Ministerstwo Edukacji i Nauki

Ministerstwo Edukacji i Nauki

Eksperci: w te wakacje szkoły powinny pracować pełną parą. Minister: to czas odpoczynku

Choć minister Czarnek wypatruje rychłego końca wojny, czas przyjąć do wiadomości, że nawet gdy ten nastąpi, nie wszyscy uchodźcy wrócą do domów - przekonują eksperci. A to oznacza, że przed wielkim wyzwaniem stoi polska edukacja. Rozwiązania na przyszłość potrzebne są już teraz. Od kogo się ich uczyć? Jak inni pomagają uchodźcom i cudzoziemcom w szkołach? Sprawdziliśmy.

Polski system i ukraińskie dzieci. Jak będą wyglądały egzaminy i matury dla uchodźców?

Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcin Smolik uważa, że osoby, które w odniesieniu do dzieci uchodźców mówią: "zwolnijmy ich z wszystkiego, dajmy im możliwość, promujmy ich do wyższej klasy, spotkała ich krzywda", nie biorą pod uwagę całego kontekstu. - Nie wolno czegoś takiego zrobić, to się skończy źle dla wszystkich, a głównie dla tych dzieci - mówi. Dlaczego?

Dla kogo jest (polska) szkoła?

Nauczyciele w zdecydowanej większości chcą pomagać Ukraińcom i zależy im na dobru wszystkich dzieci. Ale pozytywne emocje i chęć wspierania mogą się szybko wypalić. Już dziś pojawiają się głosy jak ten: "Nie zamierzam się naginać i na siłę uczyć ukraińskiego, niech te dzieci uczą się polskiego" - Potrzeba nam dzisiaj nie tylko miłości, ale i mądrości. Potrzeba mądrych rozwiązań systemowych, które pozwolą wszystkim wyjść z kryzysu - dla tvn24.pl pisze dr Kinga Białek.

"Za późno, naprędce tworzymy miejsce. Ale miejsce to za mało". Na co naprawdę jesteśmy w szkołach przygotowani?

Nikt nie oczekiwał, że ministerstwo edukacji przewidzi wojnę, ale już dwa lata temu Najwyższa Izba Kontroli miała masę zastrzeżeń do tego, jak uczymy cudzoziemców. Teraz coś, na co mogliśmy się stopniowo przygotowywać, powstaje na hurra. Albo nie powstaje, bo brakuje nauczycieli i pieniędzy. A bez tego trudno sobie wyobrazić 14-letniego Ukraińca, który będzie musiał czytać "Pana Tadeusza" i w jednym palcu ma nasze niziny i wyżyny.

Czarnek zwiększa limity, nauczyciele dostawiają ławki, rodzice pytają: jakim i czyim kosztem?

W Polsce nie będą powstawać szkoły ukraińskie, a co najwyżej oddziały przygotowawcze, w których dzieci nauczą się języka polskiego. Powstają, ale bardzo wolno, bo samorządy obawiają się, że zabraknie pieniędzy i nauczycieli. Zamiast tego puchną powiększane o kolejnych uczniów klasy ogólnodostępne. Cenę tego poniosą nauczyciele i wszystkie dzieci - bez względu na ich pochodzenie.

Nie znają polskiego, nie będą wiedziały, jak pytać. "Możemy im to odrobinę ułatwić"

- Dzieci z Ukrainy, które uczyliśmy do tej pory, miewały trudne doświadczenia. Ale równocześnie ich rodzice mieli tu załatwione mieszkanie, pracę, a one przed wyjazdem mogły się przygotować. Te dzieci, które przyjeżdżają do Polski teraz, doświadczyły wojennej traumy i to nad nią, a nie tylko nad znajomością języka, będziemy musieli pracować - mówi Aleksandra Kosior, asystentka międzykulturowa z Wrocławia.