniosło limity na leczenie. Efekt? Brak kolejek i znacznie szybsze, niż do tej pory, rozpoczęcie terapii (co dla pacjentów onkologicznych ma kluczowe znaczenie). A to wszystko bez dodatkowych pieniędzy z NFZ.

Faworyt?

Na przedwyborczej giełdzie nazwisk wysoko notowany jest metropolita częstochowski arcybiskup Wacław Depo. Jest ważną postacią w Kościele, zarządza duchową stolicą Polski, ale nie jest powszechnie znany, bo wprost nie uznaje mediów innych niż katolickie, a właściwie innych niż Radio Maryja i telewizja Trwam. Arcybiskup nie kryje swojej wielkiej sympatii do ojca Rydzyka ani swoich zdecydowanie konserwatywnych poglądów, choć nie zawsze takie miał.

Episkopat, media, polityka

Mocna kandydatura arcybiskupa Depo na głowę polskiego kościoła pokazuje faktycznie, jak mocną pozycję wśród hierarchów ma dziś ojciec Rydzyk. Pozycję, którą buduje on równie konsekwentnie, jak swoje toruńskie imperium. Najnowsze dzieło, czyli pierwsze w Europie centrum religijno-wypoczynkowe rośnie jak na drożdżach. Gigantyczne centrum, szkoła, radio i telewizja. Do tego polityczne zaplecze - co widać na układanych właśnie listach wyborczych do Europarlamentu. Trudno się dziwić, że poparcie ojca Rydzyka to coś, co wielu chciałoby mieć, choć niewielu chce się do tego przyznać.

Quo vadis?

W środę - tak się składa, że w pierwszą rocznicę pontyfikatu Franciszka - Episkopat Polski wybierze swojego nowego szefa. I ten wybór pokaże, w którą stronę zmierza dziś polski Kościół. Rewolucji na pewno nie będzie - tego słowa nie wypowiada żaden biskup. O reformie (czyli otwarciu na miarę tego, co od roku proponuje nowy papież) mówi się bardzo ostrożnie. Najmocniej słychać głos konserwatywny. Polski Kościół jest podzielony - są trzy wizje i trzech najczęściej wymienianych kandydatów, choć - jak pokazało ubiegłoroczne konklawe - niespodzianki podczas takich wyborów nie można wykluczyć.

Małe butelki, wielki błąd?

Kłopoty podwładnych premiera Tuska. Bo choć wydarzenia na Ukrainie w ostatnich dniach zdominowały polską politykę, to nie znaczy, że na polskim podwórku nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. Na początek człowiek, który był twarzą i szefem kampanii wyborczej Platformy. Ale już nie jest, bo po skandalu na lotnisku we Frankfurcie, twarz Jacka Protasiewicza stała się raczej antyreklamą. Przedwczoraj zrezygnował w ogóle ze startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, którego teraz jest wiceszefem. To historia o cienkiej granicy między sukcesem i klęską. Historia polityka, który wysoko mierzył - ale przez dwie buteleczki i jedno słowo za dużo - płaci teraz wysoką polityczną cenę.

Kolejny problem premiera?

Rozczarowanie i zawód Jackiem Protasiewiczem to nie jedyny personalny problem Donalda Tuska. Ważą się właśnie losy ministra zdrowia, któremu premier do marca dał ultimatum w sprawie kolejek do lekarzy, choć po ostatnim burzliwym posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia wydaje się, że kłopot premiera z Bartoszem Arłukowiczem to tylko czubek góry lodowej. W resorcie i Narodowym Funduszu Zdrowia toczy się coraz ostrzejsza walka o wypływy. Efekt? Nic dobrego dla pacjentów - kompetencyjny bałagan, podejrzenia nieprawidłowości i lawina dymisji. Wymownym symbolem tego chaosu jest nieustanna wymiana szefów NFZ - instytucji, która włada blisko 1/4 budżetu państwa i naszym zdrowiem.

Nietykalni?

Takich ludzi, którym niesłusznie postawiono zarzuty, tylko w ubiegłym roku, było 8 tysięcy. To wprawdzie tylko ułamek wszystkich prokuratorskich spraw, ale to 8 tysięcy osób, które straciły pracę, majątek, rodzinę, znajomych, twarz - czasami wszystko naraz. Prokuratorzy popełniają błędy, bo są tylko ludźmi - zgoda, ale dlaczego za błędy nie odpowiadają? Rzecznik dyscyplinarny Prokuratura Generalnego tłumaczy, że gdyby odpowiadali - to baliby się stawiać zarzuty. Brzmi to równie kuriozalnie jak to, że niektórzy prokuratorzy zamiast kary za błędy dostają awans.

Prokurator kontra konserwator

Dowód na to, że ofiarą systemu sprawiedliwości może stać się każdy - nawet wysoki rangą urzędnik państwowy. Kilka dni temu, po 13 latach, został uniewinniony były wiceminister kultury i zarazem były generalny konserwator zabytków. Aleksander Broda prawie rok był w więzieniu po tym, jak został oskarżony o korupcję przy renowacji zabytkowego drewnianego spichlerza, który - w ocenie prokuratora - był "bezużyteczną kupą desek". Dziś budowla jest ozdobą Olsztyna i zbiera nagrody, a Broda jeszcze walczy o sprawiedliwość.