Co najmniej od 2017 roku warszawscy urzędnicy wiedzieli, że przejście na Woronicza, gdzie we wtorek zginęły dwie osoby, jest skrajnie niebezpieczne dla pieszych. Jak zauważa ekspert, autorzy audytu wykonanego na zlecenie ratusza dokładnie przewidzieli czarny scenariusz, który stał się faktem. Urzędnicy zapowiadają zmiany w tym miejscu, dlaczego nie zareagowali wcześniej?
- Na szczęście dzieci nie chodzą teraz do szkoły, bo byłby to przystanek, na którym albo wsiadają, albo wysiadają z autobusu - mówi nam Magdalena Przybysz, dyrektorka Szkoły Podstawowej numer 205 imienia Żołnierzy Powstania Warszawskiego. Przystanek przy Woronicza, gdzie we wtorek doszło do tragicznego wypadku, rzadko jest pusty. Korzystają z niego uczniowie z tej podstawówki, ale także dzieci z pobliskiego przedszkola i ich rodzice, oraz okoliczni mieszkańcy. Łatwo stąd dotrzeć do metra, choćby linią 218. Przystanek jest na jezdni (bez zatoki), pasy zaczynają się w miejscu, gdzie "kończy się" stojący autobus. Nie jest bezpiecznie.
"Ten wypadek był duży, śmiertelny, ale na co dzień kierowcy nie przestrzegają przepisów i zdarzają się mniejsze kolizje. A to jakaś stłuczka się zdarzy, a to ktoś nie zdąży wyhamować lub wywróci się na skuterze. Tam jest dwupasmowy prosty odcinek, dwa przejścia dla pieszych i zero świateł. Strach tamtędy chodzić" - napisał na Kontakt 24 tuż po wypadku jeden z mieszkańców. "Z mojego balkonu bardzo dobrze widać jedno z tych przejść. Wystarczy postać 30 minut i widać, że co drugie auto ignoruje pieszych i na pewno nie jedzie 50 km/h. Nikt z tym nic nie robi, a incydentów na przejściach było wiele" - zauważył.
Czy radni wiedzieli, że w miejscu wypadku jest niebezpiecznie? Tak. Czy wiedzieli urzędnicy? Tak. Co najmniej od 2017 roku. Sprawdziliśmy, dlaczego przed tragedią nie udało się poprawić bezpieczeństwa na Woronicza.
Audytorzy przewidzieli scenariusz, jak się rozegrał
- Można było uniknąć tej tragedii. Jest duże prawdopodobieństwo, że nie doszłoby do niej. Warszawa, jako jedno z niewielu miast, ma dosyć dobry audyt przejść dla pieszych, które sukcesywnie przebudowuje. Tego akurat nie przebudowała przez siedem lat - zauważa Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu brd24.pl.
Co audytorzy stwierdzili o przejściu na Woronicza? - Napisali dokładnie taki scenariusz, jak się rozegrał. Pisali, że jest to przejście przez wiele pasów ruchu, przez 13 metrów, a kierowcy przekraczają prędkość. Piesi musieli czasem przebiegać, żeby przed nimi uciec. Myślę, że dokładnie to zobaczyliśmy: kogoś, kto jechał bardzo szybko, kogoś, kto próbował odbiec od samochodu. To się nie udało, więc spełnił się czarny scenariusz przed którym samorządowców ostrzegano - powiedział dziennikarz specjalizujący się w tematyce bezpieczeństwa drogowego.
Jego zdaniem, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, kluczowa jest infrastruktura. - Możemy ścigać kierowców, nadzór musi być. Ale jeżeli dobrze zbudujemy drogi, bez takich miejsc pułapek, wypadków będzie mniej. Kierowcy się nie rozpędzą - stwierdził Zboralski.
Apelowali o sygnalizację, prosili o fotoradar. Wszystko na nic
Przeglądamy interpelacje z poprzedniej kadencji. Radna Monika Czerniewska (Koalicja Obywatelska) wielokrotnie wskazywała, że ten odcinek Woronicza nie jest bezpieczny. Zainstalowanie tam sygnalizacji świetlnej uważała za konieczne. Postulowała to od dekady. Kiedy te prośby nie przynosiły efektu, apelowała: zamontujemy fotoradar.
Burmistrz Rafał Miastowski w odpowiedzi pisał, że do Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym wpłynęło aż 26 podobnych wniosków od osób zamieszkałych w tym rejonie. Jednak, jak dodał, analiza danych z drogówki nie uzasadniała "podjęcia decyzji dotyczącej instalacji urządzeń rejestrujących w tej lokalizacji". Teraz radna rozkłada ręce: - Co wskórałam? Nic. Mam poczucie totalnej klęski. Wczoraj totalnie się załamałam.
- W tej sprawie interweniowali również radni z Prawa i Sprawiedliwości. To był problem ponad podziałami politycznymi. Przygotowywaliśmy na sesji stanowiska, jednomyślnie. Prosiliśmy o wzmocnienie bezpieczeństwa na przejściach niestrzeżonych, pieszych, przez Woronicza - przypomina Czerniewska.
Ruch wzrósł po przebiciu Woronicza do Żwirki i Wigury
Sytuacja pogorszyła się, kiedy Woronicza zostało przedłużone do Żwirki i Wigury.
- Ruch wzrósł znacznie. Zrobiło się dramatycznie. Dwie zebry niestrzeżone między Woronicza i Spartańską pokonują rodzice z dziećmi. Zlokalizowana jest tam szkoła podstawowa, przedszkole, żłobek. Jest też Instytut Reumatologii na Spartańskiej. Ruch na pasach jest duży, to nie są jak kiedyś obrzeża Mokotowa, jesteśmy już w centrum Mokotowa, w centrum Warszawy - opisuje
Jak mówi, ostatni telefon w tej sprawie wykonała do Zarządu Dróg Miejskich przed wakacjami. - Nie było odzewu, nic nie pomagało. Wezwaliśmy na komisję dyrektora Zarządu Dróg Miejskich Łukasza Puchalskiego. W jego imieniu przyszła urzędniczka, która w ręce trzymała listę z 30 punktami. Mówiła: wszystkie są niebezpieczne. Wtedy zapytałam, gdzie jest Woronicza. Przyznała, że jest dość wysoko - relacjonuje Czerniewska. - My radni znamy nasz matecznik, wiemy, gdzie jest niebezpiecznie. Nie było jednak broni, żeby się fechtować na argumenty - dodaje.
Radna Czerniewska podtrzymuje, że najskuteczniejszym rozwiązaniem byłaby instalacja na Woronicza fotoradarów. - Byłam o godzinie 12 na przejściu. Kierowcy jeżdżą zalęknieni. Można? Można. Szkoda, że dopiero wtedy, kiedy wydarzyła się tragedia. Radary byłyby najtańszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem. Nie musimy wydawać 300 tysięcy złotych na sygnalizację świetlną. Fotoradary można zainstalować w miejscach, gdzie kierowcy się rozpędzają, a gdzie takie miejsca się znajdują wie każdy radny i mieszkaniec, który się tym interesuje. Tylko nikt z tej wiedzy nie korzysta - twierdzi. - Teraz jak nawet sygnalizacja świetlna pojawi się szybko, nie będę miała satysfakcji. Nie będę miała wrażenia, że radni pomogli - przyznaje.
"Bandyci drogowi wiedzą, że są bezkarni"
O audycie z 2017 roku mówił też Maciej Saja, członek stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. - Ratusz doskonale wiedział, że przejście dla pieszych na Woronicza, na którym zginęła pierwsza z ofiar, jest skrajnie niebezpieczne. W wewnętrznym audycie, przeprowadzonym w roku 2017, siedem lat temu, to miejsce otrzymało, uwaga, ocenę zero! Przypominam, że chodzi tu o bezpieczeństwo ludzi, waszej rodziny, przyjaciół, sąsiadów - opowiadał.
Aktywiści zorganizowali w sprawie wypadku konferencję prasową. Przypomnieli reakcję na tragedię prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który napisał, że "nawet najbezpieczniejsza infrastruktura może nie uchronić przed bezmyślnością na drodze i piratami drogowymi."
Radna Warszawy Marta Szczepańska podkreślała, że w tym miejscu infrastruktura wcale nie była bezpieczna. - Bandyci drogowi są na naszych ulicach, bo wiedzą, że są bezkarni. Sprawca wypadku z Woronicza miał rok temu cofnięte uprawnienia, mimo to, gnał dalej ulicami Warszawy. Jechał nawet 100 kilometrów na godzinę w momencie zabicia pieszej. Dlaczego? Bo mógł! Drogówka to fikcja, fotoradarów nie ma. To też są sprawy w których władze miasta nic nie zrobiły - zarzucała.
- Takich miejsc, takich skrzyżowań jest bardzo wiele w Warszawie a każde z nich to tykająca bomba. Odpowiedzi na interpelacje radnych, postulaty mieszkańców i brak reakcji na stanowiska rad dzielnic jasno pokazują, że poprawa bezpieczeństwa nie stoi na szczycie priorytetów miasta - podsumowywali radni z MJN: Łukasz Porębski (Żoliborz) i Jacek Grzeszak (Mokotów).
Przetarg w 2022 roku zakończył się fiaskiem
O sprawę zapytaliśmy Zarząd Dróg Miejskich.
- W połowie ubiegłej dekady zdaliśmy sobie sprawę, że potrzebujemy konkretnej i obiektywnej informacji o miejscach niebezpiecznych w stolicy. Skupiliśmy się na przejściach dla pieszych. Stąd przeprowadzony w latach 2016-20 kompleksowy audyt wszystkich (4092) nieosygnalizowanych przejść dla pieszych na drogach zarządzanych przez Zarząd Dróg Miejskich. Audyt dał nam jasne podstawy wskazujące, które przejścia powinny zostać poprawione i w jaki sposób. I rok po roku, po kilkadziesiąt, czasem sto zebr w Warszawie przechodzi zmiany. Czasem małe, czasem kompletną przebudowę - odpowiada Jakub Dybalski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich.
I przyznaje, że przejście, na którym doszło do tragedii zostało zaudytowane i ocenione na zero, czyli jako najbardziej niebezpieczne. Rzecznik zapowiada, że przejdzie zmiany. - Dla skrzyżowania Woronicza i Spartańskiej wykonawca kończy przygotowanie dokumentacji projektowej, która zakłada między innymi pełne osygnalizowanie tego skrzyżowania. Ten projekt odbieramy we wrześniu i planujemy przebudowę – jeśli uzyskamy finansowanie – w przyszłym roku - zapowiada Dybalski.
Dopytywany, dlaczego drogowcy nie zadziałali wcześniej, informuje, że pierwszy przetarg na dokumentację inwestycji w 2022 roku skończył się fiaskiem. Oferty znacznie przewyższały zaplanowany na ten cel budżet.
"Robimy to, co jest w granicach naszych możliwości"
- W audycie blisko 500 przejść uzyskało najniższe oceny (0 lub 1). Żadne z tych najniżej ocenionych nie jest ważniejsze od innego, równie nisko ocenionego. Zmiany wprowadzimy na wszystkich. Do tej pory, w efekcie audytu, wprowadziliśmy zmiany na 542 zebrach w stolicy w tym na 231 "zerach" lub "jedynkach". Jesteśmy więc w połowie drogi, by przejścia z takimi ocenami zniknęły z ulic Warszawy - wylicza Jakub Dybalski.
- Jako miasto robimy to, co jest w granicach naszych możliwości, czyli wprowadzamy kompleksowe zmiany w infrastrukturze. Wszyscy chyba widzieliśmy nagranie z monitoringu i kierowcę jadącego najwyraźniej sporo ponad dozwoloną prędkość i nie orientującego się co się dookoła niego dzieje. Trudno wskazać infrastrukturę, która takiego kierowcę by zatrzymała, skoro on w ogóle nie zwracał uwagi ani na infrastrukturę, ani na pieszą. Narzędzia kontroli prędkości i egzekucji przepisów ruchu drogowego, są niestety poza samorządem - podsumowuje przedstawiciel drogowców.
Jak ustaliliśmy od stycznia do sierpnia 2023 roku na Woronicza doszło do 31 kolizji, trzy osoby ucierpiały. W analogicznych miesiącach 2024 roku doszło również do 31 kolizji. Ucierpiało jednak siedem osób - dwie zginęły.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański