Zaognia się konflikt w warszawskim pogotowiu. W weekend i w poniedziałek na ulice stolicy nie wyjechała część karetek. Ministerstwo przekonuje, że wywiązało się z warunków porozumienia. Ale władze Meditransu odpowiadają, że nie dostały pieniędzy, ani nawet deklaracji co do wysokości podwyżek i harmonogramu ich wypłaty. Tymczasem ratownicy proszą premiera o wprowadzenie zarządu komisarycznego w pogotowiu.
Spór dotyczy zaproponowanej ratownikom stawki. W piśmie do marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika, ratownicy medyczni zwrócili się o odwołanie dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans", a także jego zastępcy ds. technicznych. W piśmie oceniono m.in., że istotą konfliktu między ratownikami a dyrekcją jest brak jakiegokolwiek dialogu. W południe odbyło się spotkanie z przedstawicielami ratowników i Ministerstwa Zdrowia.
Wiceminister zdrowia: pan dyrektor przebywa na urlopie, ta sytuacja nie jest komfortowa dla nas wszystkich
Ze strony resortu uczestniczył w nim wiceminister Waldemar Kraska, który wyszedł później do dziennikarzy. Podkreślił, że w wyniku niedawnego porozumienia w większości kraju karetki wyjeżdżają. - Mamy niestety kilka miejsc w naszym kraju, gdzie te karetki nie wyjeżdżają. To, co dzisiaj było przedmiotem naszych rozmów z ratownikami, którzy pracują akurat w mieście stołecznym w Warszawie - wynika tylko i wyłącznie z jednej przyczyny: brak dialogu między pracodawcą a zespołami ratownictwa medycznego - poinformował Kraska.
- Myślę, że apel, który dzisiaj został wystosowany do marszałka (Adama) Struzika przez ratowników województwa (mazowieckiego) o odwołanie dyrektora stacji w Warszawie, jest takim aktem troszkę rozpaczy, ponieważ oni chcą pracować, oni są gotowi nieść pomoc warszawiakom, ale potrzebują tej rozmowy, tego dialogu. A wiemy, że w tej chwili pan dyrektor przebywa na urlopie, więc myślę, że ta sytuacja nie jest komfortowa dla nas wszystkich, a szczególnie dla warszawiaków, którzy w tej chwili są w pewnym procencie pozbawieni tej pomocy - powiedział wiceminister.
"Represjonowani z powodu wyrażania swoich poglądów"
Wskazał, że ratownicy wystosowali także apel w tej sprawie do premiera Mateusza Morawieckiego, aby wprowadził zarząd komisaryczny w stacji pogotowia ratunkowego w Warszawie. O takim scenariuszu informowaliśmy pierwsi na tvnwrszawa.pl. Treść apelu została opublikowana w mediach społecznościowych resortu:
W piśmie czytamy, że "wobec nierokujących nadziei na szybką poprawę i przedłużający się brak skuteczności wykonywania zadań publicznych w postaci zapewnienia prawidłowego funkcjonowania Zespołów Ratownictwa Medycznego" ratownicy zwracają się do Prezesa Rady Ministrów o objęcie pogotowia Meditrans zarządem komisarycznym.
"Brak dialogu dyrekcji z pracownikami i kontrahentami Wojewódzkiej Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Warszawie doprowadził do eskalacji protestu. Należy zaznaczyć, że pracownicy i kontrahenci byli gotowi zażegnać spór polubownie poprzez wspólne rozmowy i wypracowanie porozumienia, do którego do podpisania do dziś nie doszło. Wartym podkreślenia są również sytuacje, w których to dyrekcja stosuje szykany i represje wobec "niewygodnych" dla siebie pracowników, zwalniając ich z pracy, lub karnie przenosząc ich na odległe stacje wyczekiwania ZRM. Takie działanie powoduje, że z pracy zwolnieni zostali lub odeszli wysokiej jakości specjaliści ratownictwa medycznego i wieloletni pracownicy warszawskiego pogotowia, co prowadzi do obniżania jakości świadczonych przez WSPRiTS "Meditrans" w Warszawie usług zdrowotnych. Osoby te były represjonowane zazwyczaj z powodu wyrażania swoich poglądów" - wymieniają w piśmie ratownicy.
- To jest kolejny dowód na to, jak są zdesperowani - ocenił Kraska. I zarzucił: - Pan dyrektor komunikuje się z Ministerstwem Zdrowia w mediach społecznościowych, (tu) pojawiła się jego wypowiedź.
Kraska: mam podpisać krwią panu dyrektorowi, że te pieniądze do niego trafią?
Wiceminister przypomniał, że na mocy porozumienia stawka godzinowa nie może być mniejsza niż 40 złotych na godzinę. - My te środki zagwarantujemy, my te pieniądze przekazujemy - zapewniał.
Pytany przez reporterkę TVN24 Małgorzatę Telmińską o zarzuty dyrektora Meditransu Karola Bielskiego, który twierdzi, że pieniądze na podwyżki fizycznie do stacji nie dotarły i nie ma z czego wypłacić ratownikom wyższych pensji, Kraska odpowiedział: - Porozumienie opiewa, że od 1 października jest wzrost wynagrodzenia dla ratowników tzw. dodatkiem wyjazdowym. Na Radzie Ministrów została podjęta uchwała, że zwiększamy budżet na ratownictwo medyczne o właśnie taką kwotę. Ministerstwo Finansów taką kwotę zagwarantowało i dyspozycję przekazało do wojewodów. Nie wiem, czy mam krwią podpisać panu dyrektorowi Bielskiemu, że te pieniądze do niego trafią? Naprawdę te pieniądze trafią. Trzeba rozmawiać z ratownikami. W wielu miejscach takie negocjacje się toczyły i tam dyrektorzy jakoś nie mieli takich obiekcji, jak pan dyrektor Bielski.
Ratownicy: to dążenie do eskalacji konfliktu
Głos zabrał także jeden z ratowników pracujących w Meditransie. - Faktycznie, problem stoi tutaj po stronie pracodawców, którzy nie podejmują dialogu, pomimo wynegocjowanego porozumienia, które jak należy zauważyć, po raz pierwszy w historii ratownictwa medycznego gwarantuje minimalną stawkę dla pracowników kontraktowych, która daje możliwość do dalszych negocjacji - powiedział Damian Stachowiak. Przypomniał też, że propozycje były przedstawiane na spotkaniu z dyrekcją. - Co prawda, pan dyrektor osobiście się nie pofatygował (...) jest na urlopie. Wysłał na spotkanie dyrektora do spraw technicznych, który przedstawił ofertę niezgodną z zapisami porozumienia, niespełniającą jej w najmniejszym stopniu - ocenił.
- W naszej ocenie jest to dążenie do eskalacji tego konfliktu, czego mamy przykład chociażby dzisiaj, gdzie około połowy zespołów na terenie miasta stołecznego Warszawy nie wyjeżdża. My cały czas jesteśmy gotowi do dialogu, żeby zażegnać ten spór, bo tak, jak tutaj minister powiedział, chcemy wrócić do pracy - zadeklarował.
Część karetek nie jeździła w weekend
Ratownicy podają, że dyrektor "Meditransu" zaproponował im stawkę za godzinę niższą niż wynikająca z porozumienia, czyli 40 złotych z wliczonym dodatkiem wyjazdowym. W innych stacjach – jak zauważają - po przyznanym dodatku stawka godzinowa jest bliska 60 złotych. W związku z czym Część zespołów karetek nie pracowała w weekend - z informacji Polskiej Agencji Prasowej wynika, że w sobotę nie wyjechało ponad 20 załóg, a w niedzielę - 30.
Rzecznik MZ pytany w poniedziałek rano o sytuację w stolicy i bezpieczeństwo zdrowotne jej mieszkańców odparł, że "rzeczywiście w warszawskim Meditransie jest poważny problem na linii ratownicy-pracodawca". Problemu tego – jak ocenił - "chyba nie uda się już rozwiązać bez udziału ministerstwa i zdecydowanej interwencji marszałka województwa, który jest właścicielem Meditransu".
- Zarzewiem tego sporu wydaje się być nieadekwatne wynagrodzenie dla ratowników po przyznanym przez Ministerstwo Zdrowia 30-procentowym dodatku wyjazdowym, który został ustalony w porozumieniu z komitetem protestacyjnym ratowników - przekazał.
Andrusiewicz poinformował, że minister zdrowia w trybie pilnym zwołał spotkanie z ratownikami z Meditransu. - Rozmowy będzie prowadził już dziś o 12 minister Waldemar Kraska. Musimy szybko rozładować problem powstały - według naszej wiedzy - z winy pracodawcy - mówił. - Zapewniam, że życie i zdrowie warszawiaków nie jest zagrożone. Wojewoda na bieżąco uzupełnia wszystkie braki wynikające z protestu w Meditransie – dodał rzecznik resortu.
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia: przekazujemy środki stacjom pogotowia
Wojciech Andrusiewicz był także gościem TVN24. Przekazał, że ministerstwo przekazuje środki zgodnie z porozumieniem z 19 września.
- Ale niestety w przypadku Warszawy dyrektor - wydaje się - nie spełnił oczekiwań ratowników wynikających z kwot przekazywanych przez ministerstwo. To znaczy, jeżeli w całym kraju widzimy, że te podwyżki dla ratowników już oscylują w granicach 60 złotych i stawka godzinowa oscyluje w granicach 60 złotych, to w Meditransie warszawskim dostali 40 złotych i stąd są zbulwersowani, stąd my organizujemy pilne spotkanie o godzinie 12 - mówił. Przyznał, że "zawsze jacyś niezadowoleni ratownicy się znajdą", ale "piłka nie leży już po naszej stronie". - Bo my przekazujemy środki stacjom pogotowia, ale nie mamy wpływu na to, jaką podwyżkę dadzą dyrektorzy pogotowia - stwierdził rzecznik MZ.
Zapewniał, że resort chce zakończenia konfliktu w warszawskim pogotowiu. - Zaprosiliśmy ratowników, żeby wysłuchać ich racji, będziemy rozmawiać z marszałkiem województwa mazowieckiego, właścicielem firmy Meditrans, czyli pogotowia ratunkowego w Warszawie, żeby jak najszybciej rozwiązał problem na linii z pracownikami - dodał. - Jeżeli stacja pogotowia otrzymuje środki na spełnienie oczekiwań na poziomie 60 złotych na godzinę , a dyrektor pogotowia daje 40 złotych, to coś tu jest nie tak. Gdzieś te 20 złotych dla ratownika ginie - zauważył.
Dyrektor pogotowia: nie otrzymaliśmy żadnej deklaracji co do wysokości tych środków, terminu ich przekazania
Do jego słów szybko odniósł się dyrektor Meditransu Karol Bielski. Wydał oświadczenie, adresowane do wiceministra Waldemara Kraski, w którym przekazał, że warszawskie pogotowie, mimo porozumienia między ratownikami a resortem, nie otrzymało informacji na temat podwyżek. "Do chwili obecnej (4.10.2021 g. 10:15) wbrew deklaracjom rzecznika prasowego MZ przekazanym na łamach mediów TVN24, WSPRiTS Meditrans SPZOZ nie otrzymaliśmy żadnej deklaracji co do wysokości tych środków, terminu ich przekazania zarówno z NFZ jak i MUW, pomimo wystąpień w tym zakresie. Zwracam się z prośbą o podjęcie działań w celu ich zabezpieczenia oraz możliwości realizacji w/w porozumienia niezwłocznie" - napisał.
I ostrzegł, że "działania wprowadzające w błąd mogą wpłynąć na eskalację protestu ratowników, a nie zamierzają do rozwiązania konkretnego problemu".
O tym, że w Warszawie zanosi się na kolejny protest informowaliśmy na tvnwarszawa.pl już w czwartek. Jak podawaliśmy, wypowiedzenia złożyło około 60 osób. Pracownicy Meditransu zapowiadali, że październikowy protest może być powtórką wydarzeń z początku września. W pierwszych dniach miesiąca część pracowników była na urlopie lub zwolnieniu lekarskim, inni złożyli wypowiedzenia. Mniejsza liczba karetek dostępnych dla pacjentów skutkowała tym, że do pomocy angażowano śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Pod koniec tygodnia dotarły do nas również sygnały, że do protestu zamierzają przyłączyć się ratownicy z powiatów warszawskiego zachodniego i grodziskiego, którzy na co dzień podlegają pod dyspozytornię w Radomiu. Chodzi między innymi o stacje w Błoniu, Ożarowie Mazowieckim, Łomiankach, Starych Babicach, Grodzisku Mazowieckim i Milanówku.
Źródło: PAP, TVN24, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24